Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O powstaniu Kalisza część 2.

Tomasz Kubis
Andrzej Kurzyński
Oto druga część opowiadania „O powstaniu Kalisza”. Jak zachęca autor Tomasz Kubis - to wersja współczesna, przepełniona czarnym humorem i metafizyką. Ciąg dalszy za tydzień.

Rabbi na chwilę zawiesił głos. Jego twarz stężała, a usta skurczyły się i zbladły.

- Za pińć dni przybywa do Kalisza niejaki Aleksandyr Tur, Bułgar, dawny sługus KGB. Za pińć dni, ale jednak nie za pińć. - Rabbi pogładził się po brodzie, potem rozłożył ręce i uniósł je ku brudnobiałemu sufitowi. - Czesi wiedzą, że za pińć dni, ruskie wiedzą, że za pińć dni, ale my wiemy, że za jeden dziń. Że jutro. Że nawet dzisiaj przed północą!

Tu rabbi Azmaveth uniósł chudy palec i tonem nauczyciela akademickiego ciągnął wywód:

- I tego Tura, tego Bułgara, typa brzydkiego, że aj, aj, chcą przejąć Czesi i ruskie!

Teraz stary Żyd przechylił się w fotelu i przysunął do zebranych. Skrobiąc ostrym paznokciem po drewnianym podłokietniku fotela zaostrzył ton głosu tak, że w dźwiękach wydawanym przez jego starcze struny głosowe było więcej skrobania, niż w samym skrobaniu paznokciem po drewnie.

- Tego Tura muszą panowie u-po-lo-wać! Bezwzględnie! Bo Tur, proszę ja panów, oprócz tego, że brzydki, to jeszcze złośliwy szkodnik. Widzą panowie - tu rabbi osunął się na fotel i rozparł wygodnie. - Przez wiele setek lat, czego panowie są z pewnością wybitnie świadomi, Kalisz zamieszkiwali Żydzi. I po tych Żydach, po ich kilkusetletniej historii w Kalish - a raczej w kale pod jego piwnicami i fundamentami - zostało wiele różnych ... rzeczy. Rzeczy ukrytych, zasypanych, życiodajnych, ale i strasznych.

- I te cenne artefakty zapewne chcieliby pana mocodawcy odzyskać - wtrącił Mecenas.

- Aj, aj, uchowaj Adonai! - stary Żyd wyrzucił przed siebie ręce w geście tyle obronnym, co rozpaczliwym, zamachał nimi i na koniec zacisnął guzowate palce na podłokietnikach. - O to chodzi, żeby nikt tych ... rzeczy ... nie odzyskiwał! Żeby one światła dziennego już nie oglądały, ale zostały zagrzebane w kale pod miastem! Zagrzebane do dnia sądu ostatecznego ... bo po dniu sądu ostatecznego to już można odgrzebać. Ale wcześniej nie! Bo przyniosłyby one dużo zła. Aj, aj, dużo, dużo zła! I ten Tur, proszę ja panów, te rzeczy zamierza ... spod ziemi wydobyć.

Kiedy Rabbi zamilkł, ptaki za oknem też ucichły. Po chwili stary Żyd dodał:

- Należy tego człowieka ująć i uwięzić, aż do czasu, gdy moi przyjaciele go przejmą.

- Ilu ludzi z nim będzie?

- Nie będzie z nim żadnych ludzi.

- Zatem będzie sam.

- Tego nie powiedziałem ... - wraz z tymi słowami z ust rabbiego wypłynęła jakby ciemność. Strach począł krystalizować się tuż ponad głowami gangsterów. Mecenas przygryzł wargi i z lekko wymuszonym uśmiechem zapytał:

- Oprócz oczywistych aspektów moralnych tej misji i ogólnego dobra ludzkości, które stanowi dla mnie i moich kolegów bezwzględny priorytet, rozumiem, iż możemy liczyć na gratyfikację w swej naturze bardziej materialną?

- Czy panowie mogą liczyć? A czy ja mówię, że panowie nie mogą liczyć? Niech panowie liczą! Choć pierwszą i najgłówniejszą gratyfikacją dla panów jest kontrola nad Kalish. Powstanie Kalish! A także usunięcie czeskiej i poradzieckiej konkurencji. Ja wim i panowie wicie, że konkurencja kradnie piniądz. A piniądz jest piniądz!

- Szanowny rabbi - tu pan Mecenas zwrócił z wyjaśnieniami do podkomendnych - pomoże nam w ... negocjacjach z biznesmenami z Czech i Rosji i rozwiązaniu ewentualnego konfliktu interesów.

- I oni posłuchają? - jęknął pytająco Picasso, który był najbardziej z żołnierzy Mecenasa obeznany w mentalności braci Słowian zza Buga.

- Aj, aj posłuchają, nie posłuchają - westchnął rabbi kiwając głową i uśmiechając się szeroko. - Jak moje kolegi z Mosadu z nimi porozmawiają, to te, które przeżyją, posłuchają skwapliwie.

Tu rabbi zagwizdał wesoło i dodał:

- A oprócz tego otrzymają panowie wiele lukratywnych zleceń. Chcę podkreślić przymiotnik „lukratywnych”, bo ten przymiotnik zawsze wart jest podkreślenia.

Cherubinkowi nie podobało się to wszystko. Nie podobał mu się rabbi, jeszcze mniej podobały się tajemnicze „rzeczy” spod ziemi, które pod ziemią winny zostać. A szczególnie nie podobało mu się słowo „przymiotnik”, którego nie rozumiał i które trącało jakąś ukrytą strunę w jego jestestwie, dotykało szczególnego jakiegoś wspomnienia, wypartego ze świadomości, ze względu na towarzyszącą mu grozę i wyjątkowy wymiar cierpienia ...

***

Czekali skryci w najciemniejszych zakamarkach rozsianych dookoła placu ratuszowego. Sierpniowa noc była bardzo ciepła i dziwnie lepka. Księżyc w pełni oświetlał srebrnym blaskiem listowie kaliskich drzew i krzewów, a świetlne kule na szczytach lamp ulicznych nadawały miastu kolor miodu pomieszanego z sepią. Powietrze gęstniało z minuty na minutę, ulice opustoszały już przed północą. Wszystko z nich uciekło - ludzie, koty, nietoperze. Ucichły nawet owadzie skrzydła.

Cherubinek siedział we wgłębieniu za filarem ratusza. Ściskał w dłoni wierną śrutówkę. Tuż za nim na rozpiętym pokrowcu leżały ruski granatnik i kałasznikow. Pięć metrów na prawo, za innym filarem czaił się rabbi Azmaveth. Obok niego także spoczywało kilka sztuk ciężkiego sprzętu, skonstruowanego z myślą o efektywnym dziurawieniu bliźnich, tudzież rozrywaniu ich na kawałki. Dziwny arsenał jak na polowanie na jednego faceta.

Nagle, choć nie wiadomo dokładnie kiedy - nikt nie uchwycił tego momentu - nad plac ratuszowy zaczęła napływać mgła o zielonkawym odcieniu. Jej smugi wydobywały się ze studzienek kanalizacyjnych, nadciągały od strony parku miejskiego i znad kanałów. Wraz z mgłą nadchodził sen. Posnęło wszystko, co żyło na Śródmieściu i w jego okolicach. Posnęli po domach prawi obywatele, posnęła żulerka po bramach, zapadli w naganny formalnie sen najróżniejszej maści stróże nocni, pochrapywały koty w piwnicach, a nawet nietoperze na strychach.

Mgła otuliła i wytłumiła wszystko.

Księżyc nabrał zgniłej barwy trupiej skóry. Wykwity na jego powierzchni układały się w kształt trupiego oblicza.

Cherubinek czuł, że tylko dziwna „zielona herbatka”, którą wcześniej napoił ich rabbi, a która teraz buzowała ożywczo w jego trzewiach, powstrzymywała go przed zaśnięciem. Było to dziwne uczucie. Nic zresztą dziwnego, bo tu wszystko było dziwne. Dziwne było zlecenie, dziwny zleceniodawca, dziwna noc. Dziwne było to, że rabbi usypał przed ratuszem okrąg z - jak twierdził - sproszkowanych kości proroka Elizeusza, w których - zgodnie z historią biblijną - ostało się jeszcze boże namaszczenie. Wszystko to było głupie, zabobonne i śmieszne. Przynajmniej takie było w świetle dziennym. Ale nie teraz, nie w nocy. Nie w tej mgle. Tu i teraz nic nie było śmieszne, wszystko było straszne.

Wtem rabbi drgnął i skinął na Cherubinka. Palec żydowskiego duchownego powoli wyprostował się i wskazał coś w oddali. Na tle zielonkawej mgły zarysowała się postać - ludzka, nieludzka? Nie wiadomo! Jakaś taka cmentarna. Był to Aleksandyr Tur we własnej tajemnej osobie. Wyłonił się z mgły, której tuman jeszcze szczelniej opatulił plac ratuszowy.

Tur nadciągnął od strony ulicy Śródmiejskiej i dumnie wkroczył na plac, niczym władca puszczy na leśną polanę. Odziany w pelerynę kroczył w poprzek kamiennej polany, a księżyc podświetlał jego bujną czuprynę oraz brodziszcze do pasa. Nagle - gdy dotarł do niewidzialnego kręgu usypanego z prochów proroka Elizeusza - jakby się potknął, skurczył gwałtownie, złapał za brzuch, osunął na kolana i powoli zwinął w kłębek. Rozkasłał się też gruźliczo, ale nagłym ruchem odwinął się i powstał! Wyprężył się jak struna i z trudem - bo z trudem - ale wyrwał się z kręgu. A przecież krąg powinien go powstrzymać! Tak mówiła legenda!

- Uj, coś lekutko trefne te legendy z Bliskiego Wschodu - wyszeptał rabbi do krótkofalówki. - Czas na legendy z Kalish.

W górnym okienku jednej z przyratuszowych kamieniczek coś błysnęło. Mgła i tłumik wyciszyły huk wystrzału. Gumowy pocisk złamał Turowi żebro i cisnął jego bułgarskim ciałem na kamienne płyty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski