Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Żyła, Sławomir Drabik, Paul Gascoigne - dla nich dobry żart medali wart

Tomasz Dębek
Fanpage Piotra Żyły śledzi na Facebooku ponad 258 tysięcy osób. A każdego dnia dołączają nowi
Fanpage Piotra Żyły śledzi na Facebooku ponad 258 tysięcy osób. A każdego dnia dołączają nowi Andrzej Banaś
Najzabawniejszych sportowców, ich ekscentryczne wypowiedzi, niekonwencjonalne zachowania oraz misternie zaplanowane psikusy przedstawia Tomasz Dębek

Sport to nie tylko rekordy, zwycięstwa i porażki. Czasem trzeba się wyluzować. Ot, choćby dzisiaj. Przypominamy więc zawodników, którzy nie traktują rywalizacji śmiertelnie poważnie. Chyba każdy przyzna, że dzięki takim postaciom programy sportowe ogląda się o wiele przyjemniej.

"Wiewiór" - ambasador Jamajki
Od kilku miesięcy pierwszym kabareciarzem wśród polskich sportowców jest Piotr Żyła. Kiedyś skoki narciarskie oglądało się dla zwycięstw Adama Małysza, dziś dla wywiadów z "Wiewiórem".

- Była taka bajka "Czerwony kapturek: historia prawdziwa". Tam była taka wiewiórka. Kiedy wypiła kawę, szybko goniła. W zasadzie kawy nie piję. Przed zawodami jednak lubię i wówczas zachowuję się jak ta wiewiórka. Taki szybki i ruchliwy jestem - tłumaczył historię swojego przezwiska. Już po tych słowach można domyślić się, że Żyła jest mocno zakręcony. A każda jego wypowiedź to kopalnia nowych tekstów, jak "Dupa na buty, garbik i fajeczka" czy słynna już flaszka dla Thomasa Morgensterna.

Sławomir Drabik twierdził, że motocykle przygotowuje mu babcia na zmianę z 99-letnim Hiszpanem, który nazywał się Tajemniczy Don Pedro...

Jeśli dodać do tego jego charakterystyczny sposób mówienia, śmiech zaraźliwy bardziej niż cholera oraz totalny luz przed kamerami, wyjdzie mieszanka wybuchowa. Nic dziwnego, że Żyła bije rekordy popularności w internecie. Według jednej z teorii skoczek jest tak wesoły, bo za młodu wpadł do kociołka z marihuaną. Pod wpływem środków rozweselających "Wiewióra" przedstawił też w jednym ze skeczów Kabaret Młodych Panów.

Skoczek podsyca jeszcze żartobliwe pogłoski, mianując się na Facebooku... ambasadorem Jamajki (na konkursy w Planicy ciocia Jola przygotowała mu czapkę w kolorach kojarzących się z muzyką reggae). Fanpage Żyły ma już ponad 258 tys. fanów, a przybywa ich z dnia na dzień.

Nic dziwnego, gdzie indziej można zobaczyć zdjęcia Żyły pijącego piwo ze Stefanem Horngacherem, polskich skoczków grających w pokera czy... sedesu w japońskim hotelu, który zafascynował "Wiewióra"? Całość jest okraszona specyficznym poczuciem humoru i nowatorską ortografią, np. "flaszki nie było, ale i tak jest zaje.....:-)))) piwko z Martinem wypiłem i wyjaśniłem sprawe z flaszka:-))) ogulnie koniec sezonu sie udał wróciłem o własnych nogach busem do hotelu:-))) (...) z pozdrowieniami od ambasadora Jamajki:-P".

Nie tylko Żyła ma ułańską fantazję
Lata przed pojawieniem się "Wiewióra" pierwszym złotoustym wśród naszych sportowców był bezapelacyjnie Sławomir Drabik. Dziś menedżer Włókniarza Częstochowa, niegdyś utalentowany żużlowiec (dwa mistrzostwa Polski, wicemistrzostwo Europy). Kibice kojarzą go głównie z organizowania Gali Lodowej Sławomira Drabika oraz niebanalnych wypowiedzi dla mediów. "Slammer" ma celną ripostę na każde pytanie.

Zapytany o to, w czym pomaga kolegom przed startem (nie mógł się ścigać z powodu kontuzji), odparł:
- Eee tam, pomagam, raczej przeszkadzam przeciwnikom, przebijam opony i takie tam. "Zawody, ostro w beret, zawody, ostro w beret…" - tak według Drabika wygląda życie żużlowca.
Innym razem powiedział: - Pewnie, uprawiam freestyle jak Travis Pastrana. Tylko ostatnio zapomniałem załadować gąbek do basenu i był dzwon na plecy. Kiedy dziennikarz zapytał go, jak chodzą motory, zaczął pluć do mikrofonu i wydawać z siebie dźwięki silnika.

"Slammer" słynie z bujnej wyobraźni. Gdy był zawodnikiem, uparcie twierdził, że sprzęt przygotowuje mu... babcia. - Ona wie, o co chodzi. Do sezonu jest przygotowana perfekt. Zakupiłem jej reformy oraz góralskie skarpety. Powinno być dobrze - żartował. Gdy - jak wyznał - babcia się roztyła i przestała mieścić się w warsztacie, jego mechanikiem został... 99-letni Hiszpan, Tajemniczy Don Pedro.

Poczucia humoru nie można odmówić też Rafałowi Jackiewiczowi. Występujący w wadze półśredniej były pretendent do pasa IBF zapytany - dzień przed walką - o czym myśli, potrafił wypalić:
- Teraz myślę o tym, żeby opier... coś na ciepło. - Od przedszkola wszystkich biłem. Podstawiałem nogę, ciągnąłem dziewczynki za włosy. Tak mi zostało do dziś - mówił z kolei o swoich pierwszych krokach w boksie. - Najmocniejszy cios w życiu? Ślub z moją byłą żoną! - twierdził. - Czasami wysikuję swoje imię na środku ulicy. Robię to przy dwóch promilach - dodał.

Nie istnieją dla niego szablony typu "to będzie ciężki pojedynek" i "czas pokaże". Zapytany o szanse Mariusza Wacha z Władimirem Kliczką, ocenił: - Mariusz wie, co ma robić. Jak mawiał Rocky Balboa: każdy, kto ma dwie pięści i serce do walki, może wygrać. Na pytanie, jak czuje się po przegranej walce o pas mistrza świata IBF, rzucił: - Chu...

"Przegraliśmy, jesteśmy dziadami"
Jeśli chodzi o banalne wypowiedzi ("to był mecz walki", "wyciągniemy z tej porażki wnioski", "to jest sport"), prym wiodą oczywiście piłkarze. Czasem potrafią jednak wykrzesać z siebie coś więcej. Po sromotnych porażkach niektórych zawodników ponosi, a dziennikarze i kibice mają okazję do śmiechu.
- Jesteśmy dziadami (...). Druga liga nam się nie należała (...). Brawo dla Gorzowa (...). My nie umiemy grać w piłkę (...). Jesteśmy beznadziejni, kur..., i tylko tyle mam do powiedzenia. Dziękuję bardzo - w ten sposób Grzegorz Skwara (wówczas Raków Częstochowa) ocenił mecz, który zabrał jego drużynie szanse na awans do II ligi. Raków przegrał 2:3, tracąc dwie bramki w końcówce. Awans przepadł, lecz Skwara zyskał nieśmiertelność. Niewielu pamięta, że w barwach Ruchu Chorzów strzelił gola Interowi Mediolan na San Siro. Wielu kojarzy go za to dzięki najbardziej miażdżącej samokrytyce w historii polskiej piłki. Jak się okazało, znaleźli się kontynuatorzy tej idei.

Najgłośniejszym echem odbiła się wypowiedź Radosława Janukiewicza, bramkarza Pogoni Szczecin, po przegranej 1:2 z Olimpią Elbląg.

- Jestem tak wkur..., że mam ochotę wybiec na boisko i jeszcze raz zagrać ten mecz. Panie, my przegrywamy ten mecz z drużyną skleconą na biegu z dziewięciu gości z Uzbekistanu czy Rosji. Przecież to jest, kur..., skandal! Można się wszystkiego po nas spodziewać, ale nie, że przegramy z - nie obrażając ich - ogórkami - wyrzucił z siebie Janukiewicz. Dodamy, że w niespełna pięciominutowej wypowiedzi użył 55 przekleństw.

Beknął na oczach milionów Włochów
Piłkarskie ananasy często trafiają się również za granicą, zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich. Jednym z największych dowcipnisiów był Paul Gascoigne, aktualnie wracający do zdrowia po kolejnym pobycie w klinice dla alkoholików. Jako piłkarz też za kołnierz nie wylewał, potrafił za to rozbawić kolegów i kibiców.

Sędziego, który podczas meczu zgubił kartki, upomniał żółtym kartonikiem. Kilkadziesiąt minut po meczu potrafił pojawić się w knajpie w pełnym stroju reprezentacji Anglii i oglądać przy piwku powtórki wraz ze zdumionymi kibicami. Gdy do Tottenhamu sprowadzono Nayima, "Gazza" za punkt honoru postawił sobie nauczenie Hiszpana angielskiego. W szatni koledzy odpytywali cudzoziemca z tego, czego nauczył się od Gascoig-ne'a. Zaczęli tarzać się po podłodze ze śmiechu, gdy doszedł do dni tygodnia. Zamiast "Wednesday" (środa - red.) Nayim poznał "Wankday" (dzień masturbacji - red).

Wcześniej w Newcastle wykupił koledze z zespołu karnet na solarium. Nie musimy chyba dodawać, że Tony Cunningham był czarnoskóry? Gdy grał w Lazio, na pytanie o komentarz do meczu beknął do mikrofonu. Szkopuł w tym, że przekaz był nadawany na żywo do milionów włoskich domów, w których jedzono właśnie kolację. Ten żart kosztował "Gazzę" 9 tys. funtów. Innym razem zaskoczył norweskich dziennikarzy, którzy poprosili go o to, żeby powiedział coś do kibiców w kraju najbliższego rywala Anglii. - Tak. Pier... się, Norwegio! - krzyknął.
Szalony Gang Jonesa i Wise'a
Jeszcze weselej niż z samym "Gazzą" było na przełomie lat 80. i 90. w szatni Wimbledo-nu. Vinnie Jones, Dennis Wise i reszta byli twardzielami nie tylko na boisku. Poza nim specjalizowali się w różnego rodzaju wrednych psikusach płatanych sobie nawzajem lub trenerowi. Nazwano ich Szalonym Gangiem.

Wielu kibiców kojarzy zdjęcie, na którym podczas meczu Wimbledonu z Newcastle Jones ściska Gascoigne'a za genitalia. Po zakończeniu spotkania "Gazza" przesłał rywalowi do szatni czerwoną różę. Po kilku minutach boiskowy brutal, a dziś wzięty aktor, odesłał mu szczotkę do czyszczenia sedesu.

Z kolei Wise dawał się kolegom we znaki jako późniejszy kapitan Chelsea. Oberwało się m.in. Gianfranco Zoli, dziś menedżerowi Watford FC. Wise zauważył, że Włoch nie rozstaje się z książką. Dowiedział się, że czyta kryminał, by podszlifować swój angielski. Kapitan dopytywał się o książkę, dopóki Zola nie skończył lektury.

- Do pewnego momentu była świetna, ale zakończenie mocno mnie rozczarowało - odparł napastnik. Wise nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Kilka dni wcześniej wykorzystał moment nieuwagi kolegi i wyrwał cały ostatni rozdział kryminału. Zola wyzwał go od najgorszych, ale dostał obietnicę, że jeśli strzeli gola w następnym meczu, dostanie brakujące strony z powrotem. Strzelił.

Wśród aktywnych piłkarzy opinię największych żartownisiów mają m.in. Rio Ferdinand, John Terry i Mario Balotelli. Pierwszy prowadził nawet program telewizyjny, w którym robił żarty kolegom z reprezentacji. Najbardziej spontaniczne psikusy robi natomiast Włoch. Podczas gry dla Manchesteru City przyłapano go na grze w rzutki, której celem byli... trenujący juniorzy. Mario tłumaczył, że się nudził.

Innym razem zabrał obiektyw aparatu klubowej fotografce, która robiła mu zdjęcia przed meczem. Często łapał też za nogi i przewracał niczego niespodziewających się kolegów, nawet na oczach tysięcy kibiców.

Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Z czasem ofiary psikusów zbuntowały się i zażądały zemsty. Losowe części garderoby napastnika były przyklejane do sufitu w szatni, najbardziej bolesny był jednak żart z rybami, które niezidentyfikowani sprawcy zostawili pod siedzeniem nowego maserati Włocha. Balotelli wyjechał akurat do USA, więc niespodziankę odkrył dopiero po dwóch tygodniach. Od razu zaczął planować zemstę, męczył kolegów aż do przejścia do AC Milan w styczniu 2013 r.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski