Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Andrus: Jeszcze nie spałem w Pile

Marek Zaradniak
Artur Andrus.
Artur Andrus.
Artur Andrus wystąpi dzisiaj z koncertem w Poznaniu. Rozmawiamy z nim o jego płycie "Myśliwiecka", która jest najchętniej kupowanym krążkiem w kraju.

Dziennikarz, kabareciarz, konferansjer, autor tekstów... Kim pan się czuje najbardziej?

Artur Andrus: - Wszystkim po trochu. Mam taką naturę, że gdybym się zajmował jedną rzeczą to by mi się to znudziło. Ale wszystko zaczęło się od dziennikarstwa i tak naprawdę papiery mam tylko na to. Resztę robię na czarno.

Ale nie przeszkadza to panu, aby robić te rzeczy dobrze...

Artur Andrus: - Staram się, bo tak mnie wychowano. Na swojej drodze spotkałem świetnych ludzi -patrzyłem na nich i uświadomiłem sobie, że gdy się człowiek do czegoś zabiera to powinien przynajmniej dobrze to zrobić.

W Poznaniu zaśpiewa Pan utwory z płyty "Myśliwiecka", obecnie najlepiej sprzedającego się albumu w kraju. Spodziewał się Pan takiego sukcesu?

Artur Andrus: - Chyba nikt się tak naprawdę nie spodziewał. Łącznie z tymi, którzy tę płytę kupowali. Bo być może myśleli iż są jedynymi, którzy tę płytę kupią i tych jedynych się uzbierało, co mnie osobiście bardzo cieszy. Poza tym mam poczucie, że docieram do bardzo określonej i nie tak bardzo szerokiej grupy publiczności. To nie jest taka grupa, która mogłaby zapełnić Stadion Narodowy, ale, jak widać, jest to publiczność bardzo wierna, patrząca na mnie z sympatią i taka, która jak dowiedziała się, że wydałem płytę to postanowiła ją kupić. Może potem zawiedli się na tym co usłyszeli, ale najpierw ją kupili, a potem posłuchali.

O wszystkim zadecydowały przeboje, np. "Piłem w Spale, spałem w Pile". To i swoista gra słów i utwór o konkretnych ludziach. Przyznaje się pan też w niej, że nie jest łasy na sukcesy...

Artur Andrus: - Miło jak się te sukcesy odnosi, ale robię swoje rzeczy, bo mnie samego to bawi i mam nadzieję, że będzie sprawiało dużo przyjemności innym. Może to nieładnie, bo wychodzi, że robię to trochę dla siebie, ale tak jest. A poza tym nie potrafię udawać. Nie potrafię w sobie czegoś wykreować, wymyślić na scenie jakiejś postaci. Nie kończyłem studiów aktorskich.

"Piłem w Spale, spałem w Pile" to historia prawdziwa?

Artur Andrus: - O tyle, że przejeżdżałem przez Spałę i nazwa tej miejscowości skojarzyła mi się z Piłą i taką zbitkę słowną sobie stworzyłem. Nie piłem w Spale i nie spałem w Pile, ale zanosi się na to, że będę musiał to zrobić, bo coraz częściej przychodzą propozycje, abym przyjechał przenocować do Piły i napić się czegoś w Spale. Do mojej menedżerki zadzwonił nawet ktoś z propozycją udziału w zjeździe bimbrowników. Chciałbym kiedyś zrealizować to zobowiązanie.

Jest tam też "Ballada o Baronie, Niedźwiedziu i Czarnej Helenie" nawiązująca do "Ballady do jednej Wiśniewskiej". Lubi pan te balladowe klimaty?

Artur Andrus: - Nie tylko do tej ballady, ale w ogóle do podwórzowych ballad warszawskich, które tak, bardzo lubię. "Ballada o jednej Wiśniewskiej" też nie była oryginalna - to stworzona przez Jerzego Jurandota wariacją na temat. Pomyślałem, że fajnie będzie przywrócić gatunek, który w przedwojennych kabaretach był bardzo popularny. Miałem to szczęście, że mogłem o tym rozmawiać ze Stefanią Grodzieńską, która opowiadała jak to jej mąż te ballady stylizowane na ballady warszawskie pisywał.

Włączył pan też do tej płyty "Cieszyńską". To wielki przebój Jaromira Nohavicy.

Artur Andrus: - To przede wszystkim piosenka Nohavicy. Ja jestem tylko podwykonawcą, ale ta piosenka stała się dla mnie bardzo ważna. Nohavica to dla mnie ktoś bardzo ważny. To, co on robi jest ważne nie tylko dla Czech, ale i całej Europy. Moim zdaniem to ktoś na skalę Wysockiego, Okudżawy czy Cohena, tyle, że tworzący w języku, który przez wiele lat był dla nas niedostępny. Wydawało się, że w tym śmiesznie brzmiącym czeskim prawdziwej poezji się nie da śpiewać, a Nohavica to przełamał.

Jest też na tej płycie piosenka "Glanki i pacyfki", w której gloryfikuje Pan instytucję rodziny.

Artur Andrus: - Bo ona jest najważniejsza. Pod pojęciem rodzina nie rozumiem tylko mamy, taty, brata, siostry, żony czy syna. Chodzi mi o to, że świadomość bliskości ludzi jest bardzo ważna. Występujący w tekście skin i punk też są bardzo umowni. Pomyślałem sobie, że fajnie pokazać żony reprezentantów dwóch wrogich subkultur, które w sklepie na stoisku z wędlinami rozmawiają o swoich cudnych dzieciach.

Zobacz gdzie i kiedy wystąpi Artur Andrus oraz jak jeszcze można spędzić czas w Poznaniu na poznan.naszemiasto.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski