Poznań: Nieprawidłowości w postępowaniach kwalifikacyjnych w policji

Afera wybuchła pod koniec ubiegłego roku, gdy opisaliśmy, że w komendzie od 1 listopada zatrudniono znajomą zastępcy komendanta miejskiego policji w Poznaniu, Sławomira Jądrzaka. Kobieta, z którą rozmawialiśmy, twierdziła, że nie zna komendanta ani jego małżonki, będącej szefową Wydziału Ochrony Informacji Niejawnej. Inną wersję przedstawił Sławomir Jądrzak. - Znam tę panią od trzech lat, spotykamy się jednak nie więcej niż 2-3 razy w roku - powiedział w rozmowie z "Głosem". - Nie naciskałem na jej przyjęcie do pracy - dodał.

Andrzej Sznajder, szef Wydziału Kadr i Szkolenia poznańskiej policji, brał udział w pracach komisji i - jak mówił - żadnych sugestii co do przyjęcia kobiety nie było. Dziś przebywa na zwolnieniu lekarskim, a jego nazwisko widnieje w spisie osób, które odpowiadają za stwierdzone nieprawidłowości.

- Komendant wojewódzki policji, Krzysztof Jarosz, polecił bowiem skontrolować wszystkie postępowania kwalifikacyjne na stanowiska cywilne prowadzone w komendzie miejskiej w 2010 roku - mówi Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu w Poznaniu. - Takich postępowań było siedem i w każdym z nich stwierdzono nieprawidłowości. Dotyczyły one głównie uchybień proceduralnych - rzecznik tłumaczy, że jest decyzja precyzująca, co należy zrobić, by ogłosić konkurs na stanowisko cywilne, jak oceniać dokumenty i w jaki sposób wybrać najlepszego z kandydatów.

- W postępowaniach, także w tym dotyczącym opisanego przez "Głos" przypadku zatrudnienia w Wydziale Prezydialnym, były błędy. Nie były one jednak tak poważne, by teraz zwolnić przyjętych pracowników - dodaje Andrzej Borowiak.

Po kontroli ustalono, że za uchybienia może odpowiadać nawet dwanaście osób. To funkcjonariusze i pracownicy cywilni, którzy odpowiadali za przebieg konkursów. - Komendant wojewódzki polecił komendantowi miejskiemu wyciągnąć wobec nich konsekwencje. Nakazał również dostosowanie procedur naboru do obowiązujących. Komendant wojewódzki oczekuje, że nadzór nad przyjęciami pracowników do poznańskiej policji będzie ściślejszy - wylicza Andrzej Borowiak.

Wśród winnych jest - jak się dowiedzieliśmy - naczelnik Wydziału Kadr i niektórzy jego pracownicy, ale nie ma zastępcy komendanta miejskiego, Sławomira Jądrzaka. Powód? - Żadne dokumenty i wyjaśnienia nie wskazują, by wpływał on na decyzje komisji - tłumaczy Andrzej Borowiak.

Niesmak jednak pozostał, a policjanci komentują, że "takich spraw" nie załatwia się "na papierze". Przypominają, że Sławomir Jądrzak postrzegany jest jako "człowiek Jarosza" i z tego powodu jego postępowanie wpływa również na wizerunek szefa wielkopolskich policjantów. Do tego, w komendzie od dawna plotkowano, że po ewentualnym awansie Wojciecha Ołdyńskiego, obecnego zastępcy Krzysztofa Jarosza, na awans może liczyć również Jądrzak. Miałby zostać komendantem miejskim po tym, jak obecny, Zbigniew Hultajski, przeszedłby do komendy wojewódzkiej.

Teraz takie przesunięcia wydają się mało prawdopodobne (choć właśnie wczoraj Ołdyński przeszedł z pozytywnym wynikiem postępowanie kwalifikacyjne na stanowisko szefa policji kujawsko-pomorskiej i - razem z innymi - został rekomendowany komendantowi głównemu). Na razie bowiem Jądrzak stracił część dotychczasowych uprawnień.

Do tej pory pod nieobecność komendanta miejskiego on zarządzał jednostką. Teraz te obowiązki powierzono zastępcy nadzorującemu pion kryminalny, Wojciechowi Kawie. I poszło nie tylko o jego nazwisko wymieniane wród osób, które mogły być zamieszane w załatwianie pracy znajomym. Ma to związek również z tym, że jako pierwszy zastępca, Sławomir Jądrzak nadzorował i rozliczał m.in. pracę wydziału, którego szefem jest jego żona. A to budziło sporo kontrowersji.