Do tragedii doszło w czwartym wyścigu, w którym Matija Duh zahaczył o tylne koło motocykla Guglielmo Franchettiego i na pełnej prędkości uderzył w bandę. Po tym tragicznym wypadku zawody przerwano, a Słoweńca natychmiast przewieziono do szpitala, gdzie stwierdzono u niego skomplikowane, neurologiczne urazy. Żużlowiec doznał m.in. śródczaszkowego krwotoku, miał złamane kości czaszki, a jego mózg przestał funkcjonować. Cztery dni później w wyniku tych obrażeń zmarł.
Matija Duh był dwukrotnym indywidualnym mistrzem swojego kraju juniorów. Jako rezerwowy brał też udział w zawodach Grand Prix Chorwacji. W polskiej lidze startował rzadko, choć do dzisiaj jest bardzo ciepło wspominany w Ostrowie czy Łodzi, gdzie w przeszłości jeździł. W nowym sezonie miał zdobywać punkty dla KSM Krosno.
W Bahia Blanca, gdzie nie tak dawno odbyły się finałowe turnieje mistrzostw świata juniorów, Słoweniec zmarł, ponieważ uderzył w bandę skonstruowaną z... gumowych opon. W tym momencie każdemu kibicowi żużla aż ciśnie się na usta pytanie, jak to w ogóle możliwe i czy tej śmierci można było uniknąć?
Może zamiast wprowadzać nowe, i zdaniem zawodników, stwarzające zagrożenie na torze tłumiki, władze światowego żużla więcej czasu, energii i pieniędzy powinny poświęcić na systematyczne podnoszenie standardów bezpieczeństwa. Żużel to sport wybitnie niebezpieczny i należy robić wszystko, aby ryzyko poważnych wypadków ograniczyć do minimum. Jak pokazał ostatni przykład, nie zawsze się to udaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?