Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Lecha Poznań Nenad Bjelica: Nie jestem cudotwórcą [ROZMOWA]

Sebastian Staszewski (Polsat Sport)
Nenad Bjelica już zadomowił się w Poznaniu. Podoba mu się klub
Nenad Bjelica już zadomowił się w Poznaniu. Podoba mu się klub Adrian Wykrota
Nowego trenera Lecha Nenada Bjelicę czeka w Poznaniu jeszcze wiele pracy. Nie oczekuje od piłkarzy cudów, ale gry na maksa.

Czy to prawda, że Pana trenerskim idolem jest Diego Simeone?

Nie mam guru. Choć mówiłem wielokrotnie, że dla mnie Simeone to w tej chwili najlepszy szkoleniowiec na świecie. Nie pracuje w klubie z topu, Atletico to nie jest Real czy Barcelona, a mimo to notuje świetne wyniki. Nie chcę jednak, aby Lech grał jak oni. Ich styl jest niepowtarzalny. Ja też nie zamierzam być kopią kogokolwiek. Ani Simeone, ani Carlo Ancelottiego, ani Jürgena Kloppa. Mój Lech to ma być Lech Nenada Bjelicy.

Jest Pan cudotwórcą?

Nie, na pewno nie. Jestem człowiekiem wiary i pracy.

Lech najlepszy mecz w tym sezonie z Lechią w Gdańsku rozegrał po 19 dniach Pana pracy… Cud? A może ma Pan małe oczekiwania?

Oczekiwania mam duże. Ale drużyna pracuje bardzo dobrze. Trafiłem tu na grupę zawodników, którzy rozumieją mój etos pracy. Robią to, co każę. W Gdańsku graliśmy świetnie, choć przegraliśmy. Taki jest futbol. Ale w końcu nasza konsekwencja da efekty.

Czego brakowało tej drużynie wcześniej?

Sam nie wiem… Coś się zmieniło, ale co? Trudno w tej chwili powiedzieć. Gramy systemem 4-3-3, który jednak ewoluuje w trakcie meczów. Próbujemy grać bardzo agresywnie, na pełnej koncentracji. Pressing i odbudowa pozycji to dla mnie priorytety. To jest mój futbol. Piłkarze to zrozumieli, wiedzą, że muszą walczyć. Póki będę w Poznaniu, mają zasuwać na najwyższych obrotach przez 95 minut. Tego oczekuję. Nie cudów, tylko gry na maksa.

Trenerzy zwalniani z Lecha Poznań w ostatnich latach:

Może Pan zadeklarować, że gracie o pełną stawkę - o mistrzostwo Polski i Puchar?

Miejsce Lecha jest w Top3. To żadna tajemnica. Ale szefowie Kolejorza nie dali mi żadnych konkretnych celów. I bez tego wiem, że Lech musi być w czołówce. Moją filozofią nie jest jednak tworzenie niesamowitych fresków, tylko praca z dnia na dzień. Tą drogą chcę zaprowadzić Lecha wysoko.
Długo zastanawiał się Pan nad przyjęciem oferty z Lecha?

Niezbyt. Przyleciałem do Poznania, obejrzałem klub, spotkałem się z właścicielami. Później wróciłem do Austrii i zastanawiałem się dwa, trzy dni. W międzyczasie negocjowaliśmy. Zgodziłem się, bo uwierzyłem w sens tego projektu.

Miał Pan inne propozycje?

I to całkiem sporo. Pracę mogłem podjąć już w styczniu. Rozmawiałem z wieloma klubami, ale zawsze coś stawało na drodze, aby się dogadać. Albo sprawy finansowe, albo kwestia sztabu szkoleniowego, albo planu na przyszłość. A dzwonili do mnie z Chorwacji, Szwajcarii, Włoch. Rozmawiałem też z jednym klubem hiszpańskim i niemieckim.

Wie Pan, że stadion przy Bułgarskiej to bardzo gorące miejsce?

Lubię takie kluby. Z ludźmi z temperamentem, którzy swoją drużynę kochają na zabój. Nigdy z takimi nie miałem kłopotu. We Włoszech na przykład dogadywaliśmy się świetnie. Lech ma wspaniałych fanów i dlatego powiedziałem piłkarzom, że po każdym meczu mają im dziękować. Ci ludzie nieraz przemierzają za nami kilkaset kilometrów, więc ich pozdrowienie to jest minimum przyzwoitości.

Besnik Hasi po przyjściu do Legii Warszawa sprowadził trzech znanych sobie piłkarzy. Czy zimą możemy spodziewać się najazdu na Poznań zawodników z Austrii albo Bałkanów?

Za wcześnie, aby mówić o transferach. Wiem, że siatka skautów Lecha jest bardzo profesjonalna i jestem otwarty na ich sugestie. Jeżeli sam będę miał jakiś pomysł, także nie zawaham się go zaproponować. Zawsze ktoś może też odejść, więc zachowamy czujność. Zobaczymy na przykład, co będzie z Nicki Bille Nielsenem.
Mówi Pan w pięciu językach: po chorwacku, niemiecku, angielsku, hiszpańsku i włosku. Nauczy się Pan też polskiego?

Angielskiego nauczyłem się jeszcze w szkole. Niemieckiego i hiszpańskiego jako piłkarz. Włoskiego - jako trener. Teraz czas na język polski. Jest trochę podobny do chorwackiego, więc nie będę miał kłopotów. Rozpocząłem już naukę, choć nie mam nauczyciela. Moją szkołą jest każdy kolejny dzień.

Na razie pomaga Panu Darko Jevtić, który wcielił się w rolę Pana tłumacza.

Tak samo Jasmin Burić. Ale to żaden problem, bo w klubie wszyscy mówią po angielsku, więc z ich usług korzystam tylko czasami.

Z Polakami miał Pan do czynienia od dawna. W latach 90. z Wojciechem Kowalczykiem grał Pan w Realu Betis i UD Las Palmas. Jak wspomina Pan Wojtka?

To był naprawdę dobry napastnik. W Sewilli miał renomę. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, bo ja zawsze trzymałem się z grupą bałkańską, ale dogadywaliśmy się nieźle.

Wie Pan, że Wojtek jest ekspertem w Polsacie Sport?

Tak, i słyszałem, że jest bardzo ostry. Już w Hiszpanii nigdy nie miał kłopotu z tym, żeby powiedzieć coś kontrowersyjnego. Prosty, ale inteligentny facet. Nie liczę na to, że będzie patrzył na mnie łaskawiej tylko dlatego, że się znamy. I na pewno miło będzie się spotkać. Po meczu z Lechią Gdańsk widziałem na przykład Kamila Kosowskiego, z którym grałem w Niemczech. Wojciecha też chętnie zobaczę.
Przy Grzegorzu Szamotulskim i Adamie Ledwoniu, Pana kolegach z Admiry Wacker Mödling, Kowalczyk to grzeczne dziecko...

Ooo tak! To byli wariaci, ale jednocześnie świetni ludzie. Dla drużyny zrobiliby wszystko. Był jeszcze Tomek Iwan, który miał duże umiejętności, ale on akurat przez siedem czy osiem miesięcy leczył kontuzję. Z Polakami zawsze było wesoło. Trzymaliśmy się razem. Bardzo szybko nauczyli mnie waszych przekleństw. Raz po wygranym meczu ze Schwarz-Weiß Bregenz zamiast samolotem, wybraliśmy powrót pociągiem. Iwan strzelił zwycięską bramkę, więc była okazja, aby świętować. Zrobiliśmy gigantyczną balangę. Jechaliśmy z osiem albo dziesięć godzin. Niestety w końcu ktoś zadzwonił na policję…

Który z Polaków grających z Panem był najlepszy?

Trudno wybrać, bo przecież wszyscy byli reprezentantami Polski. Największą karierę zrobił chyba Tomek Iwan. Ale gdybym miał wziąć kogoś do mojej drużyny, to zdecydowałbym się na Szamotul-skiego i Kłosa. Kiedy graliśmy w Austrii, „Szamo” bronił genialnie. Natomiast Kłos to mój najlepszy kolega. Mieszkaliśmy razem w pokoju. Cały czas mamy kontakt. Ostatnio widzieliśmy się w Warszawie, kiedy w 2013 roku byłem trenerem Austrii Wiedeń. Liczę jednak na to, że najlepszych polskich piłkarzy spotkałem w Poznaniu.

Życzę więc powodzenia.

Dziękuję. Na razie w waszym kraju podoba mi się wszystko. Miasto jest czyste, zadbane. Ludzie mnie zaskoczyli, są świetni. Klub jest dużo bardziej profesjonalny niż moje poprzednie drużyny z Austrii czy Włoch. Oby tylko teraz moje oczekiwania spełnili piłkarze.

Rozmawiał:
Sebastian Staszewski
Polsat Sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski