Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Transatlantyk: relacja z szóstego dnia imprezy. Warte obejrzenia "Take this Waltz" i "Broken"

Jacek Sobczyński
Jacek Sobczyński
Kadr z "Take this Waltz"
Kadr z "Take this Waltz"
Co zrobić, gdy nagle ktoś zburzy ci świat? W poniedziałek na Transatlantyku pytali o to twórcy filmów "Take This Waltz" i "Broken".

"Take This Waltz" to nie jest żadne wybitne dzieło, ale stojącej za kamerą Sarze Polley udało się uchwycić coś bardzo trudnego - pierwsze momenty, w których relacja dwójki ludzi zaczyna się wypalać.

U Margot (Michelle Williams) i jej męża zaczęło się od drobiazgu - ot, po prostu jedno nie miało ochoty przytulić drugiego podczas wspólnego robienia śniadania. Dziwne, skoro przecież przed ślubem nie mogli się od siebie oddalić na metr. Ale widz dobrze wie, dlaczego - Margot podczas podróży służbowej poznała przystojnego Daniela, który lekko zawrócił jej w głowie. Teraz leży obok śpiącego, misiowatego męża (zaskakująco dobra dramatyczna rola Setha Rogena) i zastanawia się, czy zerwać z codziennością i rzucić w wir nowej relacji, która przecież może skończyć się fiaskiem, czy lepiej zostać przy sprawdzonej, choć czasem nużącej roli.

Polley bardzo dobrze balansuje między komizmem a autentycznym dramatem trojga osób, z których tango może zatańczyć jedynie dwójka. Operuje środkami mniej drastycznymi, niż Derek Cianfrance, reżyser ubiegłorocznego, opowiadającego o rozpadzie związku "Blue Valentine" (również z Michelle Williams w roli głównej), lecz finał pozostawia w widzu równie nieprzyjemne uczucie. Mimo, że przecież cały film toczy się w letnim, niespiesznym tempie, niczym setki podobnych mu kinowych historii z amerykańskich przedmieść. E tam, słońce nad ich dzielnicą to tylko fasada. O ile na dworze jest pięknie, o tyle do sypialni wkrada się mrok.

Bardzo fasadowo zaczęło się także "Broken" Brytyjczyka Rufusa Norrisa. Co prawda dość drastycznie - pewien mężczyzna pobił młodego chłopaka na oczach małej dziewczynki. Dzięki umiejętnemu montażowi i dość nietypowej narracji przyczynę poznamy dopiero za jakiś czas. Zresztą całe "Broken" charakteryzuje się sprawnym montażem równoległym - reżyser opowiada kilka historii naraz, co bardzo napędza akcję obrazu.

Do połowy "Broken" ogląda się niczym uroczą, mozaikową historię z brytyjskich przedmieść, gdzie 12-latka uczy się całować a wszyscy sąsiedzi zasuwają z fantastycznie brzmiącym, wyspiarskim akcentem. Ale pod koniec Rufus Norris bierze młot i rozwala mozaikę w drobny mak a jego film niezauważenie przemienia się w mrożącą krew w żyłach psychodramę.

Nie da się ukryć, że razem z całą salą siedziałem niczym przyspawany do krzesła. Tylko czy finalnie cała historyjka nie okazała się bezmorałową płycizną? Mam wrażenie, że reżyser popełnił podstawowy grzech debiutanta, zanadto przeładowując swój film kolejnymi wątkami. Wyszedł z tego groch z kapustą, choć jeszcze raz podkreślam - patrząc tylko pod względem odbioru pochłania się "Broken" nieźle.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski