Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznanianka samotnie opłynęła Ziemię

Filip Springer
- Mój "pokój" to była łódka i wszystko, co znajdowało się dookoła mnie w zasięgu wzroku - opowiada Marta
- Mój "pokój" to była łódka i wszystko, co znajdowało się dookoła mnie w zasięgu wzroku - opowiada Marta Archiwum rodzinne
23-letnia Marta samotnie opłynęła Ziemię, stając się tym samym najmłodszą Polką, której udał się ten wyczyn. Właśnie wróciła do Polski. O poznańskiej żeglarce Marcie Sziłajtis-Obiegło pisze Filip Springer

W nocy z 30 na 31 grudnia ubiegłego roku silny wiatr i spowodowana nim fala wyrwały z dna kotwicę jachtu Mantra Ania i przesunęły całą jednostkę w kierunku rafy i mielizny. W wyniku uderzenia o dno jacht został uszkodzony. Mimo kolejnych prób niemożliwe było uwolnienie statku, który zaczynał się niebezpiecznie przechylać i nabierać wody. Konieczne okazało się wezwanie ratowników ze Straży Przybrzeżnej RPA. Gdy ciągnęli jacht na holu do Port Elizabeth, Marta martwiła się tylko o jedno: czy będzie mogła popłynąć dalej?

Lista
Lista, na której Marta Sziłajtis-Obiegło wypisała sobie wszystkie "za" i wszystkie "przeciw" samotnemu rejsowi, liczy szesnaście stron i tak jak jej autorka też opłynęła świat. Ale gdy Andrzej Armiński, właściciel stoczni, która sponsorowała rejs, zaproponował Marcie samotną wyprawę, musiał odbyć nie jedną, ale dwie trudne rozmowy. Ta druga była z mamą Marty - Ritą Sziłajtis-Obiegło.

- Musiałam wiedzieć wszystko, co można było wiedzieć przed rozpoczęciem tego wariactwa - opowiada pani Rita.

Jest trochę tak, że za każdym razem, gdy się z nią rozmawia, to słyszy się jak nieodpowiedzialne, szalone, brawurowe i niepoważne jest to całe zamieszanie z opływaniem świata. Ale też za każdym razem słyszy się dumne: - Moja córka płynie dookoła Ziemi. I na pewno jej się uda.

Marta natomiast zapewnia zupełnie skromnie, że samotny rejs to ostatnia rzecz, jakiej w żeglarstwie jeszcze nie spróbowała. Pływała już w regatach kobiet dookoła świata, ma papiery kapitana żeglugi morskiej, prowadziła kilkadziesiąt kursów żeglarskich na Pogorii i Gedanii, przed wyruszeniem w ten rejs przepłynęła już 17 tysięcy mil morskich. Tak, ale pamiętajmy, że Marta ma teraz 23 lata. Gdy wyruszała z Wenezueli, była o rok młodsza.

Żeglarka
Nie jest łatwo być żeglarką w Polsce. Marta przekonała się o tym już wcześniej i przekonuje za każdym razem, gdy zagląda do internetu. Fora pełne są opinii tych, którzy z zacisza domowych pieleszy rozwodzą się o samotnej żegludze dookoła globu. Według różnych opinii:
Marta wcale nie płynie sama, a swojego "gacha" ukrywa w portach pod pokładem
Marcie się nie uda
Marta nie opłaciła składek w Polskim Związku Żeglarskim
Marta oszukuje
Marta na pewno gdzieś przezimowała na kotwicy

A Marta mówi tak: płynąc samotnie i zawijając do ustalonych wcześniej portów, opłynęłam Ziemię trasą passatową z Wenezueli przez Panamę, Australię, Republikę Południowej Afryki, Brazylię. Rejs zajął mi 359 dni. To jest fakt. Przepraszać za to nie będę.

Kłopot
Kłopot zostawiała Marta w każdym porcie, w którym przychodziła do niej uśmiechnięta Pani Nauczycielka i prosiła, by Marta przyszła do szkoły opowiedzieć o swojej podróży. Tak było na Vanuatu, w RPA, na Tonga czy Bora Bora. Martę łatwo było znaleźć, bo gdy tylko zawijała do portu, mówiły o niej wszystkie media (jeśli były) lub wszyscy mieszkańcy wyspy. No więc Marta szła do szkoły i opowiadała, skąd, dlaczego, po co, w jaki sposób. Dzieciaki patrzyły na nią okrągłymi ze zdziwienia oczami. Potem Marta wychodziła ze szkoły, wsiadała na jacht i płynęła dalej. Kłopot zostawał:

- Za kilka lat do tych dzieciaków dotrze, że też muszą się ruszyć, że świat jest za duży, by siedzieć w miejscu. Widziałam to w ich oczach.

No więc jeszcze nie dziś, ale w przyszłości rodzice tych dzieciaków odkryją kłopot, który zostawiła tu Marta. - Za to mogę przeprosić. Ale to taki kłopot, z którym fajnie się żyje. Wiem po sobie.

Przyjaciele i wróg
W każdym z portów Marta zostawiła licznych przyjaciół i jednego śmiertelnego wroga. Przyjaciele: czytali o niej w internecie, w gazetach, słyszeli w radio, widzieli w telewizji. Więc w dniu, w którym Marta miała przypłynąć, stawali na nabrzeżu i gapili się w morze. Potem były oklaski, śmiechy, zabawa, dobra kolacja.

Spała po 4 godziny na dobę. Kiedyś nie zmrużyła oka 4 doby

Gdy Marta ruszała dalej, przyjaciele przysyłali e-maile - pisali co u nich, jak się mają dzieci, rodzina. Pytali, jak przebiega podróż. Deklarowali, że każdy dzień zaczynają od sprawdzenia, gdzie aktualnie jest Mantra Ania i czy wszystko tam w porządku.

Wróg był jeden i przyszedł do Marty, gdy cumowała w Darwin w Australii. Był lekko podpitym mężczyzną. Powiedział, że jej nienawidzi z całego serca. Dlaczego? Bo Marta robi wszystko to, co on chciał przez całe życie, a nigdy nie miał odwagi. A do tego wszystkiego jest ładna.

Rywalki
Zanim wyruszyła w podróż, sponsor ekspedycji chciał zrobić trochę medialnego szumu. Miała być konferencja prasowa, dziennikarze, wywiady w telewizji. Marta tego nie chciała.

- Mogło być tak, że po miesiącu musiałabym wrócić. I co by było wtedy? Też dziennikarze i wywiady? Nie wiedziałam, czy to się uda, ale mam trochę duszę pokerzystki. Musiałam powiedzieć: sprawdzam.

Wyruszyła więc po cichu, bez rozgłosu. W Poznaniu nikt o jej wyprawie nie wiedział aż do jesieni 2008 roku. W tym samym czasie w mediach brylowała inna samotna polska żeglarka Natasza Caban ze Słupska. Jej podróż rozpoczęła się jeszcze w 2007 roku i do dziś się nie skończyła. A to dlatego, że Caban między kolejnymi etapami decydowała się wracać do Polski. Marta spotkała Nataszę w którymś z portów. Panie nie polubiły się.

Niewiele mówiło się też o Joannie Pajkowskiej, która płynęła na takim samym jachcie jak Marta. 8 stycznia 2009 roku Pajkowska zamknęła krąg wokół Ziemi - płynęła 198 dni i 3 minuty. Ani razu nie zawinęła do portu.

- Joanna dokonała rzeczy, która nie mieści mi się w głowie - powie Marta, gdy dowie się, że Pajkowska szczęśliwie dopłynęła do macierzystego portu w Panamie.

Pokój
W czasie rejsu Marta przywykła do tego, że śpi średnio 4 godziny na dobę z przerwami na sprawdzenie kursu oraz pogody. Najdłuższy okres, w którym nie zmrużyła oka, wynosił cztery doby. To było podczas podejścia do portu na Vanuatu, trzeba było cały czas być na pokładzie i kontrolować sytuację.

Na jachcie Marta musiała umieć naprawić dosłownie wszystko - od zszycia podartego żagla, przez umocowanie pękniętego masztu, po rozłożenie na części i złożenie silnika. - Zawsze zostawało mi kilka śrubek i sprężynek. Chowałam je do specjalnego pudełka. Ale silnik działał!

Na zdjęciach z rejsu, które sama robiła, widać nogi z pomalowanymi paznokciami i utytłane w silnikowym smarze.

Opłynięcie Ziemi jachtem oznacza, że będzie się płynęło ze średnią prędkością 5 węzłów, czyli 9 kilometrów na godzinę. To tempo wytrenowanego biegacza. Dlatego cały rejs zajął Marcie prawie rok. Najdłuższe etapy liczyły blisko 40 dni. Wtedy dziewczyna była zdana tylko na siebie.

- Mój "pokój" to była łódka i wszystko co znajdowało się dookoła mnie w zasięgu wzroku. To przestrzeń bardzo osobista. Chodziłam po niej zupełnie nago - wyznaje Marta, ale nie ma w tym cienia kokieterii. Gdy z nią rozmawiam, jest już w Puerto de la Cruz w Wenezueli, w tym samym porcie, z którego wypływała rok temu. Marta mówi o tym dlatego, bym zrozumiał jak czuje się teraz.

- Ciągle mi ktoś tą moją przestrzeń narusza, wchodzi w nią, miesiąc temu to były statki, które pojawiały się na horyzoncie, dzisiaj to są żywi ludzie. Lubię ludzi, ale od mojej przestrzeni wara.
Tydzień

Ta przestrzeń się nie skurczy tak łatwo, w końcu urosła w dość nietypowych warunkach. I Marta o tym doskonale wie. Ale wcale nie powie, że to jest cena, jaką się płaci za taką podróż. Jedno wynika z drugiego.

Teraz Marta wróci do domu na poznańskim Junikowie i pewnie będzie jadła wszystko to, co na stole postawi jej mama. Powspominają, nacieszą się sobą. Marta pójdzie na zakupy, na kawę, spotka się z przyjaciółmi.

- Przecież nie jestem jakimś dziwolągiem tylko normalną dziewczyną. Lubię to wszystko, brakowało mi tego.

Jak długo wytrzyma bez myślenia o kolejnej podróży? - Tydzień wytrzymam. Ale ten tydzień już minął.

Mantra 28 Ania
Jacht, którym płynęła Marta, ma specjalnie wzmocniony kadłub o długości 8,5 m oraz wyporności 3 t. Na pokładzie znajduje się toaleta, aneks kuchenny oraz koja dla jednego żeglarza. Łączność ze światem zapewniają zasilane wewnętrznymi akumulatorami radio i telefon satelitarny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski