Walki o Poznań w 1945 roku. Zdjęcia i wspomnienia z tamtych dni
Eugeniusz Cofta, od pierwszych dni 1941 roku do 20 stycznia 1945 roku pracował w poznańskiej filii zbrojeniowych zakładów radiofonicznych „Telefunken” jako ślusarz, frezer i frezer precyzyjny. 12 lutego zameldował się w ówczesnym Wojewódzkim Urzędzie Informacji i Propagandy przy ulicy Chełmońskiego 22 by rozpocząć pracę jako reporter w tworzącej się redakcji pierwszego w wyzwalanym mieście dziennika – „Głosu Wielkopolskiego”.
Tak wspomina 19 stycznia 1945 roku: Od wczesnych godzin rannych wyczuwało się w Forcie VII dziwny nastrój. Z miasta docierały wieści, że zaczyna się tam panika, że Niemcy szykują się do ucieczki. (…) Około południa było wiadomo, że dyrektor Waschow udał się osobiście do Berlina po specjalne instrukcje. W kilka godzin później zaczęły do fortu przenikać coraz pewniejsze informacje, z których wynikało niezbicie iż do rana Niemców nie powinno być w Poznaniu. Na krótko przed godziną 18, przyszedł mój zmiennik Szymczak. I zaraz od wejścia opowiadał, że z Niemcami już kompletnie źle, fiasko! (…) Majster Peuker wyjął z szafy w swoim biurze mundur działacza NSKK (Narodowosocjalistycznego Korpusu Motorowego podległego NSDAP) i wrzucił go w otwarty piec. – Schluss mit dem – Koniec z tym – powiedział i dość jednoznacznie spojrzał się na krzątających się w pobliżu Polaków. Ostatecznie nie miał wobec nich grzechów, na każdym kroku podkreślał swe w połowie polskie pochodzenie. (…)
Punktualnie o godzinie 18, pożegnałem się z moim zmiennikiem i udałem się na przystanek tramwajowy przy ulicy Dąbrowskiego. Wówczas szło się dotąd od Fortu VII przez pola z rzadka tylko zabudowane. Toteż z daleka widziałem wozy i samochody, załadowane po pierwsze piętro, zdążające na zachód. Była to jedna z niewielu już dróg, jakie Niemcom zostały do odwrotu ku nieznanemu jutru. Epilog ostateczny stał już przed rogatkami Poznania, a imię jego brzmiało; Armia Czerwona.