Wędkarstwo: Jerzy Musiał o problemach poznańskich wędkarzy z dostępem do Warty i o tym jak zacząć przygodę z wędkowaniem

Ostatnia duża impreza wędkarska na Warcie w Poznaniu odbyła się 1,5 roku temu. Okazuje się, że to nie przypadek, bo jako okręg nie aspirujecie już do organizacji zawodów ze względów formalnych i technicznych.

To prawda. Od czasu kiedy zostaliśmy „wypędzeni” przez władze miasta znad Warty nie ubiegamy się o organizację MŚ, ME, MP i Grand Prix Polski, co w przeszłości było regułą. Zakazu wędkowania nie ma, ale problem polega na tym, że my dostaliśmy zgodę na wjazd trzech samochodów i wydzierżawianie za 700 zł skrawka terenu. W takich warunkach zorganizowanie dużej imprezy jest niemożliwe, bo na mistrzostwa Polski przyjeżdża co najmniej 100 osób i każda z nich musi wjechać nad rzekę ze sprzętem. Oczywiście można byłoby zawody przenieść do innych ośrodków takich jak Śrem czy Oborniki, ale tam nie ma wybetonowanego nabrzeża i co za tym idzie nie ma odpowiednich warunków do rywalizacji. W tym roku nie zorganizujemy więc żadnej imprezy spławikowej, choć w przeszłości rocznie mieliśmy jedno wydarzenie ogólnopolskie i około trzydziestu lokalnych. Czy Warta była zawsze atrakcyjnym akwenem? Oczywiście, że tak. Słynęła z dużego zarybienia, a wędkarze przyczynili się do tego, że stała się bardziej przyjazna dla mieszkańców i atrakcyjna dla gości. Decyzja władz jest dziwna tym bardziej, że to my, wędkarze przywróciliśmy Poznaniowi choćby ratajski odcinek Warty. Nikomu nie przeszkadzaliśmy, ani przechodniom, ani rowerzystom, a dodatkowo dbaliśmy o porządek i edukację tych, którzy chcieli dowiedzieć się czegoś o wędkarstwie.

A jak prezentuje się nasz okręg na tle innych, jeśli chodzi o klasę zawodników?
Na Warcie zawsze byliśmy mistrzami. Na innych akwenach już niekoniecznie, bo jednak w wędkarstwie spławikowym jest duża konkurencja. Rodzajów wędkarstwa jest zresztą bardzo dużo, począwszy od morskiego, poprzez muchowe, lodowe, spinningowe, a skończywszy na rzutowym, w którym akurat jesteśmy światową potęgą. Porównywanie osiągnięć nie jest proste, bo jako PZW jesteśmy w okresie przejściowym. U nas nie ma na przykład klubów, są tylko zawodnicy i kadra okręgu, a w innych częściach Polski nadal zawodnicy występują pod szyldem klubowym. To zamieszanie to efekt przekształcenia się PZW w stowarzyszenie.

Myślę, że kibiców innych dyscyplin interesuje to, czy wędkarze są wyłącznie hobbystami czy mogą się czuć czasami jak zawodowcy?
Myślę, że mogą liczyć na pewne przywileje typu pokrycie kosztów wyjazdu i noclegu na zawodach czy opłaty startowej. To zawsze bowiem leży po stronie okręgu. Aby jednak rywalizować z najlepszymi trzeba mocno inwestować w sprzęt. Będąc zawodnikiem wydawałem na ten cel średnio około 20 tys. zł rocznie. Trudno więc wędkarzy traktować jak wyczynowców, a nie pasjonatów.

Co trzeba zrobić, by zostać pełnoprawnym wędkarzem i jak wyglądają liczby wędkarzy w Polsce?
W związku zrzeszonych jest 600 tys. osób, ale wędkujących szacuje się na 2 mln. U nas w okręgu przybywa co roku 1500 członków. Mamy ich już 40 tys., czyli o 1/3 więcej niż 15 lat temu. Wymogi formalne nie są straszne. Trzeba zdać egzamin przed specjalną komisją, odebrać kartę wędkarską, kupić wędkę, co w sumie kosztuje 150 zł, i już można maszerować nad jezioro. A dlaczego warto być wędkarzem? Choćby po to, by nauczyć się szacunku do przyrody i po to, by uciec od używek, Internetu i domowego zgiełku.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

POLECAMY:

Najgorsze mieszkania do wynajęcia