- Do meczu z Pogonią trzeba podchodzić tak, że to rywale walczą o mistrzostwo Polski. Jedziemy tam po to, aby ten plan zepsuć i pokazać się z dobrej strony. Od nas nikt nie wymaga, że mamy jechać na Pogoń i nie wiadomo, co tam zrobić. Sami od siebie wymagamy tego, aby sprawić niespodziankę - mówił przed starciem w Szczecinie trener Warty Dawid Szulczek i trzeba przyznać, że w pierwszej połowie jego piłkarze zaskoczyli gospodarzy przede wszystkim organizacją w grze defensywnej.
Zieloni świetnie poruszali się pod swoją bramką, ustawili kompaktowy blok obrony i właściwie nie dopuszczali Portowców do okazji strzeleckich. Pogoń była częściej w posiadaniu piłki, lecz oprócz dwóch zagrań w pole karne, nie potrafiła znaleźć sposobu na sforsowanie defensywy rywali.
Warciarze nie komplikowali sobie zadania. Jak trzeba było wybić piłkę w aut lub na korner to wybijali. Kilka razy z rzutów rożnych dośrodkował Kamil Grosicki, ale na posterunku był Lis i jego partnerzy.
Do przerwy oba zespoły oddały po dwa strzały, ale co ciekawe te celne były na koncie tylko Warty. W 24 min goście wyprowadzili groźny kontratak, Szymon Czyż uwolnił się spod opieki Macieja Żurawskiego, ale trochę spanikował i zbyt szybko zdecydował się na strzał. W efekcie trafił wprost w Dante Stipicę, choć gdyby zrobił jeszcze dwa kroki do przodu miały wręcz komfortową sytuację, by uderzyć lepiej.
Mecz swoim poziomem na pewno nie powalał na kolana. Dużo więcej spodziewaliśmy się zwłaszcza po bardzo ostatnio chwalonej Pogoni, która na dodatek miała trochę szczęścia w końcówce pierwszej części. Adam Zrelak wygrał powietrzny pojedynek, zgrał piłkę do Czyża, a ten uderzył w kierunku dalszego roku. Stipica spodziewał się uderzenia w tę stronę i złapał piłkę. Ciekawe czy byłyby równie skuteczny, gdyby pomocnik Warty strzelił w przeciwny narożnik.
W każdym razie do przerwy wynik 0:0 był jak najbardziej zasłużony.
Już w 2 min. po zmianie stron Pogoń miała szansę, by zmienić rezultat. Lewą stroną popędził Grosicki, ale jego dośrodkowanie przeciął Ivanov. Pogoń mocniej przycisnęła i zaczęły się pierwsze problemy Warty na bokach obrony. Zieloni dopiero po kwadransie przenieśli ciężar gry na połowie gospodarzy, ale z dośrodkowaniem Kiełba poradził sobie Stipica.
Minuty mijały, ale choć Pogoni zaczęło się śpieszyć, mogła podobać się konsekwencja taktyczna Warty. Polegała ona tak, jak w pierwszej części, też na błyskawicznych przejściach do ataku.
I właśnie po akcji lewą stroną, którą rozpoczął Ivanov poznaniacy w 74 min. objęli sensacyjne prowadzenie. Fin minął rywala i idealnie wyłożył piłkę Adamowi Zrelakowi, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki Pogoni!
Wiadomo było, że nie mający już nic do stracenia gospodarze ruszą do zmasowanej ofensywy. Obrona Warty, dwoiła się i troiła, ale poza strzałem Parzyszka w 85 min. nie dopuszczała Pogoni do czystych sytuacji. Portowcy co prawda egzekwowali kilka rzutów rożnych, ale Lis i jego koledzy byli czujni.
Kiedy zostały jeszcze 4 minuty doliczonego czasu gry, kibice Warty, pamiętni tego co stało się w pojedynku z "Białą Gwiazdą", pewnie zaczęli już odliczać sekundy do ostatniego gwizdka sędziego.
Historia niestety się powtórzyła. W ostatniej akcji meczu Pogoni udało się dograć do obrońcy Kostasa Triantafyllopoulosa, który płaskim strzałem z 11 metrów doprowadził do wyrównania.
Szkoda, bo Warta, choć zadanie swoje wykonała, mogła mieć 2 punkty więcej przed rundą wiosenną, w której przyjdzie jej walczyć o ligowy byt.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?