Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Voelkel mówi nam, jaki będzie Bałtyk! [WIZUALIZACJE]

Karolina Koziolek
Piotr Voelkel mówi nam, jaki będzie Bałtyk!
Piotr Voelkel mówi nam, jaki będzie Bałtyk! MVRDV
Piotr Voelkel, przedsiębiorca, twórca Grupy VOX i jeden z najbogatszych poznaniaków, opowiada o początkach swej działalności biznesowej, o tym, jak wybierał projekt Bałtyku i przekazywał firmę synowi.

Niedawno, podczas prezentacji projektu budynku Bałtyku, który ma stanąć przy Kaponierze, mówił Pan, że zaczęło Panu zależeć na Poznaniu dopiero wtedy, kiedy przekonał Pan swoje dzieci, żeby tu zostały. Rodzina jest taka ważna?
Piotr Voelkel: Dla mnie bardzo, co się przejawia m.in. w tym, że mieszkamy blisko siebie. W połowie lat 90. sprowadziłem do Poznania rodziców i dziś uważam, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Z jednej strony mogę się nimi opiekować, gdy są w potrzebie, a z drugiej mogą oddziaływać na wnuki i prawnuki. Wszyscy wiemy, że grzeszymy na oczach dzieci. I mimo że staramy się im wpoić różne wartości, to nasze zachowania, których bywają świadkami, burzą w nich poczucie naszej nieskazitelności. Kiedy sprowadziłem z Krotoszyna rodziców, sytuacja się zmieniła. Oni byli dla dzieci tacy, jakim ja chciałem być.

Teraz rodziców i córki ma Pan "przez płot".
Piotr Voelkel: To prawdziwy kołchoz. Przyjaciele mi tego zazdroszczą. Jest to połączenie komfortu posiadania własnej przestrzeni z bliskością, która nie jest nachalna. Kiedyś rozpatrywaliśmy, czy mieszkać w Poznaniu czy gdzieś w świecie, jednak zapuściliśmy tu korzenie i pozostanie było dla nas dobrym wyborem, natomiast dla dzieci taka decyzja nie była oczywista.

Panu pewnie było łatwiej kupić kilka działek obok siebie i postawić tam domy dla całej rodziny, ale nie każdego na to stać. Co innego być blisko, korzystać ze swojej pomocy, ale już np. jeden dom i jedna kuchnia to nie jest tak różowo.
Piotr Voelkel: Łatwo nie było. To kwestia woli. Jeśli dzieci mieszkają w różnych miastach, to znaczy, że rodzina podjęła decyzję, że nie chce być razem. Czy pani myśli, że zrealizowanie projektu mieszkania blisko było proste? To wymagało dużo pracy. Znalezienie działek obok siebie i przekonanie właścicieli, żeby je sprzedali, nastręczyło sporo trudu. Jednak nie wszyscy muszą kupować obok siebie domy. Można mieć mieszkania w bloku niedaleko siebie. Ważne nie jest to, że mamy obok siebie domy, ale to, że chcieliśmy mieszkać niedaleko.

Ma Pan troje dzieci, prawda?
Piotr Voelkel: Mam dwie córki i syna, który jest najmłodszy. Syn skończył zarządzanie i marketing na wydziale prawa. Potem wyjechał do Chin, gdzie rozkręcał oddział naszej firmy, co mu dobrze wyszło. To była dla niego szkoła życia. Młodsza córka - Ewa po socjologii jest szefową Concordia Design. A starsza - Maria skończyła Akademię Sztuk Pięknych, zajmuje się tkaninami i ceramiką. Spędzała czasem całe tygodnie u kobiet, które jako ostatnie znały jakiś rodzaj splotu, tylko po to, by się od nich tego nauczyć. W tej chwili wykłada w School of Form.

Wiele lat temu mówił Pan, że ma ambicje, żeby zmienić wizualnie Poznań. W rezultacie zagospodarował Pan zapomniane tereny przy ul. Kutrzeby i postawił tam szkołę. Potem miejsce dostrzegł deweloper i wybudował tam osiedle. Jednak to 2014 rok będzie dla Pana przełomowy. Rozpocznie się budowa wieżowca Bałtyk. Mówimy o Kaponierze, ważnym miejscu w Poznaniu. Wybrał Pan holenderską pracownię, dlaczego nie poznańską jak Grażyna Kulczyk w przypadku Starego Browaru?
Piotr Voelkel: Dałem również szansę poznaniakom. Anegdota na ten temat jest taka: od samego początku o wyglądzie budynku decydowała konserwator zabytków. W efekcie zrobiłem konkurs ogólnopolski. Spodobała mi się praca Przemysława Borkowicza, architekta z Poznania. Nie przypadł on jednak do gustu Marii Strzałko, ówczesnej konserwator zabytków. Nazywał się "cube", mógł to być symbol Europy, a nie tylko Poznania.

Skoro to był tak świetny projekt, nie próbował Pan przekonywać pani konserwator?
Piotr Voelkel: Próbowałem przez trzy lata. Skutkiem trwającej między nami dyskusji był kompromis, czyli projekt, który jest obecnie realizowany. I to trzeba traktować jak duży krok do przodu. Początkowo pani konserwator nie chciała nawet słyszeć o wysokim budynku. Mowa była o 5 kondygnacjach. Dziwnym trafem jednak większość prac, które nadeszły na ogłoszony konkurs, prezentowała budynki wysokie! Pani konserwator twierdziła jednak, że tych nie należy w ogóle brać pod uwagę. W rezultacie wygrał projekt "naleśnik", tzn. ten, który w ramach naleśników był najlepszy.

Dlaczego naleśnik?
Piotr Voelkel: Był niski i zajmował większą część działki. Rozciągał się od budynku akademika zwanego Akumulatory aż do Sheratona. A mnie porwała wizja budynku wysokiego i stwierdziłem, że nie mogę tego odpuścić. Poprosiłem Mariusza Wrzeszcza, architekta, by zmontował zespół poznańskich urbanistów, którzy mieli pracować nad pomysłem dalej. Powstała praca, która rekomendowała budynek wysoki. Ostatecznie Maria Strzałko zmieniła zdanie. I za to jestem jej wdzięczny.

W rezultacie będziemy mieć Bałtyk, który ma 16 kondygnacji i 67 m wysokości, z elewacją nawiązującą do Okrąglaka. Budynek, który pnie się stopniowo ku górze i z każdej strony wygląda inaczej. Przy okazji wzbudza wiele kontrowersji, czyli mówiąc wprost - zwyczajnie się nie podoba. Pan jest całym sercem za tym projektem?
Piotr Voelkel: I tak, i nie. Po pierwsze przywiązałem się do dwóch innych projektów. Pierwszy to wspominany już "cube", drugi pochodził od Holendrów. Jedna z ich wcześniejszych propozycji, która przypominała kostkę Rubika. To był genialny projekt, ale na niektórych wizualizacjach był zbliżony do wcześniejszego "cube", dlatego pani Strzałko go nie akceptowała. Nazwała ten projekt młotem wiszącym nad miastem. De Vries, architektka z Holandii z pracowni MVRDV, która nad nim pracowała, płakała, kiedy się okazało, że Marii Strzałko nie zdołała się do niego przekonać.

Jednym słowem nowy Bałtyk również Pana nie powalił na kolana, ale przecież muszą być jakieś plusy.
Piotr Voelkel: Projekt, który będzie realizowany, ma w sobie dużo poezji. Nie ma dwóch jednakowych widoków, chodząc wokół niego będziemy widzieli ciągle inny budynek. Raz jest rozciągnięty jak harmonia, za chwilę smukły i wąziutki. A jeszcze z innej perspektywy jest podcięty. Poetyckie jest również to, co mówi Natalie de Vries, iż w jednym z boków jest wgłębienie, które wygląda jak odbicie, negatyw Concordii. Jakby ją ktoś stamtąd wyjął. Oba budynki w tym miejscu pasują do siebie jak Afryka do Ameryki Południowej, które się kiedyś rozdzieliły.

I co ważne wytworzył się między tymi budynkami placyk, który ma być przestrzenią dostępną dla wszystkich. Wiadomo już jak będzie zagospodarowany?
Piotr Voelkel: Na razie nie chcę się wymądrzać na ten temat. Naszym planem jest, by rozhuśtać dyskusję, w której każdy poznaniak może zaproponować, co widziałby w tamtym miejscu. Mnie osobiście podobają się proste rzeczy, np. lodowisko, może interaktywna fontanna, coś dla dzieci, ładne budki, w których można na szybko zjeść śledzika i coś wypić. Kaponiera to miejsce przelotowe, na placu musi znaleźć się coś, co pozwoli wstąpić na chwilę, po drodze. Łapię, zjadam, idę dalej i zostaje miłe wrażenie.

Na samej górze budynku obiecuje Pan otwarty dla wszystkich taras widokowy. Będzie na pewno?
Piotr Voelkel: Tak, będzie!

Nie wpuści Pan poznaniaków w maliny, tak jak właściciele Okrąglaka, którzy obiecywali na górze restaurację i taras widokowy, a ostatecznie restauracja jest w piwnicy, a taras zamknięty?
Piotr Voelkel: Nasz plan jest jasny. Ostatnie dwa piętra budynku będą zarządzane przez Concordię, której szefuje moja córka Ewa. Mają być wpięte w pasmo usług, jakie Concordia proponuje, czyli eventy dla firm, restauracja, bar. Sale na dwóch ostatnich kondygnacjach można będzie wynająć na firmową imprezę, może nawet kameralny ślub.

Znajdzie się tam również obiecane kino Bałtyk?
Piotr Voelkel: Nie, coś w stylu kina będzie na parterze. Parter i pierwsze piętro to dwie kolejne kondygnacje otwarte dla ludzi. Będą zarządzane przez Garvest. Charakterem będą przypominały parter Pixela z jego restauracją.

W tym roku w Dniu Dziecka, 1 czerwca przekazał Pan swoje dzieło życia, Grupę VOX synowi Piotrowi juniorowi. Decyzja niełatwa i zaskakująca, przecież jest Pan w sile wieku. Żeby było jeszcze bardziej nietypowo, zdecydowaliście się na coacha. Po co taka pomoc?
Piotr Voelkel: Ponieważ to strasznie trudny proces. Nawet sobie pani nie zdaje sprawy jak bardzo. Przy takich sytuacjach potrafią się rodziny rozpadać. Proces jest skomplikowany z dwóch powodów: po pierwsze chodzi o dwóch facetów, po drugie - oddając synowi wszystkie firmy i władzę, oddaję mu tym samym cały swój świat. Żyłem przez trzydzieści lat otoczony partnerami, pracownikami, przyjaciółmi, czasem pochlebcami, ludźmi, którzy byli mi oddani. Nagle tego nie ma. Nie mam tego życia. Przestraszyłem się. To wymagało wsparcia.

Dlaczego zdecydował się Pan na przekazanie firmy? Jest Pan zdrowy, silny, mógł Pan nadal rządzić.
Piotr Voelkel: Nie, to nie mogło czekać ani o dzień dłużej. Syn mógł wybrać jedną z trzech dróg. Założyć własną firmę, ale wtedy nie wróciłby już do VOX, a ja musiałbym kiedyś sprzedać firmę. Mogłem też zrobić z niego wiecznego zastępcę. Ten scenariusz odrzuciłem, bo takie sytuacje są chore. Mogłem też wybrać trzeci scenariusz, czyli przekazać mu firmę teraz, kiedy ma 30 lat.

To jedna strona medalu. Druga jest taka, że pewnie dla syna to też nie było łatwe?
Piotr Voelkel: On się zderza z problemem mniejszego doświadczenia i braku wprawy w zarządzaniu ludźmi. Musi zająć moje miejsce i zaimponować zespołowi, któremu ja imponowałem. Dzisiaj jest tak, że wolą rozmawiać z nim, a nie ze mną. I na to był nam potrzebny coach, żebym umiał się z tego cieszyć. Jeśli mi pani pokaże wielu facetów, którzy potrafią to zrobić samodzielnie, to nie uwierzę.

Panu się udało?
Piotr Voelkel: Tak, ale dlatego, że oprócz firm miałem jeszcze szkoły, które teraz prowadzę. Tego obszaru syn nie kontroluje. W efekcie mam kalendarz wypełniony nie kolejnymi kawami z kolegami i wyprawami w Himalaje, ale obowiązkami. Szkoły się zmieniają i w wielu obszarach są liderem niezbędnych reform.

Zawsze był Pan "dobrze rokujący"?
Piotr Voelkel: Trudno powiedzieć. W szkole nie byłem prymusem. Potem studiowałem odlewnictwo na Politechnice Poznańskiej i pracowałem w klubach studenckich, między innymi w słynnym "Od Nowa". Po drugim roku studiów Sławomir Pietras, który był wówczas szefem opery we Wrocławiu, ściągnął mnie tam na praktykę , uczyłem się jak być szefem technicznym dużego teatru i równolegle studiowałem na tamtejszej politechnice. Był też czas na aktywność w ruchu studenckim. Organizowałem festiwale, byłem szefem klubu "Pałacyk". Przez te lata żyłem w artystycznym kotle. Trafiłem stamtąd do poznańskiego Polskiego Teatru Tańca, gdzie jako szef techników pracowałem przez sześć lat, żeby w końcu założyć swoją firmę.

I tam zaczął Pan kombinować z meblami?
Piotr Voelkel: Najpierw były karnisze i zabawki z drewna. Ojciec nie rozumiał tej decyzji. Z teatrem jeździłem po całym świcie, zarabiałem dolary, na wiele było mnie stać, a ta pierwsza mała firma nie wyglądała poważnie.

Kiedy poczuł się Pan znowu bogaty?
Piotr Voelkel: Kiedy mój wspólnik Jarek Prałat w wypadku stracił palce i sam musiałem utrzymać dwie rodziny. Wtedy uruchomiłem kooperację, w ramach której wielu rzemieślników produkowało dla mnie półfabrykaty. Kiedy zaczęło dla mnie pracować 10 zakładów, to obroty robiłem jak młody Cegielski. Kupiłem sobie nową zastawę na giełdzie. Zacząłem też eksport do Niemiec Zachodnich. Poznawałem kapitalizm i jego zasady. Kiedy padł mur i przyszedł Balcerowicz, rozumiałem wolny rynek, nadszedł czas, kiedy prawie co tydzień otwierałem nową firmę. Był taki okres, że miałem ich blisko 30.

I ludzie dobrze zarabiali? Bo ponoć teraz już tak dobrze nie jest, tak piszą o Panu poznańscy anarchiści.
Piotr Voelkel: Na razie jak wchodzę na halę, to ludzie się do mnie uśmiechają i są życzliwi.

Myśli Pan, że mogłoby być inaczej?
Piotr Voelkel: Łatwo jest wszystko krytykować. Niech anarchiści założą sami fabrykę i płacą więcej.

Grupa VOX, którą stworzył Piotr Voelkel, to nie tylko meble, ale też produkcja profili podłogowych, podłóg oraz drzwi. W 2013 r. znalazł się dzięki temu na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika Wprost (na 83. miejscu).

Piotr Voelkel postawił na swoim - na działce przy rondzie Kaponiera zamiast budynku-naleśnika będzie stał szklany 16-kondygnacyjny wieżowiec. Budowa rozpocznie się w nowym roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski