Wprawdzie sportowcy chcą szybciej, wyżej i mocniej, tyle że aż za bardzo. Stąd wielka afera z dopingującymi się z pomocą swojego państwa Rosjanami, ale także aferki z polskimi ciężarowcami. Dla nas pierwsze dni rywalizacji w Rio były nieudane, bo jeden Majka wiosny nie czyni. Dla kaliszan i kibiców kajakarstwa nadzieją jest jeszcze Marta Walczykiewicz, której życzę, żeby wreszcie pokonała Lisę Carrington.
Ale przecież olimpizm to także wychowywanie poprzez sport, a w żadnym razie nie zarabianie na nim gigantycznych pieniędzy. Tego już jednak nie zmienimy i może to i dobrze, bo dzięki temu na starcie spotykają się rzeczywiście najlepsi, a nie - jak było w czasach ustroju słusznie minionego - amatorzy z zachodu i zatrudnieni na lewych etatach pseudoamatorzy ze wschodu. Z całym szacunkiem dla Szurkowskiego i Szozdy, ale miał trochę racji piszący ciut wcześniej Marek Hłasko, według którego mistrzowie RWPG nie byliby w stanie dogonić nawet na motocyklach kolarzy z zawodowego peletonu.
Przy okazji warto wspomnieć pierwszego kaliskiego olimpijczyka kolarza Jerzego Koszutskiego. Do klubu wstąpił w wieku 20 lat, a już trzy lata potem reprezentował Polskę na igrzyskach w Amsterdamie. Wkrótce zakończył karierę (w wieku 24 lat!) i zajął się muzyką. Kilka lat później odpowiedział na wezwanie organizatorów wyścigu w Kaliszu, pojawił się na torze i dwukrotnie ograł jak chciał wielokrotnego mistrza Polski, gwiazdę 1 kilometra Artura Pusza. Po czym wrócił do... muzykowania. Koszutski był olimpijczykiem pełną gębą także dlatego, że inaczej niż słynny skoczek przez stoczniowy mur pokazał: Mogę, ale nie chcę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?