Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza podróż... do domu!

Maria Wieczorek, młoda mama
Maria Wieczorek.
Maria Wieczorek.
Czy my na pewno sobie poradzimy? - pyta się mnie już chyba po raz dziesiąty Magda, koleżanka ze szpitalnej sali. - No jasne, jeśli nie my, to kto? - odpowiadam z dużą pewnością siebie (a przynajmniej mam taką nadzieję, bo tak naprawdę wcale nie jestem o tym przekonana). "Wyrok" zapadł: i ja, i Magda zostajemy dziś wypisane do domu!

Radość z tego faktu (wiadomo, że we własnych czterech ścianach lepiej się człowiek czuje niż w szpitalu) miesza się z obawami - o siebie (jak ja wejdę na czwarte piętro???), o córkę (tylu rzeczy trzeba się przecież nauczyć - jak ją kąpać, przewijać, pielęgnować, karmić), o nas obie - że przecież nie rozumiem, co ona chce mi powiedzieć! Jedyną pewną w tym równaniu stanowi tata - i mimo że dla niego to wszystko też będzie nowe - to liczę, że on sobie ze wszystkim świetnie poradzi.

Mimo że Zuza miała przyjść na świat na wiosnę, gdy wychodzimy ze szpitala (koniec marca), przedzieramy się przez śnieżne zaspy. Tata dźwiga do samochodu (w foteliku) opatuloną w kombinezon i kocyk dziewczynkę - z emocji zaparkował na niedozwolonym miejscu. Na szczęście to tylko chwila i już jesteśmy w środku. Pierwsza nasza wspólna podróż do domu mija błyskawicznie - Zuzia śpi słodko w kupionym przez babcię za dużym kombinezonie (pielęgniarka mówi, że one zawsze są za duże). Śpi, gdy wnosimy ją po schodach i śpi, gdy zaczynamy ją rozbierać. Budzi się dopiero przy zmianie pieluszki. Mimo uczęszczania do szkoły rodzenia ruchy taty są nieporadne i czynność trwa zapewne pięć razy dłużej niż zostało to przewidziane statystycznie... Sytuacji nie poprawiają sąsiedzi, którzy właśnie dzwonią do drzwi (przyszli z kwiatami i garnuszkiem zupy dla rekonwalescentki - mamy oraz oczywiście z gratulacjami, tylko czemu akurat teraz?!). Mimo to opanowujemy nerwy - przecież wszystko jest kwestią wprawy.

Kiedyś Marcin Prokop opowiadał, że gdy przestraszeni wychodzili z nowo narodzoną córką ze szpitala, zapytali pełnym obaw głosem pielęgniarkę "I co teraz, co my mamy z tym dzieckiem robić?..." - na co mądra kobieta odpowiedziała: "No jak to co? Kochać".

I to wystarczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski