18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stihl: Syn założyciela firmy opowiada o sobie i inwestycjach

Mateusz Pilarczyk
Z Hansem Peterem Stihlem, synem założyciela firmy Stihl i jej wieloletnim prezesem, rozmawia Mateusz Pilarczyk

W Sadach pod Poznaniem za 25 mln zł Stihl rozbudował swoje Centrum Logistyczno-Serwisowe. Czy to jeden z nowocześniejszych i większych magazynów firmy?
Takie inwestycje zawsze zależą od wielkości rynku, a Polska jest dużym miejscem zbytu naszych produktów z dużym potencjałem na dalszy rozwój. Dużo wcześniej zaczęliśmy współpracę z Polską i jesteście dla nas wzorcowym rynkiem. Są oczywiście tak duże kraje jak Chiny ze swoimi 1,3 mld ludzi, USA z 320 mln mieszkańców i Rosja ze 150 mln, i te rynki trzeba oczywiście postrzegać całkowicie odmiennie. Mimo to w Polsce sprzedajemy obecnie więcej urządzeń niż w Chinach.

Czy Stihl dalej będzie inwestował pod Poznaniem?
Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych podjęliśmy decyzję o inwestowaniu w Polsce, kupiliśmy odpowiednio dużą działkę w gminie Tarnowo Podgórne, żebyśmy mogli bez problemów rozbudowywać nasze centrum. To, co dziś widzimy to rozbudowa numer jeden. W każdej chwili możemy zdecydować się na kolejną przynajmniej tego samego rzędu wielkości.

Wybiegam w przyszłość, ale czy są szanse nie tylko na dystrybucję, ale też produkcję?
Polska jest jeszcze za małym rynkiem na taki krok. Rosnąca liczba naszych dealerów pokazuje, że się rozwijamy. Tak samo jest z mechanikami, których od początku roku przeszkoliliśmy około pięciuset.

To zapytam inaczej. Czy są plany zrobienia z Polski przyczółku produkcyjnego na rynek wschodni, tak jak robi to wiele innych zachodnich firm?
Nie wykluczam takiej ewentualności, ale obecnie nie mam planów stworzenia zakładu produkcyjnego. Polska jest dla nas pozytywnym przykładem wśród krajów tej części Europy. Jeżeli mielibyśmy zdecydować się na produkcję w tym regionie, to Polska będzie na pewno naszym pierwszym wyborem.

W wieku 80 lat zdecydowałem się przekazać ster w firmie mojemu synowi

Pierwsze pilarki Stihla trafiły do Polski w 1982 r. Zamówienie Lasów Państwowych opiewało na około 9 tys. sztuk.
Od początku byliśmy świadomi wielkości Polski i wiedzieliśmy, że mieszka tu 38 mln potencjalnych klientów, ale dopiero od lat 80. wolno nam było wysyłać towary do Polski ze względu na Układ Warszawski i uwarunkowania polityczne. Dostaliśmy zgodę, bo dostarczaliśmy niemilitarne produkty. Była to decyzja niezależna od nas, ale od razu, jak pojawiała się taka możliwość, zdecydowaliśmy się na współpracę z Polską, która zaowocowała naszą obecnością pod Poznaniem. Polska jest bezpośrednim sąsiadem Niemiec i bardzo atrakcyjnym miejscem do inwestowania.

Niedawno, 4 czerwca obchodziliśmy 24. rocznicę pierwszych wolnych wyborów - to trochę w Polsce czas wspominek. Jak Pan wspomina Polskę z 1993 roku, kiedy Stihl zakładał pod Poznaniem swoją spółkę dystrybucyjną?
Jeszcze przed 20 latami relacje niemiecko-polskie były mocno zakłócone przez II wojnę światową i nie było w tym nic dziwnego. W międzyczasie zauważyliśmy, że jeśli będziemy współpracować, to potrafimy osiągnąć niesamowite wyniki. Polska cieszy się w Niemczech bardzo dużym uznaniem. Miałem możliwość towarzyszenia kanclerzowi Helmutowi Kohlowi podczas jego pamiętnej wizyty w Polsce. Z naszej strony to kanclerz Kohl przyczynił się do tego, że dziś mamy tak bliskie stosunki gospodarcze.

Trzeba jeszcze zabiegać o niemiecko-polską współpracę gospodarczą? Czy wszystko dzieje się na poziomie firm.
Zasadniczo wszystkie istotne decyzje zostały już podjęte, kiedy staliście się częścią Unii Europejskiej. Jeżeli już stosunki gospodarcze dobrze działają, to zalecałbym politykom wstrzemięźliwość, bo to przedsiębiorcy potrafią ze sobą najlepiej współdziałać.

Polscy przedsiębiorcy są teraz w szczególnym momencie. Mija dwadzieścia lat, od kiedy założyli swoje biznesy i stają przed problemem sukcesji. Niemieckie doświadczenia są w tej kwestii o wiele większe. Co by Pan doradził?
Przede wszystkim trzeba mieć dostatecznie dużo dzieci (śmiech- red.). Następnie zalecam wybranie tego najbardziej odpowiedniego, nadającego się na sukcesora. Według mnie przedsiębiorstwo rodzinne powinno starać się rozwijać w ramach rodziny i zostać w jej rękach. Sukcesja jest dużym problemem na całym świecie, ale w przypadku Polski jestem optymistą.

A kiedy Pan przekazał stery synowi Nikolasowi?
Jeśli się jest realistą, to trzeba przyznać, że przy coraz bardziej zaawansowanym wieku nie jest się aż tak wydajnym, jak to było wcześniej. Teraz mam 81 lat, a przed rokiem, na 80. urodziny zdecydowałem o przekazaniu pałeczki synowi i z pewnością była to właściwa decyzja.

Pana było ciężko przekonać do pracy w firmie ojca?
Nie, właściwie nie było takiego problemu. Od 1960 roku pracowałem z moim ojcem i już w trakcie tych lat przekazywał mi coraz większy zakres odpowiedzialności. Dokładnie tak samo zrobiłem z moim synem.

Stihl od początku istnienia w całości jest w rękach rodziny. Nigdy nie kusiło Pana wejście na giełdę?
Na giełdę idzie się, kiedy chce się wydać więcej pieniędzy, niż się ma, a my mamy dostatecznie dużo środków, aby finansować swoje inwestycje i plany rozwojowe. Dlatego nie zdecydujemy się na wejście na giełdę.

Jak to jest firmować własnym nazwiskiem produkty firmy? To zobowiązuje?
Jeśli firmuję całe przedsiębiorstwo nazwiskiem, to oczekuję, że będzie ono prowadzone zgodnie z prawem i w sposób skuteczny. Rodzinna firma musi mieć pozytywny wizerunek i reputację. Dlatego wszystko, co mijałoby się z prawem albo godziło w powagę przedsiębiorstwa, jest u nas wykluczone. W firmie wszyscy wiedzą, że zawsze mówię prawdę i czasem nie są to miłe słowa, ale tak działamy.

Był Pan prezesem Zrzeszenia Niemieckich Izb Przemysłowo-Handlowych. Czy silny samorząd gospodarczy jest ważny w rozmowach z politykami, z władzami?
O ile jestem dobrze zorientowany, to w Polsce też macie izby przemysłowo-handlowe.

Ale nie mają one takiego umocowania prawnego jak w Niemczech.
Obowiązkowa przynależność do izb, jaką mamy w Niemczech, jest warunkiem, aby przedsiębiorcy mówili jednym głosem. Od 1988-2001 byłem przewodniczącym Zrzeszenia Niemieckich Izb Przemysłowo-Handlowych. W czasie mojej kadencji tworzyłem m.in. polsko-niemiecką izbę. Staraliśmy się swego czasu przekonywać polskie władze do wprowadzenia obowiązkowego członkostwa w izbach i samorządach gospodarczych. To się jednak nie udało. Przedsiębiorcy twierdzili, że nie jest im to potrzebne, że mają wystarczające problemy z próbami interwencji państwa w ich działalność.

Teraz jest na odwrót.
Możliwość nadal istnieje. Tak jak wspomniałem, ma to sens, jak wszyscy są zjednoczeni, bo wtedy mają całkowicie inny głos, ma on inną wagę wobec strony rządowej. W czasie mojej kadencji jako przewodniczący byłem w stałym kontakcie z niemieckim rządem. W zasadzie nie było miesiąca, w którym nie spotkalibyśmy się z kanclerzem, z ministrem gospodarki czy innymi przedstawicielem rządu. Dzięki temu mieliśmy ogromny wpływ na rozwiązania dotyczące gospodarki Niemiec.

Izby przeciwdziałają patologiom w obrocie gospodarczym?
W Niemczech izby przede wszystkim odpowiadają za kształcenie zawodowe młodzieży i między innymi dzięki temu notujemy bardzo niskie bezrobocie wśród młodzieży. Poza tym izby przejmują pewne zadania państwa, jak na przykład deklaracje eksportowe.

Samorząd gospodarczy przeciwdziała patologiom w obrocie gospodarczym? To już są sprawy między przedsiębiorcami i izba nie może nic poradzić. Od takich spraw są sądy...

... które w Niemczech sprawnie działają.
Sądy są szczególnym przypadkiem. W skali ogólnoświatowej pojawia się niepokojąca tendencja. System w USA zgrzyta, również w Niemczech nie jesteśmy z niego w 100 procentach zadowoleni. Wydaje mi się jednak, że nie znajdziemy kraju na kuli ziemskiej, gdzie ludzie byliby w pełni zadowoleni z sądów.

Chwalicie się niezawodnością swoich urządzeń. Nawet na otwarciu centrum w Sadach Waldy Dzikowski, były wójt Tarnowa Podgórnego, a teraz poseł, mówił, że 10 lat temu kupił kosiarkę Stihl i nadal jej używa. Jak w takim razie powiększać sprzedaż?
Przy rozwoju naszych produktów mamy jasne standardy. Przykładowo profesjonalna pilarka musi mieć żywotność rzędu 2 tysięcy godzin pracy. Sami sobie narzuciliśmy taką normę, której surowo przestrzegamy. Dlatego nasze produkty są po prostu lepsze od konkurencji. Wymaga to większych nakładów finansowych na rozwój, ale zadowoleni klienci są najlepszą reklamą dla firmy.

Przyszłość to elektronarzędzia? Rozwój akumulatorów wyeliminuje silniki spalinowe?
Mamy oczywiście w naszej ofercie sprzęt elektryczny, ale do niego potrzeba gniazdka. Od trzech lat wprowadzamy urządzenia akumulatorowe. W zbiorniku paliwa spalinowej pilarki jest przechowywane tysiąckrotnie więcej energii niż w akumulatorach porównywalnej wielkości. Konieczna jest spora praca badawczo-rozwojowa, żeby poprawić te możliwości. Dla okazjonalnych użytkowników powstaje coraz większy rynek sprzętu akumulatorowego i w to się angażujemy. Tam rozwiązania elektryczne się sprawdzają.

A profesjonalne narzędzia? Czy one za dziesięć, dwadzieścia lat będą zasilane z akumulatorów?
Nie. Nie widzę takiej możliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski