Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sportowe patologie (część 21): Kiedy pęknie balon płacowy w naszej piłce?

Radosław Patroniak
A. Szozda
Ciężka atmosfera wokół rodzimej piłki nie sprzyja tęsknocie za nią, ale prawdziwy kibic nawet jak złorzeczy na PZPN, to i tak wie, że w weekend rusza ekstraklasa. Nie mam złudzeń i nie wierzę, że po trzech miesiącach przerwy zobaczymy na boiskach herosów, wirtuozów i tych, którzy wstrząsną ligą. Bardziej skłaniam się ku scenariuszowi siermiężnych wyczynów drogich piłkarzy.

Co gorsza, ostatnie analizy ekspertów potwierdzają powyższą tezę. Niektóre kluby przeznaczają nawet do 80 procent budżetu na pensje zawodników pierwszej drużyny. To droga w ślepy zaułek, bo przecież oszczędzają na rozwoju bazy i szkoleniu młodzieży. - Tnie się koszty skautingu, administracji, a do pracy z trampkarzami często kierowani są najgorsi, czyli najtańsi trenerzy - mówił w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", Ryszard Szuster, były prezes Górnika Zabrze. Krytyczna granica wydatków na utrzymanie piłkarzy to 50-60 proc. wartości budżetu. Na Zachodzie pilnują, by stosunek płac do przychodów nie przekraczał 60 proc., średnia dla Polski to 72 proc.

Ogromne pieniądze płaci się nie tylko wybitnym graczom, ale również tym przeciętnym. W rozbudzaniu oczekiwań wielką rolę odgrywają menedżerowie. To oni śrubują stawki, żeby powiększyć swoje prowizje. Gdyby młody zawodnik nie miał nawet pojęcia o stawkach, na właściwy trop naprowadzą go przyziemne fakty, takie choćby jak porównanie wartości własnego samochodu z autami nowych kolegów (mogliby coś na ten temat powiedzieć lechici, Tomasz Mikołajczak i Krzysztof Chrapek, którzy latem trafili na Bułgarską z niższych klas).

Kluby nie mają jak się bronić przed przegrzaniem koniunktury, więc walczą chociaż o wpisywanie do kontraktów kwot odstępnego (stąd rozbieżności między władzami Lecha a Sławomirem Peszko, bo jak komuś trzeba dobrze płacić, to nie po to, żeby później nic z tego nie mieć). Można postąpić inaczej, czyli spaść z ligi i radykalnie obniżyć koszty płacowe.

Takich karkołomnych pomysłów nikt nie realizuje, tym bardziej że w I lidze piłkarzy amatorów też trudno spotkać. Jak to kiedyś opowiadał dyrektor sportowy Warty Poznań Zbigniew Śmiglak, niektórzy nie wiedzieć czemu, bardzo się cenią i nie schodzą poniżej 10 tys. zł. W dodatku w rodzimej piłce coraz bardziej daje się odczuć kryzys ekonomiczny. Sponsorzy wydają mniej pieniędzy na cele marketingowe, a państwo robi wszystko, by ich zniechęcić do sportu (patrz ustawa hazardowa). Balon płacowy musi więc pęknąć, bo pompujący go całkowicie stracili kontrolę nad ciśnieniem powietrza...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski