Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki lot wiejskiego kowala z podkępińskich Mnichowic [ZDJĘCIA]

Marek Weiss
Choć ukończył tylko dwie klasy szkoły powszechnej osiągnął więcej niż sobie mógł wymarzyć jako dziecko. A marzyła mu się praca w zakładach lotniczych. Tymczasem on nie tylko zbudował samolot, ale odbył nim lot. I to nie mając żadnego doświadczenia ani przygotowania fachowego. Antoni Gabriel - człowiek, którego życiorys obfitował w nieoczekiwane zwroty.

Urodził się 18 maja 1911 roku w Mnichowicach koło Bralina. Wcześnie stracił oboje rodziców. Opiekował się nim wujek - ks. Tomasz Gabriel, braliński proboszcz, który oddał go na naukę do miejscowego kowala. Już od dziecka zdradzał uzdolnienia techniczne. Najbardziej ciągnęło go do latania. Zabiegał o to, aby wojsko odsłużyć w lotnictwie. W 1932 roku wstąpił do armii, odbywając służbę w 3 pułku lotniczym na Ławicy w Poznaniu. Nie dane mu było tam jednak pilotować maszyny. Pilnie za to obserwował mechaników, a po powrocie do cywila wpadł na szalony pomysł budowy własnego samolotu. Razem z kolegą, stolarzem Janem Menclem, przez dwa lata każdą wolną chwilę spędzali w stodole, która pełniła rolę warsztatu konstruktorskiego.

- Potrzebowałem dużo aluminium. Użebrałem więc garnki, części szrapneli, pamiątki z czasów wojny i sam je w domu przetapiałem. Resztę potrzebnych części kupowałem w składzie w Kępnie - wspominał po latach Antoni.

Nie miał żadnego poradnika technicznego i wszystko robił ,,z głowy''. By zdobyć gotówkę, konstruował i sprzedawał radia, remontował i instalował w młockarniach stare silniki samochodowe. Ostatecznie powstał 2-osobowy samolot o długości 6,8 m, rozpiętości skrzydeł 10 m i wadze 225 kg.

Przyszedł w końcu dzień 11 października 1936 roku. Było niedzielne popołudnie, gdy Antoni Gabriel postanowił ulec namowom sąsiadów i wypróbować swoje dzieło. Pożyczył 20 l benzyny i 1,5 l oliwy. Wyprowadził samolot na polanę i zasiadł za sterem. Nie mając pojęcia o pilotażu nie zabrał ze sobą spadochronu i nawet nie przywiązał się do fotela. Przy pierwszej próbie startu samolot wbił się w kopiec ziemniaków. Rozpruła się prawa opona i powłoka jednego skrzydła. Trzy godziny trwała niezbędna naprawa. Około 16.30 ponowił próbę. Tym razem udało się. Widok samolotu odrywającego się od ziemi wywołał najpierw podziw, a potem konsternację licznie zgromadzonych gapiów.

- W uszach mi szumiało, ręce drżały, a serce waliło jak młotem - pierwszy raz o własnych siłach w powietrzu. Wszystkie jednak ruchy robiłem za ostro. Za ostro skręcałem w prawo to w lewo, to znowu maszyna szła w górę lub waliła w dół. Samolot czynił wrażenie pijanego. Tak męczyłem się jakie 5 minut, później udało mi się uzyskać równowagę i wznieść w górę - wspominał.

Na wysokości kilkuset metrów przeleciał nad wszystkimi okolicznymi wioskami, wszędzie wzbudzając sensację. Dopiero gdy zaczęło się ściemniać uznał, że pora wracać. Stracił jednak orientację i zaczął się obawiać czy nie przeleciał pobliskiej granicy niemieckiej.

- Uratowało mnie ognisko na dole, które rozpalił brat pod Mnichowicami, przypominając sobie moje opowiadanie, że nieraz podobne ogniska uratowały życie wielu pilotom wskazując im miejsce lądowania i kierunek wiatru - relacjonował Gabriel.
Po 45-minutowym locie wylądował z szybkością 50 km/h na kartoflisku. Posadził swoją maszynę prawie po mistrzowsku, uszkadzając ,,tylko'' podwozie i śmigło.

Rozradowani ludzie zanieśli go do wsi na ramionach. Niektórzy nawet płakali ze wzruszenia. Miesiąc później odbyło się uroczyste poświęcenie maszyny, która otrzymała nazwę ,,Śląsk'' na cześć rodziców konstruktora, którzy właśnie z tego regionu pochodzili. O niezwykłym locie szeroko rozpisywała się przedwojenna prasa Antoni Gabriel został bohaterem, choć dziś za swój wyczyn miałby kłopoty za nielegalne pilotowanie bez uprawnień i to jeszcze maszyny bez atestu.

Na krótko przed wojną podjął pracę na Okęciu. W 1939 roku, chcąc przekroczyć granicę polsko - rumuńską, dostał się do niewoli radzieckiej i został skazany na 25 lat robót na Syberii. Uratowała go... ciężarna żona jednego z rosyjskich oficerów. Zaczęła rodzić, a ponieważ konieczne było cesarskie cięcie powstał spory problem. Na miejscu nie było potrzebnych narzędzi. Pan Antoni jako kowal zgłosił się do pomocy. Otrzymał stal i po 3 godzinach dostarczył niezbędny skalpel. Gdy dziecko urodziło się zdrowe świeżo upieczony ojciec wystarał się dla grupy Polaków o dokumenty potrzebne do wstąpienia do Armii Andersa.

Już kilka miesięcy później Gabriel walczył z Japończykami w indyjskich formacjach brytyjskiego lotnictwa. Odbył też szkolenie w RPA, pilotując najnowsze typy samolotów. Na wiadomość o organizujących się polskich dywizjonach, postanowił udać się drogą morską do Anglii. Okręt został jednak storpedowany przez włoską łódź podwodną i poszedł na dno. Do wody wskoczył jako jeden z ostatnich. Widział z bliska, jak rekiny wciągają pod wodę jego towarzyszy niedoli, jednego po drugim. Jego samego uratował prawdopodobnie przesiąknięty ropą i smarami kombinezon, który odstraszył ludojadów. A może po prostu rekiny zdążyły już ,,nasycić się''. Tak czy inaczej pan Antoni został wyłowiony po kilkudziesięciu godzinach przez brytyjski statek handlowy. Ocalał prawdopodobnie jako jeden z zaledwie dwóch rozbitków.

Uratował życie, ale wybuch torpedy uszkodził mu słuch. Z tego powodu nie mógł dalej latać. Trudno mu było się z tym pogodzić, ale znalazł sobie inne pole do aktywności. W Anglii ukończył kursy i uzyskał tytuł inżyniera specjalisty silników lotniczych.

Na początku 1947 roku wyjechał do Brazylii, zabierając ze sobą kwotę ok. 3000 funtów i prawie cały warsztat pracy, zamknięty w drewnianych skrzyniach. Osiedlił się w Rio de Janeiro, jednak początki były trudne. Jego wspólnik oszukał go, wypłacając z banku wszystkie pieniądze. Zaczynając po raz kolejny niemal od zera, szybko zyskał uznanie jako zdolny konstruktor. Zajmował się m.in. produkcją składanych rusztowań do budowy wysokościowców, projektował silniki do łodzi, przęsła mostów, hangary lotnicze, maszty i wieże RTV oraz prasy ze złomu.

Jeszcze podczas pobytu w Anglii poznał dziewczynę z rodziny lordowskiej, której ojciec zginął w wypadku samochodowym, zaś matka była właścicielką znacznego majątku. Dziewczyna chciała nawet dla przystojnego Polaka zrezygnować z wiary anglikańskiej i przejść na katolicyzm. Jej starania z góry jednak skazane były na porażkę. Wybranką jego serca była bowiem mieszkanka rodzinnej wioski Charlotta Gogol. Jeszcze przed wybuchem wojny łączyła ich nić wzajemnej sympatii. Potem pisali do siebie wiele listów. 20 października 1947 r. wziął z nią ślub ,,na odległość''. Pani młoda nie uzyskała zgody na wyjazd, toteż stawiła się w USC w Kępnie, a pan młody zjawił się w urzędzie w Rio de Janeiro. Ślubowali sobie przez telefon. Dopiero w 1956 roku wydano pozwolenie. Wkrótce potem, już w Brazylii, odbył się ślub kościelny. Tam przyszły na świat dzieci - Maria i Jan. Zamiłowanie do latania przejęła zwłaszcza córka, która odnosiła swego czasu międzynarodowe sukcesy w lotniarstwie.

Obecnie zarówno dzieci, jak i wnuki Gabriela latają paralotniami, szybowcami i samolotami. Córka jest z wykształcenia chemikiem, a syn pracuje na platformie wiertniczej. Tylko jeden raz pan Antoni zdecydował się na przyjazd do Polski. W roku 1978, wraz z synem, spędził w ojczyźnie 3 tygodnie, zwiedzając stary kraj wzdłuż i wszerz. Na trasie tej podróży nie mogło też zabraknąć lotniska Aeroklubu Ostrowskiego. Antoni Gabriel zmarł 23 września 1991 r. w Rio de Janeiro.

Samolot ,,Śląsk'' nie przetrwał do dzisiejszych czasów. Po pamiętnym locie trafił na wystawę, a potem... wrócił do szopy. Po wojnie bezpańska konstrukcja zaczęła niszczeć, a jej elementy szybko znalazły nowych ,,właścicieli''. Do dziś w Szkole Podstawowej w Bralinie przechowywany jest tylko niewielki fragment statecznika. Miejscowa młodzież podczas zajęć modelarskich wykonała replikę samolotu ,,Śląsk''.

Kalisz.naszemiasto.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski