Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

100-lecie Lecha Poznań: Koleją do Europy, czyli jak Poznańska Lokomotywa stała się z zakładowego klubu drużyną z sukcesami

Maciej Lehmann
Maciej Lehmann
Ta drużyna zdobyła pierwsze trofeum w historii Lecha Poznań - Puchar Polski w 1982 roku.
Ta drużyna zdobyła pierwsze trofeum w historii Lecha Poznań - Puchar Polski w 1982 roku. Archiwum Mirosława Jankowskiego
19 marca 1922 r. oficjalnie zarejestrowany został klub KS Lutnia Dębiec, protoplasta współczesnego Lecha Poznań. W ciągu 100 lat zespół ten stał się prawdziwym symbolem Wielkopolski, rozpoznawalnym także poza granicami kraju. Przed wojną piłkarze z Dębca bezskutecznie walczyli awans do krajowej elity. Po zakończeniu wojny w 1948 roku zadebiutowali jednak w I lidze. Tłumy porywał wtedy tercet ABC - Teodor Anioła, Edmund Białas i Henryk Czapczyk - a zespół zmienił swoją nazwę na taką, którą znamy do dziś - Lech Poznań. Na pierwsze krajowe trofeum trzeba było czekać aż do 1982 r. Wtedy to - już na stadionie przy ul. Bułgarskiej, rozpoczęła się również złota era Lecha.

O tym, jak Kolejorz zmienił się z prowincjonalnego klubu zakładowego w profesjonalny zespół odnoszący sukcesy w ekstraklasie i na arenie międzynarodowej, rozmawiamy z Mirosławem Jankowskim - kierownikiem pierwszej drużyny Lecha, który bezpośrednio uczestniczył w tych wydarzeniach, "od szatni" widział tę wielką metamorfozę i miał udział w pierwszych, historycznych triumfach Poznańskiej Lokomotywy.

Lech Poznań obchodzi swoje 100. urodziny. Pan uczestniczył w powstaniu jego legendy.
Mirosław Jankowski: Historię Lecha trzeba podzielić na kilka okresów. Najbardziej istotne jest to, że powstał na Dębcu. Tam jest jego matecznik. Pierwszy etap to są czasy do wojny. Drugi to jest okres okupacji, co działo się wtedy z piłkarzami i działaczami. Trzeci jak go nazywam heroiczny, to od wojny do lat 70. Początkowo dwa trzecie miejsca i potem taka sinusoida, gdzie więcej czasu Lech był w niższych klasach niż w I lidze. 1972 roku była euforia związana z ponownym awansem do I ligi, ale potem również bardzo skromne wyniki i właściwie staczający się do spadku klub.

Pamięta pan z boiska Aniołę? Wielu ludzi związanych w przeszłości z Lechem twierdzi, że to był nasz chłopak, obok z bloku...
W tym heroicznym okresie Lech był zespołem zakładowym. Piłkarze byli pracownikami kolei. Pracownicy kolei byli trenerami, działaczami, a jak przestali zajmować stanowiska w klubie, pracowali nadal na kolei. Były oczywiście transfery trenerów, ale to były one odosobnione. Karuzela trenerska odbywała się w ramach kolei. Zarobki piłkarzy były zarobkami ludzi kolei. Teodor Anioła też po karierze piłkarskiej został trenerem. W tym okresie go poznałem. Ten model chylił się ku upadkowi. To nie mogło tak dalej dobrze funkcjonować. I w roku 1976, kiedy miałem dobrą pracę w Federacji Sportu, w której byłem kierownikiem organizacyjno-finansowym otrzymałem polecenie przejścia do Lecha Poznań. I tak z dnia na dzień
zostałem lechitą.

Polecenie pracy, to dzisiaj brzmi niezrozumiale
Decyzja zapadła poza mną i jak poinformował mnie szef, nie miałem żadnych szans na odwołanie. Były to czasy, w których istniały nakazy pracy. W związku z tym pewnego wrześniowego dnia o godz. 8 rano zameldowałem się w klubie Lech Poznań, u pana prezesa Mirosława Sadowskiego i zostałem namaszczony na kierownika drużyny.

Brzmi to trochę tak, jakby pan z niechęcią przechodził do Lecha
Tak, bo z dobrze płatnej i interesującej pracy miałem iść w nieznane. Na dodatek do zespołu, który przez większość kibiców i komentatorów skazywany był na degradację. Po 9 meczach drużyna miała 2 punkty. Głównym zadaniem, jakie stawiamy przed wami, jest utrzymanie zespołu — stwierdził prezes i trochę odetchnąłem, bo te słowa oznaczały, że nie będę sam. Okazało się, że nowym trenerem po Edmundzie Białasie będzie Jurek Kopa. Prezes od razu na pierwszym spotkaniu z nami, oznajmił, że ma nie tylko utrzymać zespół, ale też przeorganizować go tak, by z drużyny zakładowej stał się profesjonalną drużyną, gdzie pracownikami na poszczególnych stanowiskach będą osoby niezwiązane z koleją. Dołączyli do nas Wojtek Wąsikiewicz i Romek Łoś.

Plany były fajne, lecz trzeba było mieć na to pieniądze. W jaki sposób był finansowany ten zespół?
Rozmowa była taka. Prezes spytał, ile chcę zarabiać. Odpowiedziałem, że nie mniej niż w poprzedniej firmie.
Czyli ile?
5000. Niemożliwe - stwierdził prezes. Kiedy przyszedł Jurek Kopa, od razu zażyczył sobie listę zarobków piłkarzy i udaliśmy się z nią do prezesa. Jurek powiedział, że jeśli ma spełnić te zadania, to zarobki mają wyglądać tak: podstawowi piłkarze, było ich 6 lub 8 mają zarabiać 10 tys. Druga grupa 8, trzecia 6 i ostatnia tych najmłodszych 3 tys.

10 tysięcy, to były zarobki, powiedzmy lekarza lub dobrego inżyniera?
Mniej więcej. Lecz dla prezesa był to szok. Wiedział jednak, że nie ma innego wyjścia. Nie można wymagać od piłkarza, który pracował na kolei, zwalniano go na mecze czy zgrupowania, żeby raptem koncentrował się tylko na piłce.

A czy pierwszymi "zawodowcami" nie byli Jakóbczak i Wojciechowski, którzy w 1972 roku przyszli z Pogoni?
Trudno min to potwierdzić, bo nie było mnie wtedy jeszcze w klubie. Gdy zostałem kierownikiem dbałem przede wszystkim o to, by te wypłaty były realizowane. To było ważne. Dziś można pomyśleć, że kierownik sekcji czy w obecnych czasach menedżer lub dyrektor sportowy, dostali taki budżet i spokojnie sobie regulował to co jest na liście płac. Wtedy cały ten "myk" polegał na umieszczaniu piłkarzy na dodatkowych etatach. Jak któryś piłkarz był na etacie we Franowie, to miał jeszcze dodatkowy etat np. w ZNTK, żeby ten limit uzyskać. Równocześnie trener Kopa wprowadził określoną wysokość premii. Premie z kolei były z klubu, bo piłka nożna była jedną z sekcji Lecha Poznań.

Ile w takim razie wynosiła premia za wygrany mecz?
Około 100 tys. na zespół, dzielone w zależności od tego, kto miał największy wpływ na wynik. Zwykle to było ok 20 nierównych części.

Czyli jak ktoś zdobył gola, mógł liczyć na 7 tys.?
Gdy przychodziliśmy, Lech jesienią wygrał tylko trzy mecze...

Ile wtedy płacił Górnik czy Legia?
Wprost proporcjonalne do zarobków górników czy wojskowych. Jeśli średnia praca na kolei była 2,5 tys. zł, to w górnictwie była 5-6 tys. Poza tym sport był wtedy resortowy. O wiele łatwiej resortowym klubom związkowym, milicyjnym czy górniczym finansować sport. W Lechu była tylko kolej. Górnicy i milicjanci mieli swoje specjalne sklepy, w które były zdecydowanie lepiej zaopatrzone w trudno dostępne towary

Co było takie przełomowe, w tym, że Jerzy Kopa przejął zespół?
Natychmiast postanowił nawiązać współpracę z AWF. To był facet z głową na karku, młody, dobrze wykształcony. Chciał wiedzieć, na czym bazuje, by mówiąc żargonem, nie zarżnąć zespołu. Po tych badaniach, podjął decyzję o uzupełniającym zgrupowaniu. Przeszło ono do historii jako "Cud w Błażejewku". Prawda jest taka, że w Błażejewku nie było cudu, ale ciężka praca. Trzy treningi dziennie, by nadgonić zaległości. Dopiero pod koniec zgrupowania trener Kopa wyhamował z obciążeniami. Zespół chwycił świeżość i mógł zacząć walkę o pozostanie w I lidze. Zaowocowało to dobrym przygotowaniem w końcówce rundy. Jeden z meczów toczył się takiej mgle, że spiker Artur Maria Filipowski powiedział, że musi sprawdzić, czy padł gol. Dzisiaj żaden sędzia nie dopuściłby, do rozegrania takiego spotkania. Zimą doszło do założenia klub kibica. Sala w ZNTK , była wypełniona była do ostatniego miejsca. Jurek Kopa rzucił wtedy hasło: Lech klubem Wielkopolski, które się powszechnie przyjęło. Powiedział też, że każdy wygrany mecz przybliża do powstania Wielkiego Lecha. Jeden z kibiców na koniec głośno powiedział: Panowie tu nie ma co pier..., tu trzeba błagać o cud. Sezon zakończył się szczęśliwie. Wiosną ciułaliśmy punkty. Walka o utrzymanie toczyła się między Lechem i dwoma śląskimi klubami GKS Tychy i ROW Rybnik. Dwa kluby musiały spaść, ale nikt nie wyobrażał sobie, że będą do dwa śląskie zespoły. Cztery kolejki przed końcem wygraliśmy z ROW 3:1. Potem pojechaliśmy do Rybnika, też wygraliśmy 3:1. Z wielką radością wychodziliśmy z szatni, a tam na mnie czekała milicja. Pan jest z Lecha? To poproszę do samochodu. W nysce oficer mówi: Jestem z Poznania, mam kontakt radiowy ze stadionem w Tychach. GKS przegrywa 0:1 z Arką. To był świetny dla nas wynik. Musieliśmy jeszcze wygrać ze Śląskiem, który był mistrzem. Było 2:0 i tak się Lech utrzymał w moim pierwszym roku pracy. Gdzie są teraz ROW i Tychy wszyscy wiemy. Taki los mógł też spotkać Lecha.

To utrzymanie było kamieniem węgielnym pod budowę "Wielkiego Lecha"?
Tak, Jurek zapoczątkował to, co później stało się w 1982 roku, czyli pierwsze mistrzostwo Polski. Wprowadził Lecha na nowe tory.

Lecz pewnie nie zdobyłby pierwszego medalu, gdyby nie Mirek Okoński. Kto go wypatrzył?
Roman Łoś. Śmialiśmy się, że on zna lepiej rozkłady jazdy niż ci, co go układają. Obejrzał on mnóstwo meczów innych drużyn. Nie miał samochodu, więc jeździł pociągami. Jak pojawiły się możliwości nabycia samochodów, to w pierwszej kolejności trzeba było zabezpieczyć zawodników, by były argumenty na to, by ich pozyskiwać.

Jakie było pana pierwsze wrażenie, gdy zobaczył go w akcji?
Bajeczna technika. Lecz największe wrażenie zrobił na mnie, gdy opieprzył naszego czołowego piłkarza, że mu nie podaje. "Ty enerdowską piłkę grasz? Jak dostajesz ode mnie podanie i wychodzę, to k...graj, a nie udawaj, że mnie nie ma" - krzyknął. Ma jaja ten chłopak, pomyślałem. Teoś Napierała po pierwszym sparingu, podszedł do mnie i mówi, kierowniku tego młodego to trzeba brać.

Okoński odszedł do Legii. Nikt nie spodziewał się, że wróci. Ten powrót to przełom?
Bardzo, bardzo nam pomógł, ale myślę, że nawet bez niego udałby się w końcu zbudować dobrą drużynę. Lech miał solidne fundamenty, dobrze rozwiniętą siatkę ludzi, którzy dla nas wyszukiwali dobrych piłkarzy. Dziś nazywa sie to skautingiem.

Czy prawdą jest, że władze wojewódzkie i miejskie sprzyjały Lechowi zgodnie z zasadą, że ludzie lepiej pracują, gdy są dobre wyniki?
Mieliśmy na pewno życzliwość władz wojewódzkich i miejskich. Nie mieliśmy argumentów finansowych, nie chroniliśmy piłkarzy przed wojskiem, co wtedy było też istotne. Mogliśmy zaproponować np. mieszkanie, bo Lech z miasta otrzymał swoją pulę. Szybko zorientowaliśmy się, że ważne dla piłkarza jest też to, co proponujemy po jego karierze, bo w piłce nie było wtedy takich pieniędzy, które ustawiają na całe życie. Pomagaliśmy też w uzyskaniu wykształcenia. Skurczyński skończył drugi fakultet, Strugarek, Mowlik, Niewiadomski skończyli studia.

Łatwiej było wtedy zbudować dobry zespół niż teraz?
Były zupełnie inne czasy, inne przepisy, nie było prawa Bosmana. Kiedy ktoś wyjeżdżał na zachód, dolary z transferu trafiały do COS, czyli Centralnego Ośrodka Sportu. Swoją dolę brał PZPN, nam wypłacano w oficjalnym przeliczniku złotówki, który był pięć razy mniejszy niż rynkowy. Można było się oczywiście dogadać z piłkarzem. On wtedy składał wniosek o to, żeby klub go wytransferował. Lecz nawet jak był już z nami dogadany, jego żona miała zapewnioną pracę w Poznaniu, prezes klubu , w którym grał, mógł jedną decyzją to wszystko storpedować. Mówił np. OK, idź do Lecha, ale tu masz powołanie do wojska. U nas możesz jej odsłużyć, a z Lecha po miesiącu trafisz do koszar. Dlatego najłatwiej było pozyskać piłkarzy z okolic Poznania z mniejszych klubów. Po tym haśle Lech Klubem Wielkopolski, wiele drużyn nie tylko zapraszało nas na towarzyskie mecze, ale same polecały swoich piłkarzy. Działacze Kani Gostyń zadzwonili, żebyśmy się pospieszyli, bo za Andrzejem Juskowiakiem chodzi Śląsk. Damian Łukasik przyszedł z Leszna, Waldek Kryger z Buku, Jarek Araszkiewicz z Dusznik. Wiedzieliśmy, że musimy szkolić własnych zawodników. Stąd m.in współpraca z SP 13. Pierwszego mistrza Polski juniorów zdobyliśmy w 1987 roku. Za planami i deklaracjami szły też czyny.

Jerzy Kopa przeszedł do historii, jako ten, który jako pierwszy wprowadził Lecha w 1978 roku do europejskich pucharów...
I zagrał w nich w koszulkach Warty. Lech miał wtedy dwa komplety strojów, oba niebieskie. MSV Duisburg też miał barwy niebiesko-białe. To nie było tak jak dzisiaj, że idziesz do sklepu i kupujesz stroje. Poprosiłem Wartę więc o ich sprzęt. Osobiście zaklejałem emblemat Warty. Znakiem czasu, było też to, że jechaliśmy do Duisburga pociągiem z przesiadką w Berlinie.

Ile kosztował komplet strojów?
Jak pozyskaliśmy pierwszy strój adidasa, to było 50 tys. dolarów, Łącznie z dresami i kurtkami zimowymi. Wielka kwota, ludzie zarabiali średnio niecałe 100 dolarów. Po pierwszym mistrzostwie w szatni trzeba było policzyć koszulki. Brakowało tylko Janusza Kupcewicza. Okazało się, że sprezentował ją sędziemu. Radość radością, ale poszedłem do arbitra i poprosiłem o zwrot. Nie stać nas było na takie gesty. Wtedy każda drużyna miała przydział 24 par butów adidasa na sezon. Trzeba było po nie jechać do magazynu PZPN pod Warszawę. Byłem wtedy jeszcze zielony w tych sprawach. Magazynier dał mi 24 kartony, ładnie przeliczyliśmy, zapakowałem do samochodu. Po przyjeździe do Poznania okazało się, że 12 par jest w rozmiarach 45 i 44, a pozostałe 37 i 38. Kurde, którzy piłkarze mają takie rozmiary? Jak je wymienić? Dzwonię do swojego kolegi z Górnikia, a on się śmieje. Dał ci wszystkie duże, czy wszystkie małe? - pyta. Następnym razem pojechałem z kilkoma flaszkami wódki. Wszystko już było OK. Nie wiem ile par dziś na sezon zużywa np. Ishak. Jedną na miesiąc? Wtedy wyczerpałby pół przydziału na drużynę.

Wiele mówi się pomocy w tym czasie ludzi prywatnych, przedsiębiorców
Wtedy prywatny biznes dopiero się rodził. Naszymi darczyńcami byli m.in senator Wojciech Kruk, wspomagał zawodników Mieczysław Olszowiec. Wykupienie Mirka Okońskiego z Legii kosztowało 450 tys. Lwią część pokrył klub, ale dołożyli się też prywatni sponsorzy. Inne kluby nie miały takich kibiców, a że na te czasy jeździli oni luksusowymi samochodami, to wzbudzali zainteresowanie w całej Polsce. Piłkarze z innych klubów wiedzieli, że w Lechu coś dodatkowo może wpaść do kieszeni. Miało to dobre i złe strony.

Kto wymyślił Wojciecha Łazarka?
Mieliśmy już jakiś wypracowany system doboru trenerów. Łazarek był dobrze postrzegany w środowisku. Miał dobre opinie. Ale też byliśmy już na tyle silni, że w przypadku, gdyby ten projekt nie wypalił, szukalibyśmy kogoś innego.

Od razu wkomponował się w Lecha?
Był bardzo kontaktowy. Od razu spotkał się z żonami piłkarzy, żeby im przekazać, wytłumaczyć i poprosić o to by dbały o wyżywienie o sportowy tryb życia, swoich partnerów. Tym podbijał sympatię wokół siebie. Był tak lubiany, że zjednywał sobie każdego, kto z nim miał do czynienia. Mało jest takich ludzi, ale on to miał.

Wygrał z Lechem pierwsze trofeum, Puchar Polski.
Okoliczności jego zdobycia są powszechnie znane. Dramatyczne karne z Widzewem, w grudniu tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego, interwencja Mowlika przy jedenastce Bońka i potem 1:0 w finale z dobrym zespołem Pogoni prowadzonym przez Kopę. Po przegranym finale z Legią w 1980 roku, którego w Częstochowie, nie mieliśmy prawa wygrać, bo jakość była po stronie rywali, Lech wreszcie wygrał pierwsze trofeum w swojej historii. Satysfakcja była ogromna. To był pierwszy historyczny sukces Lecha. Gdy euforia minęła, padło hasło, panowie teraz walczymy o mistrza.

I Lech przed mistrzowskim sezonem pozyskał kluczowego gracza, Janusza Kupcewicza. To był medalista MŚ w Hiszpanii.
Debiutował w meczu z wielkim Widzewem, który właśnie sprzedał do Juventusu Bońka. Wielu kibiców, którzy słyszeli ten mecz w dawnym studio S-13 myśleli, że komentator się pomylił, mówiąc, że Kupcewicz podaje do Okońskiego.
To był błyskawiczny transfer. Kupcewicz chciał wyjechać do Francji, ale mu nie pozwolono. Działaliśmy błyskawicznie. Mieliśmy tylko dwa dni, by dopiąć transfer. W tamtych czasach to było jak godzina dzisiaj. Człowieka, który miał przyłożyć pieczątkę w PZPN, trzeba było w sobotę wyciągnąć z działki pod Warszawą. Udało się.

W tym mistrzowskim sezonie cztery kolejki przed końcem Lech przegrał 0:6 z Wisłą. Dziś byłaby po takim wyniku histeria w mediach społecznościowych. Jak reagował Łazarek?
Ta przegrana skomplikowała sytuację, ale trener Łazarek potraktował ją jak wypadek przy pracy. Wszedł trochę na ambicję piłkarzy, ale nie za mocno. Zawodnicy czuli się zdołowani. Ale on zareagował bardzo spokojnie. Świetnie wyciągnął ich z dołka. Jerzy Kopa podchodził do meczów z większym wyrachowaniem, u Łazarka w większym stopniu role odgrywały emocjonalne więzi z piłkarzami, którzy poszliby za nim w ogień.

Był dobrym psychologiem, ale też musiał być dobrym taktykiem.
Inne były przepisy. Mieliśmy na Bułgarskiej płytę 120x80 m. Przepisy mówiły, że płyta musi się mieścić 120x90 i 90x65. Dziś to są sztywne wartości Jak wiedzieliśmy, że przeciwnik ma słabych bocznych obrońców, to Bułgarska była lotniskiem. Czasem to pomagało.

Co uważa pan, za swoją największą porażkę?
To, że transfer Derby Mankinki okazał się niewypałem. To był znakomity zawodnik, był w najlepszej "11" Pucharu Narodów Afryki. Ale ani my, ani drużyna, ani on nie byliśmy przygotowani na ten transfer. Zespół był skonsolidowany, Mankinka mógł zabrać miejsce i pieniądze koledze. Był traktowany jak obce ciało i nie mogliśmy mu pomóc.

Który Lech był mocniejszy ten z Okońskim, Barczakiem, Adamcem, Mowlikiem i Miłoszewiczem czy z Podbrożnym, Juskowiakiem, Łukasikiemn czy Jakołcewiczem, Skrzypczakiem?
Każdy z tych drużyn miała silne elementy, bardzo silne i trochę słabszych. Mądrość trenerów polegała, aby to wykorzystać. Jurek Kopa miał np. wizję i zrobił z Justka, którego kupiliśmy jako napastnika, obrońcę. I to takiego, który pojechał na Mundial. Tacy napastnicy jak Juskowiak czy Podbrożny potrzebowali dobrych skrzydeł. I to było. Lecz, na to pytanie nie odpowiem. Oba zespoły na pewno dostarczyły ludziom wiele emocji i niezapomnianych przeżyć.

Wojciech Łazarek to ostatni trener Lecha Poznań, który w 1984 roku z klubem zdobył dublet. Przypominamy najważniejsze wydarzenia z historii klubu i prezentujemy archiwalne zdjęcia. Zobacz zdjęcia ---->

Archiwalne zdjęcia Lecha Poznań. Jakie były najważniejsze wy...

2angrymen.tv to strona na Instagramie i Facebooku można znaleźć wiele zdjęć piłkarzy i trenerów sprzed lat, często z samego początku ich karier. Wśród nich nie brakuje fotek zawodników i szkoleniowców związanych do dziś lub w przeszłości z Lechem Poznań. Możecie mieć problem z rozpoznaniem wszystkich.Zobacz zdjęcia w galerii ---->

Stare zdjęcia piłkarzy i trenerów Lecha Poznań. Dasz radę ic...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski