Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość aż do śmierci. Historia pisana pocztówkami z frontu I wojny światowej

Grzegorz Okoński
Archiwum T.Szcześniak
Wojna to coś strasznego, zabiera na zawsze bliskich, których śladów trzeba szukać latami - mówi Teresa Szcześniak, trzymając zdjęcie młodego żołnierza w pruskim mundurze. - I trzeba mieć świadomość, że wolność od wojen nie jest dana na zawsze...

Pionier Stanisław Popielas
Wszystko zaczęło się od babci Teresy Szcześniak, której bracia zginęli na froncie zachodnim w czasie I wojny światowej. Pochłonęło ich piekło Verdun, jednej z najkrwawszych bitew w dziejach ludzkości. Mieli po dwadzieścia lat, życie przed sobą, pełne planów i marzeń - dostali jednak bilety do wojska, do armii pruskiej. Babcia zachowała wszystkie pamiątki po nich i przekazała je później wnuczce, pani Teresie. Razem z krótką, lecz ważną misją - pamiętajcie o poległych.

- To są tragedie Polaków: wobcych mundurach, pruskich, rosyjskich, austriackich, jechali na front, nie pytali za ile i poco, nawet bez pewności, czy ich wiara, że odrodzi się Polska, ma jakieś realne podstawy. Tak jak wuj Józef, który zginął tuż przed końcem wojny, 15 października, w dniu imienin swojej mamy Jadwigi, i którego mogiła do dziś jest nieznana. Pewnie leży gdzieś w zbiorowym grobie, jako bezimienny żołnierz pruski...

Teresa Szcześniak zaczęła się interesować przodkami kilkanaście lat temu, gdy próbowała ocalić informacje o nich przez budowę drzewa genealogicznego. Przeglądała zdjęcia, kartki pocztowe, i starając się ustalić losy poległych pod Verdun braci babci, zwróciła się o pomoc do niemieckiej organizacji zajmującej się przymusowymi robotnikami wywiezionymi - jak jej mama - w czasie minionej wojny do Niemiec. Stamtąd otrzymała sugestie, gdzie może pytać o mogiły żołnierzy pruskich.

Po jakimś czasie otrzymała informację - pani o polskim imieniu i nazwisku, pracująca w niemieckiej instytucji zajmującej się miejscami pamięci, ustaliła, że jeden z jej wujków jest pochowany na cmentarzu we Francji. Po przeszukaniu archiwów niemieckich, francuskich i belgijskich, przysłała do Kalisza, do pani Teresy informację: "Nazwisko: Stanisław Popielas, stopień wojskowy: starszy szeregowy, oddział: 4/ Pionier/ R.29., data śmierci: 1.04.1915 r. Pierwszy pochówek Vienne la Chateu. Przeniesiony w latach 20. przez służbę francuską na miejscowy cmentarz 1914/1918 Consenmoy, Francja, kwatera 5, grób 1159"...

Ty też tu przyjedziesz...
Stanisław Popielas i Józef Popielas, wujkowie Teresy Szcześniak. Ze zdjęcia spogląda ubrany w mundur i pikelhaubę brat jej babci Walentyny, Stanisław: trafił do jednostki szkolącej saperów - Zapasowego Pułku nr 29 w Poznaniu, skąd po przeszkoleniu skierowano go wprost na front do Francji. Do mieszkających wówczas w Popowie koło Śmigla rodziców i rodzeństwa wysyłał pocztówki. Z Arcachan pisał 9 marca 1915 r. do siostry: "Pozdrawiam Cię mile i serdecznie, do miłego zobaczenia, ale czy się jeszcze zobaczymy - oto jest pytanie?...".

Zostały mu wtedy trzy tygodnie życia i więcej siostry nie zobaczył.
Zginął 1 kwietnia 1915 r. pod Verdun. Zdążył jeszcze w marcu wysłać do rodziny wiersz pt. "Wspólna mogiła 1915", w którym pisał: "... Krzyż postawiono na te ludzkie szczątki. A obok granat XX wieku. Niech tu spoczywa nawieczną pamiątkę, póki się miłość nie zrodzi w człowieku…". Wiedział, że frontową niedolę, głód, zimno, błoto, kąsające szczury i tęsknotę za rodziną, cierpią wszyscy żołnierze, po obu stronach zrytego pociskami księżycowego krajobrazu. Pisał więc: "… Żołnierze wokół mogiły stanęli. Wszystkie się razem zmieszały mundury. Za towarzyszy się wspólnie modlili. Salutowano się po tym obrządku. Na dwoje części się wojsko rozdzieliło. I znowu do rowu kroczono w porządku. I zbieram myśli, czy czasem snem było…"

W ślady Stanisława poszedł drugi wuj pani Teresy - Józef. On dał Walentynie w 1912 roku pamiętnik, zachowany do dziś. Kolega wujka Stanisława przesłał pocztówkę wujkowi Józefowi w 1916, w której napisał m.in. - "niebawem i Ty tu przyjedziesz". Józef faktycznie przyjechał, po przeszkoleniu, wraz ze swoją jednostką. I też zginął.

- Tylko przywieziono ponich odznaczenia - Żelazne Krzyże, do tego ich szkaplerze, ryngraf z Matką Boską Częstochowską - przypomina sobie pani Teresa. - I pozostały ponich też jeszcze moje najdroższe pamiątki: pierścionek babci, który ona dostała od wuja Stanisława, a ja później od niej na moje 18 urodziny, i pozdrowienia pisane na kawałku kory brzozowej, z przywiązanym kawałkiem mchu...

Nocna łuna w Consenmoy
- Gdy dowiedziałam się, gdzie leży wuj Stanisław, zadzwoniłam do syna Bartłomieja, który pracował wówczas w Islandii, ale zanim coś powiedziałam, usłyszałam: wiem, o co ci chodzi - chcesz tam pojechać? Syn obiecał, że zrobi wszystko, żebym była na grobie wujka Stanisława. I wraz z nim i z mężem pojechaliśmy szukać cmentarza Consenmoy. Był kwiecień 2007 roku.

Na jednej z pocztówek z19.03.1915 r. kuzyn mojej babci napisał: "… naszych dużo zginęło. Nadchodzi wiosna, soczysta zieleń. Wielkanoc przyjdzie nam spędzić w okopach…". Po drodze mijaliśmy fortyfikacje wojskowe, pomniki upamiętniające tamte wydarzenia. Mąż z synem na zmianę prowadzili samochód. Po drodze mijaliśmy cmentarz żołnierzy amerykańskich, ale nie mogliśmy odszukać cmentarza żołnierzy niemieckich. Prosiłam w modlitwie wujów, ażeby docenili mojego męża i syna, ich trud i poświęcenie w odnalezieniu miejsca spoczynku mojego wujka Stanisława. I stało się coś niesamowitego: była godzina druga w nocy, gdy syn zjechał na pobocze jezdni, by chwilę odpocząć. Wtedy w świetle reflektorów jakby z ziemi wyrosła tablica informacyjna, że po drugiej stronie jezdni znajduje się cmentarz żołnierzy niemieckich. Mieliśmy ze sobą plan sytuacyjny cmentarza, który otrzymałam wraz z informacją o odnalezieniu grobu wujka, sięgnęliśmy po latarkę...
To niesamowite zdarzenie dodało poszukiwaczom energii - w ciemnościach odszukali zbiorową mogiłę żołnierzy niemieckich i polskich, którzy nie z własnego wyboru walczyli w armii pruskiej. Na płycie było też nazwisko Stanisława Popielasa. - Na tej mogile postawiłam znicz i rozsypałam ususzone kwiatki z działki, które przewiozłam w książce Stanisława Kisiela "Dzienniki". Obok zniczy położyłam obrazek Matki Bożej Częstochowskiej. Modliliśmy się. Prosiłam Jasnogórską Panią, ażeby tych wszystkich chłopców, niezależnie od tego, jakiej byli narodowości, miała w opiece. Oni zasługują na pamięć i szacunek. I jak odjeżdżaliśmy, to widzieliśmy światło: jeden znicz, a nadcmentarzem łuna świeciła...

Nie tylko wujkowie
Od tego wydarzenia minęło kilka lat, ale pani Teresa pamięta je dokładnie. I chce wrócić doConsenmoy, by Stanisławowi - i symbolicznie też Józefowi - zapalić znicze, a może nawet spotkać się przy grobie z potomkami poległych żołnierzy, też tych, którzy walczyli w innych mundurach, lecz tak samo byli przekonani o słuszności swej sprawy.

Ta historia dała początek pasji. Pani Teresa odkrywa kolejne fakty i... odwiedza kolejne cmentarze.

W Rogalinku zapala znicz na grobie dziadka, żołnierza I wojny, uczestnika bitwy pod Ypres (tam też walczył jego brat, późniejszy legionista), rannego, leczonego w Rumunii, ale wielkiego szczęściarza - bo wrócił z wojny; jedzie też nagrób kuzyna babci, kapelana w czasie Powstania Wielkopolskiego, społecznika i współzałożyciela banku, pamięta też o innym kuzynie, księdzu - lotniku, pochowanym przed wojną w Buku. Syn żartuje i mówi: Mamo, ty wciąż siedzisz w tych okopach. A Teresa Szcześniak babcine wspomnienia, zdjęcia i pocztówki przechowuje jak relikwie: przekaże je potomkom, by pamiętali o chłopcach, którzy wiek temu poszli na front w obcym mundurze, ale z nadzieją wywalczenia wolności dla kraju znanego im z opowiadań rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski