W ostatnich dniach sierpnia 1939 roku widmo wojny było w Polsce, a więc też i w Poznaniu, tematem numer jeden. Jednak gazety, audycje radiowe i plakaty wywieszane publicznie dawały nadzieję, że może jeszcze do działań zbrojnych nie dojdzie, że jesteśmy przygotowani do skutecznej obrony, mamy sprawdzonych sojuszników, a niemieckie prowokacje niebawem zakończą się, gdy ich autorzy zorientują się, że nic nie mogą osiągnąć. Prasa donosiła o cenach artykułów żywnościowych, o konieczności wyposażania każdego domu w środki biernej obrony przeciwlotniczej i przeciwpożarowej, a także o zasadach postępowania postępowaniu w przypadku alarmu przeciwgazowego.
„Dziennik Poznański” jeszcze 29 sierpnia zamieścił na pierwszej stronie tekst „Naszym zdaniem”, w którym anonimowy autor uspokaja „Nasza armia zawsze była krynicą optymizmu i wiary w siły narodu” oraz, że wojsko: „przede wszystkim żyje ono gorączką radości z powodu swego świetnego wyekwipowania, oficerowie chcieliby już, już wypróbowywać doskonały polski sprzęt wojenny, każdy żołnierz aż rwie się by pokazać >albośmy to jacy tacy<”.
Tymczasem Adolf Hitler najwyraźniej nie czytał polskiej prasy i nie bywał w polskich kawiarniach. Nie po to zbudował armię mającą pięciokrotną przewagę w czołgach i lotnictwie, a trzykrotną w artylerii nad Wojskiem Polskim, nie po to podpisał 11 kwietnia 1939 roku założenia planu wojny z Polską o kryptonimie Fall Weiss, i nie po to 14 sierpnia w rezydencji w Berghof zapewniał swoich dowódców, że nikt Polsce nie pomoże, a walka potrwa 6-8 tygodni, by potwierdzać optymizm polskiej propagandy. Tym bardziej, że 23 sierpnia aktem Ribbentrop – Mołotow zapewnił sobie ważnego sojusznika, równie wrogo nastawionego do Polski, i podzielił już ziemie polskie na strefy interesów niemieckich i rosyjskich…
1 września 1939 roku o godzinie 4.34 Niemcy rozpoczęli nalot na Tczew, próbując zdobyć ważne mosty, a o 4.45 pancernik „Schlezwig – Holstein” otworzył ogień na Wojskową Składnicę Tranzytową na Westerplatte. Niecałe cztery godziny później pierwszy samolot niemiecki pojawił się nad Poznaniem i rozległy się syreny alarmowe. To jednak był tylko zwiadowca.
Jednym z najważniejszych obiektów wojskowych w mieście było lotnisko Ławica, na którym zlokalizowana była 3 Baza Lotnicza. Startujące z niej samoloty myśliwskie PZL P-11c miały osłaniać miejsca mobilizacji i zbierania się wojsk, węzły kolejowe i miasto Poznań. Miasta broniła też 14. bateria przeciwlotnicza, składająca się z czterech dział 40 mm, ustawionych na Garbarach, Górczynie, Jeżycach i na Starołęce, dwa działa 87 baterii stały w rejonie lotniska Ławica, dwa działa na samej Ławicy i również dwa działa zakładowego plutonu obrony przeciwlotniczej chroniły Zakłady Hipolita Cegielskiego. Stanowiska tych przeciwlotniczych Boforsów dysponowały łącznością telefoniczną i mogły liczyć na sygnały ze stanowisk obserwacyjnych na Cytadeli i Przeźmierowie.
Od sierpnia budowano intensywnie schrony przeciwlotnicze, kopano rowy, w których przechodnie mieli chronić się przed odłamkami (do 1 września wykopano łącznie 25 km rowów!), a istniejące już schrony sprawdzano i uzupełniano braki w ich wyposażeniu. Oficer ogniowy 14 Pułku Artylerii Lekkiej Jan Urbaniak, wspominał: „...myślałem sobie - jak to jest, przygotowujemy się do walki w Poznaniu? Mieliśmy iść na Berlin. Tu nie powinno nam nic grozić... Żołnierzy trapionych podobnymi niepokojami zbywałem krótko: wojny i tak nie będzie, a my po prostu ćwiczymy, aby nie wyjść z wprawy. (…) Niemcy nie oszaleli - nie zaczną samobójczej wojny. Za nami cały świat, a my jesteśmy silni, zwarci, gotowi”...
Jednak poznaniacy nie wiedzieli, że miasto nie było przewidziane w polskich planach obronnych na wypadek wojny jako punkt oporu, czy w ogóle jako miasto za - a nie przed - planowaną linią obronną. Złudzeń nie mieli też zawodowi wojskowi, szczególnie lotnicy i oficerowie broni przeciwlotniczej: dziesięć dział o niewielkiej donośności (maksymalnie 2800 metrów), rozsianych na dużej przestrzeni nie mogło skutecznie przeciwdziałać nalotom nawet niewielkich grup bombowców. A myśliwce PZL P-11c poznańskiego III/3 Dywizjonu Myśliwskiego, choć bardzo zwrotne, ustępowały pod względem szybkości i siły ognia niemieckim Bf-109, a co gorsza, były wolniejsze od bombowców z czarnymi krzyżami. Po prostu były już technicznie przestarzałe, a co najważniejsze - było ich stanowczo za mało - do tego rozproszono je w grupy na lotniskach polowych. Ławicy strzegły tylko trzy samoloty myśliwskie, czyli klucz alarmowy Mikołaja Gudelisa-Kosteckiego, stojące w otwartym hangarze, gotowe do startu z niego.
Gdy w południe poznaniacy słuchali radiowego przemówienia prezydenta kraju, ogłaszającego, że Polska została zaatakowana, nad miasto nadlatywała grupa trzydziestu jeden bombowców Heinkel H-111 z 26 Pułku Bombowego (II./KG26), osłanianych przez eskadrę myśliwskich Messerschmittów Bf-109 z II./ZG1. Piloci bombowców rozdzielili się na dwie grupy - dwadzieścia dwie maszyny skierowały się na widoczne z daleka lotnisko Ławica, a dziewięć kolejnych otwierało pokrywy bombowe nad samym miastem. Najeźdźcy lecieli ponadto na pułapie trzech tysięcy metrów, niedostępnym dla polskich armat przeciwlotniczych...
Pierwsze bomby rozerwały się na Ławicy i dopiero wtedy rozległy się syreny alarmu lotniczego. Inne bombowce zrzuciły swój ładunek nad Komornikami, Biedruskiem, Jeżycami i w rejonie dworca kolejowego, gdzie stały pociągi ewakuacyjne z ludnością cywilną.
Na terenie 3 Bazy Lotniczej zaskoczeni żołnierze i mobilizowani cywile próbowali kryć się przed eksplozjami i odłamkami, jednak nie zawsze mieli tyle szczęścia - zginęło 21 osób, a kilkanaście odniosło rany. Zamieszanie powiększał fakt, że załogi bombowców po zrzuceniu ładunku nadlatywały także nad lotnisko prowadząc ogień z broni pokładowej, a dodatkowo kilkanaście minut po nalocie Ławicę ostrzelały Heinkle wracające z bombardowania miasta. Uszkodzenia były poważne - bomby trafiły w budynek dowództwa, hangary, garaże, wartownie, koszary.
Z napastnikami podjęły walkę załogi dwóch Boforsów stojących niedaleko lotniska (dwie armaty „lotniskowe” milczały), a także jedyne trzy będące w bazie polskie myśliwce ze 132 Eskadry Myśliwskiej, rozpaczliwie startujące wprost z hangarów (w jednym z nich, samolocie podchorążego Jana Pudelewicza silnik nie chciał zaskoczyć i pilot startował chwilę później za kolegami).
Podporucznik Mikołaj Gudelis-Kostecki miał według jednej z wersji uszkodzić prowadzącego szyk Heinkla, który dymiąc wypadł z szyku i odleciał znad bombardowanej bazy - według innej, powszechniej znanej, Polacy nie dotarli już do bombowców, natomiast zaskoczyli kilka myśliwców Bf-109, z których pierwszego zestrzelił właśnie Gudelis-Kostecki), a kapral Wawrzyniec Jasiński zdjął z ogona PZL-a należącego do Pudelewicza atakującego go Messerschmitta (inna wersja tego wydarzenia mówi o tym, że kapral Jasiński zestrzelił Messerschmitta atakującego samolot ppor. Kosteckiego; maszyna tego ostatniego zainkasowała kilka trafień, a samolot Jasińskiego trzy, w tym jedno w drążek sterowy; dwa pozostałe pociski przeszły przez nogawki spodni pilota, nie raniąc go). Po walce polski klucz lądował na Ławicy, skąd niebawem odleciał na lotnisko w Dzierżnicy koło Nekli, a załoga Bazy, na rozkaz majora Witolda Rutkowskiego ewakuowała się na teren wyścigów konnych, a stamtąd na Sołacz.
Nasza Czytelniczka, Olga Tyczyńska, przyniosła do Głosu Wielkopolskiego wydane w 1946 roku na łamach „Walki Ludu” wspomnienie poznanianki o nazwisku Kudlińska. Pisała ona: „w zachodnich częściach Poznania wzbijają się w niebo chmury ciemnego dymu. To lotnisko na Ławicy zaatakowane przez nieprzyjacielskie samoloty pali się. Po chwili ulicą Dąbrowskiego pędzą karetki pogotowia. Wiozą pierwsze ofiary agresji hitlerowskiej. W jednej z nich, przez uchylone okienko widać bledziutką twarz młodego harcerzyka. Odłamek zranił go w momencie, gdy udzielał pierwszej pomocy rannemu żołnierzowi. (…) Ulicą Kraszewskiego w stronę koszar pędzi na koniu oficer polski. Odłamki bomby spadającej na jezdnie dosięgają ich. Obydwaj padają martwi”.
Bombowce, które atakowały Poznań, też spotkały się z obroną przeciwlotniczą: Boforsy strzelające z terenu HCP uszkodziły jednego z Heinkli. Niemcy jednak nie przejęli się pojedynczymi działami broniącymi dużego miasta i już około 12.20 nowe maszyny, należące do dwóch dywizjonów bombowców pozbywały się bomb nad warciańskimi mostami, dworcem kolejowym, Jeżycami i Ławicą - ta ostatnia również stanie się celem trzeciego nalotu dwie godziny później. Wracające bombowce przelatywały później nad miejscowością Kalwy koło Buku, gdzie żołnierze kompanii Obrony Narodowej strzelali do nich z broni ręcznej: brali oni za cel maszynę, która wyglądała na uszkodzoną, leciała niżej, wolniej i jakby opadała.
Niemieccy dowódcy nie powiedzieli jednak ostatniego słowa i na godzinę osiemnastą zaplanowali kolejny akt masakry słabo bronionego miasta. Wtedy to nad Poznaniem pojawiła się bardzo duża grupa - blisko setki Heinkli, które zbombardowały ponownie dworzec i jeżyckie koszary, rejon Starego Zoo, a do tego Starołękę, Garbary, Pocztę Główną i koszary na Wildzie, dodatkowo strzelając nad lotniskiem Ławica. Bomby spadały na kolektor wody na Dębcu i domy w rejonach ulic Kanałowej, Chełmońskiego i Grunwaldzkiej. Niemieccy lotnicy odlecieli zostawiając płonące i zburzone budynki, strach i rozpacz ludzi - najgorszym efektem tego nalotu była śmierć osiemdziesięciu osób.
W sumie wojna, która 1 września 1939 roku wkroczyła do Poznania, zabrała ponad dwustu mieszkańców i osób przebywających w Poznaniu. Jedne z ustaleń wymieniają 194 osoby, które poległy tego dnia i 44 dalsze, które zmarły później w wyniku ran. Wśród tych 238 osób było 46 oficerów i żołnierzy. W 1964 roku lista strat zawierała informację o 237 zabitych i zmarłych, a inna wersja, powstała na bazie obliczeń z 1988 roku, podaje, że pierwszego dnia wojny zginęły, i także później zmarły w wyniku odniesionych ran 253 osoby cywilne. Obecnie przyjmuje się listę liczącą 263 osoby.
Pamiętnego 1 września w Poznaniu dała też o sobie znać piąta kolumna, dywersanci niemieccy, którzy strzelali do ludzi uciekających z bombardowanego dworca kolejowego i do artylerzystów zakładów HCP. Polscy żołnierze zatrzymali sprawców pierwszego ataku (w którym zginął m.in. policjant Józef Probala), prowadzonego z cmentarzy - ewangelickiego i świętomarcińskiego: przywódca tej grupy, nauczyciel Erhardt Patzer został skazany na śmierć zgodnie z prawem dotyczącym ujętych z bronią dywersantów, wyrok wykonano (choć istnieje wersja, że Patzera nie rozstrzelano). Tak samo 2 września zatrzymano innego dywersanta, w okolicach Wyższej Szkoły Handlowej.
Także 2 września zapadł rozkaz o opuszczeniu Poznania przez Wojsko Polskie; 4 września wyjechała policja, 5 września ostatni żołnierze wysadzali mosty. Kilka dni później, 10 września, do miasta wjechały pierwsze oddziały niemieckie i rozpoczęła się okupacja.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?