Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe zegary made in Kalisz [ZDJĘCIA]

Andrzej Kurzyński
Studiował budowę okrętów, ale jego życiową pasją stała się budowa zegarów. Wiesław Giera sam konstruuje nowe mechanizmy i ożywia te stare. Na tarczach swoich zegarów zawsze umieszcza symbole związane z Kaliszem

Zaczęło się, gdy był jeszcze nastolatkiem. - Przyjeżdżałem do babci, gdzie wisiał zegar. Przy nim się spało, czy odmawiało pacierz. Jego dźwięk towarzyszy mi do dzisiaj - mówi Wiesław Giera. - Gdy miałem kilkanaście lat zegar się popsuł i postanowiłem go naprawić. Już wówczas zaczęło mnie to interesować.

Pan Wiesław studiował w Gdańsku. W drodze na uczelnię mijał targ, na którym nie brakowało zegarów lub samych mechanizmów.

- Jeśli było mnie stać, to kupowałem te, które można było jeszcze naprawić. Niekiedy rodzina lub koledzy przynosili zegary z uszkodzoną obudową, aby je naprawić - dodaje pan Wiesław.

Z czasem pojawił się pomysł, aby konstruować własne zegary.

- Zacząłem od czytania literatury, obliczeń oraz wyboru samego mechanizmu, który będę mógł sam wykonać - opowiada konstruktor. - Wszystko wymagało też przygotowania warsztatu. Swoją pierwszą maszynę przywiozłem z Rosji. Byłem na studenckich praktykach w ówczesnym Leningradzie. Do domu wracaliśmy przez Moskwę. Koledzy przywozili wtedy złoto. Ja wracałem z ważącym 20 kilogramów urządzeniem, które składało się z piły tarczowej, heblarki i tokarki do drewna...

Z biegiem lat o maszyny było łatwiej. Wraz z pojawieniem się marketów budowlanych trudności zupełnie zniknęły. Pan Wiesław stworzył swoje królestwo w piwnicy. To tutaj powstają mechanizmy wyjątkowych zegarów, wzorowanych na zegarach typu szwardzwaldzkiego. Cały proces technologiczny został zaprojektowany w najdrobniejszych szczegółach. Dokumentacja zawierająca rysunki techniczne, wymiary wraz z opisami dotyczącymi doboru narzędzi liczy sobie kilkaset stron.

- Z racji inżynierskiego wykształcenia nie miałem z tym problemu. Później pojawiły się też komputery, więc można było korzystać z odpowiedniego oprogramowania. Obudowy powstawały na desce kreślarskiej - dodaje pasjonat.

Aby precyzyjnie wykonać elementy mechanizmu zegara, potrzebne było jeszcze wykonanie specjalnych przyrządów i narzędzi. Mając już tak przygotowany projekt, można było rozpocząć realizację pomysłu.

- Ileś rzeczy trzeba było popsuć, żeby w końcu osiągnąć efekt - mówi nasz rozmówca. - Sam mechanizm powstaje około 10 godzin. Później zegar musi być przetestowany. Latem, zamiast się opalać, dłubałem w piwnicy. Wypoczywam przy tym od stresów dnia codziennego. Hobby jest elementem terapii zajęciowej.

Do dzisiaj powstało kilkadziesiąt mechanizmów, działających bez najmniejszych zarzutu oraz wyjątkowych obudów do ponownie ożywionych zegarów. Swoje nowe konstrukcje pan Wiesław sygnuje herbem miasta lub innymi symbolami związanymi z grodem nad Prosną. Jak podkreśla, jest świadomym kaliszaninem z wyboru od blisko 40 lat. Jego zegary niczym nie różnią się od najlepszych, ale są wyjątkowe. W ten sposób w warunkach rękodzieła powstała prawdziwie kaliska marka zegarów, która była nawet przedmiotem pracy inżynierskiej w kaliskiej PWSZ.

- Nie tylko Niemcy potrafią rozbić "Szwardzwaldy" - podkreśla z dumą pan Wiesław. - Ponieważ studiowałem budowę okrętów, w moim mechanizmie jest pewna myśl, której nie spotka się w literaturze zegarmistrzowskiej, koło łańcuchowe na wzór koła okrętowego. To jest mój wkład w zegarmistrzostwo światowe "made in Kalisz".

Zbudowane lub ożywione przez kaliszanina zegary mają swoją duszę.

- Zegar jest wyjątkową pamiątką. Jest łącznikiem z tą daleką przeszłością, z naszym dziadkami i pradziadkami. Tak jest w przypadku zegara mojej babci. Ale nie tylko. Jakiś czas temu pani przywiozła mi mechanizm zegara, który spłonął. I nie chodził bodaj 30, czy 40 lat. Uruchomiłem go, dorobiłem gong i inne elementy. Właścicielka powiedziała, że to coś niesamowitego. Po raz pierwszy po latach, już jako osoba dorosła, ponownie usłyszała tykanie zegara, które pamiętała z dzieciństwa - opowiada pan Wiesław.

Swoją niezwykła historię ma też zegar, który do Polski trafił aż spod Kurska. Jeszcze w czasach carskiej Rosji należał do właściciela cukrowni. Za sprawą jego ciotki znalazł się w Warszawie. Zniszczony podczas powstania ostatecznie trafił w ręce Wiesława Giery i dziś ponownie odmierza czas.

Niedawno za namową żony pan Wiesław wyszedł ,,z podziemia" i zaprezentował swoje zegary na wystawie w Centrum Informacji Turystycznej. W przyszłości rozważa ich przekazanie do Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski