Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co jest Dzień Kobiet, czyli jak to jest z równouprawnieniem

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Paulina Kirschke: Wszystkie badania mówią, że nie ma równouprawnienia
Paulina Kirschke: Wszystkie badania mówią, że nie ma równouprawnienia Archiwum prywatne
Czy kobietom w Polsce jest dobrze, jakie są problemy równouprawnienia, od czego zaczyna się podział ról w społeczeństwa i... o domowym lenistwie. Z okazji Dnia Kobiet z Pauliną Kirschke, prezeską fundacji Woykowska.org zajmującą się sprawami kobiet, rozmawia Leszek Waligóra (czasem z pozycji męskiego szowinisty).

Czy Dzień Kobiet nie jest przypadkiem świętem przestarzałym?

Sama zastanawiałam się nad tym przez długi czas. Myślę, że ten dzień, to dobry moment dla wielu kobiet, dla zatrzymania się i zastanowienia, czy to miejsce w którym jestem jest ok. Ale też do zastanowienia nad tym, że powinnyśmy mieć więcej czasu dla siebie, o zadbania o własny dobrostan. Bo z kobietami jest ten problem, że to siebie ustawiamy na końcu listy codziennych obowiązków. Bo rodzina, firma i tak dalej…

Już zaczynam się bać, czy w ogóle składać życzenia na Dzień Kobiet, żeby nie zostać uznanym za męskiego szowinistę.

Pod tym względem to święto jest przestarzałe, bo role trochę się pozmieniały. Każdy powinien na własny użytek sobie to zweryfikować. Dla mnie, tak jak mówiłam, to jest czas na zastanowienie się, czy poświęcam sobie dość czasu. A publicznie, jako fundacja, staramy się zwłaszcza w tym dniu mówić o tym, jak kobiety funkcjonują w przestrzeni publicznej. Robiłyśmy projekt „Kobiety na pomniki”, teraz robimy go w wersji on-linowej, prosząc o zdjęcia pomników kobiet, które są w każdej miejscowości. A w zasadzie ich nie ma, bo takich pomników jest bardzo mało. Ale oczywiście nie chodzi o to, żeby stawiać wszystkie kobiety na pomnikach, ale by się zastanowić, czy ta równość, o której jest to święto również, w publicznym wymiarze funkcjonuje. Wszystkie badania mówią, że nie - niezależnie czy mówimy o wynagrodzeniach, czy o tym ile kobiet pojawia się jako ekspertki w telewizjach, radiach i gazetach. W tym święcie mamy szansę, aby ludzi spytać, czy ich zdaniem to jest ok.

A, to teraz jednak polecę męskim szowinistą. Cały czas słyszymy: równouprawnienie, równouprawnienie, a nie jest tak, że kobiety chciałyby odgrywać wszystkie role, których odgrywać nie mogą mężczyźni i być traktowane tak samo? Mają obowiązki rodzinne, które traktują poważnie, a jednocześnie mniej czasu przeznaczając na pracę, zarabiać tyle samo.

Ale to znaczy, że obowiązki domowe są tylko obowiązkami kobiet? Czy mamy prawo sobie wybrać?

A to zależy, jak sobie to ułożycie w rodzinie.

Właśnie, że nie, bo problem polega na tym, że obowiązki domowe są siłą rzeczy przeważnie przypisane kobietom. Nawet jeśli nam się wydaje, że żyjemy w partnerskich związkach, ale jak przychodzi co do czego, to kobiety na obowiązkach domowych spędzają zdecydowanie więcej czasu niż mężczyźni.

Bo chcą!

Uwierz mi, że nie. Wcale nie chcą! Po prostu wiele kobiet wychodzi z założenia, że jak ma być zrobione, to one muszą to zrobić. Bo jesteśmy socjalizowane do tego, że ma być ładnie, porządnie, nie ma być kurzu. I jeszcze wszystkie programy telewizyjne nam o tym klepią…

Właśnie, wina kobiet! Kobiety tak wychowały mężczyzn.

Do czego, do lenistwa domowego?

Najwidoczniej. Przecież cały czas słyszymy, że to kobiety wychowują dzieci. To skąd dzieci mają ten przykład?

Moim zdaniem to dwa problemy. Jeden - oczywiście, same sobie ciągle wbijamy do głowy, że musi być obiad na stole, że musi być posprzątane, że dzieci muszą być ładnie ubrane. Jak dziecko z brudnymi spodniami idzie do przedszkola, to czyja to wina? Taty czy mamy?

Dziecka…

Mamy. A więc z jednej strony wbijamy się w te foremki. Z drugiej słyszymy, że musimy być świetne na każdym polu, więc staramy się to robić. A koniec końców jesteśmy umęczone po kokardę. Oczywiście są kobiety, które spełniają się domowo. I super. Kobiety spędzają w pracy tyle samo godzin co mężczyźni, natomiast badania mówią, że kobiety na chorobowe idą, bo ich dzieci chorują, a mężczyźni - bo oni sami chorują. Masz katar i idziesz na L4.

Jak mam katar to umieram. I po to są bóle porodowe, żeby kobiety wiedziały, jak to jest. A tak poważnie… czy to nie jest wina kobiet, że mężczyźni zdominowali świat publiczny, a one w nim tak mało są reprezentowane?

W Polsce mamy jedną panią minister, a pozostali to sami mężczyźni. W innych krajach, we Francji czy Hiszpanii to jest nie do pomyślenia. Jak jest 12 ministerstw, to jest 6 kobiet i 6 mężczyzn na ich czele. I to w takich ministerstwach jak finansów, spraw wewnętrznych czy obrony - nie tylko polityki socjalnej i rodziny. Ale sama coś zauważyłam oglądając kiedyś CNN. Była dziennikarka i dwie ekspertki. Byłam przekonana - przez to jak to wygląda w Polsce - że to rozmowa na jakiś kobiecy temat. A to była rozmowa o pierwszych dniach prezydentury Bidena. Tam równość funkcjonuje, a u nas, również w mojej głowie, są kalki, wzorce, które mówią coś innego. Ten problem zaczyna się dużo, dużo wcześniej, wiele młodych kobiet nie myśli o tym, żeby iść do polityki - bo ich nie widzą w polityce, nie mają takich wzorców.

Sprawdź też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Grupę krwi u człowieka można zmienić, to przełom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski