Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autostopem przez Wielkopolskę: Podróż za osiem uśmiechów [ZDJĘCIA]

Nicole Młodziejewska
Autostopem przez Wielkopolskę
Autostopem przez Wielkopolskę Nicole Młodziejewska
Postanowiłyśmy sprawdzić, jak podróżuje się po Wielkopolsce autostopem i nie spodziewałyśmy się, że przytrafią się nam takie przygody. Zmęczone, ale zadowolone wróciłyśmy o północy do domu. Mamy powiększoną listę znajomych na FB i plany na dalszą część wakacji

Czego można się spodziewać wyruszając w podróż autostopem? Ani ja, ani Tosia nie przewidywałyśmy, że nasza wyprawa obfitować będzie w tak wiele zdarzeń. Ale po kolei...

Przygoda 1: Dobrego złe początki
Niedziela. Wyruszamy o godzinie 11. Planowałyśmy o 10.00, ale Tosia zaspała. Podjeżdżamy autobusem na rondo Śródka. W drodze robimy pierwszą próbę - wypisujemy na kartonie po pizzy duży napis WRZEŚNIA i stajemy przy ulicy. Żadna z nas nigdy nie podróżowała autostopem, więc bardzo śmieszy nas fakt, że nikt się nie zatrzymuje. Przechodzimy przez rondo Śródka i stajemy dokładnie przy kościele św. Jana Jerozolimskiego. Spędzamy tam ponad 20 minut i jedyne, co mogę zaobserwować, to fakt, że jesteśmy przez wszystkich mijane. Czekamy, machamy ręką z charakterystycznie wyciągniętym kciukiem, trzymamy napis WRZEŚNIA. Nie dzieje się nic. Może coś robimy źle?

Patrzymy na zegarek. Chyba jesteśmy niecierpliwe, bo dopiero minęło 5 minut. Po 7 minutach, kilka metrów za nami zatrzymuje się samochód. Nasza podróż to amatorszczyzna, z niedowierzaniem patrzę więc na auto. Tosia z niedowierzaniem patrzy na mnie. Czy to już? Pytamy się wzajemnie bez słów? Nie wiemy, czy to czerwone tico to nasza pierwsza "okazja". Kobieta długo nie wysiada. My biegniemy do niej, ale… kobieta wychodzi i… idzie do kościoła. Zmieniamy więc miejsce startu. Przejeżdżamy tramwajem. Docieramy do Miłostowa, gdzie kończy się trasa linii 18. Wysiadamy i wychodzimy ponownie na drogę. Niestety, powtarza się sytuacja spod kościoła. Z jedną różnicą. Jest godzina 12, z nieba leje się żar. Stoimy w samym słońcu z plecakami, które miały uwiarygodnić naszą miłość do podróżowania. Idziemy więc na stację paliw, by kupić coś do picia.

Przygoda 2: Czasami warto zejść z trasy
Nagle słyszymy za plecami "Jadę jedynie do Kostrzyna, ale to zawsze trochę bliżej". Odwracam się i widzę siwego pana, który uzupełnia braki paliwa w swoim samochodzie.

Moja towarzyszka, bez konsultacji ze mną, rzuca "Jasne, wsiadamy!". Wsiadam - ja z przodu, Tosia z tyłu, przy dziecięcym foteliku.

Droga mija nam w przyjaznej atmosferze. Kierowca to gaduła. Opowiada, że był odwieźć do domu wnuczkę, która spędziła weekend z nim i jego żoną. Opowiada również o swoich dzieciach, które pracują za granicą. Zadziwia mnie, jak płynnie przechodzi do skromnych narzekań na to, że w Polsce nie da się zarobić. Sam jest na rencie, ale dorabia, jako ochroniarz jakiegoś dużego obiektu. My natomiast zmyślamy, że już trzeci dzień podróżujemy autostopem, że wracamy znad morza. Skrywamy, że nasza eskapada to eksperyment. Zatrzymujemy się na stacji przy wjeździe do Kostrzyna Wielkopolskiego. Żegnamy się, auto odjeżdża, a my idziemy dalej "na łowy", na trasę 92.
Przygoda 3: Niebezpieczeństwo?
Jesteśmy zadowolone. Teraz już przecież wiemy co to autostop. Mija 5 minut. Zatrzymuje się kolejny samochód. Gdy tylko otwieram drzwi, dostrzegam straszny bałagan. Wąsaty pan, właściciel samochodu macha ręką mówiąc: - Siadajcie na tym, nic się temu nie stanie.

Pan jest z Konina. Kierowca budzi dziwne emocje. Przez drogę z Kostrzyna do Wrześni wydaje się być miły. Komentuje jednak nasz strój, mówi, że lubi ładne dziewczyny skąpo ubrane. Zaczynam czuć się nieswojo. Stres, strach? Kierowca uśmiecha się i opowiada o prostytutkach, które - jak określa - bardzo szanuje, bo przecież te przy drodze, to pracują w ciężkich warunkach... W obawie, pisze do siedzącej za mną Tosi SMS-a "Trochę nieprzyjemnie się tu czuję". W tym samym momencie kierowca pyta czy widziałyśmy stary czołg we Wrześni. Planuje nas tam zabrać. Jestem przerażona, bo brzmi to dziwnie, ale w tym samym momencie dostaje SMS-a zwrotnego "Sprawdziłam w necie. Czołg istnieje. Jest przy trasie na Konin. Tam wysiądziemy". Po kilku minutach pojawia się czołg! Mówimy, że tu wysiadamy. Pan krzywi się lekko, próbuje namawiać na dalszą podróż. My jednak stanowczo odmawiamy, dziękujemy i uciekamy z auta. Robimy kilka zdjęć przy "Rudym" i szukając cienia zabieramy się za drugie śniadanie.

Przygoda 4: Festiwalowe wspomnienia
Po kilku kęsach wracamy na drogę nr 92. Tym razem w rękach trzymamy napis KONIN. Przejeżdża obok nas wiele osób. Nie zabierają nas, ale przez szybę dają znaki, że np. nie mają miejsca, lub są z Wrześni i nie jadą dalej. Uśmiechamy się do nich. Niespodziewanie jeden z samochodów zajeżdża nam drogę. W środku siedzi trzech młodych chłopaków. Przez głowę przechodzi mi myśl czy się tam zmieścimy, ponieważ oprócz nich jest mnóstwo bagaży. Plecaki, gitara, karimaty. Chłopakom udaje się jednak wygospodarować dla nas trochę miejsca. Jak się okazuje - wracają z Woodstocku. Samochód wypełnia pozytywna energia! W głośnikach same festiwalowe hity, wszyscy głośno śpiewamy, żartujemy, a tempo, z jakim się poruszamy dorównuje naszym nastrojom. Niestety, chłopaki są w stanie podwieźć nas tylko do Słupcy. Zgadzamy się, ale znajomości nie kończymy. Szybko wyszukujemy się wzajemnie na FB i już… się lubimy.
Przygoda 5: Młodzi górą!
W Słupcy nie stoimy długo. Ledwie udaje nam się rozłożyć karton z napisem KONIN, a już mamy transport. Zabiera nas młoda dziewczyna. Tłumaczy, że jedzie do Cienina do swojego chłopaka, więc tam nas wysadzi. To jakieś 10 km. Ale w tym samym czasie dziewczyna - Sonia, podaje nam swój numer telefonu i mówi, że i tak nie mają z chłopakiem planów, więc, jeżeli nikogo nie złapiemy to mamy dzwonić. Podwiozą nas do Konina. Jesteśmy jej wdzięczne. W końcu się przecież nie znamy, a ona traktuje nas, co najmniej po przyjacielsku. Wysiadamy na przystanku. Sonia pędzi do ukochanego. My w Cieninie czekamy kilka minut. Nie zatrzymuje się nikt.

Czuję, że jestem już zmęczona. Najbardziej chyba od stania w słońcu i szumu wciąż przejeżdżających samochodów. Mam ochotę zadzwonić do taty, żeby nas stąd zabrał. Ale moja towarzyszka podróży namawia mnie, by jeszcze spróbować. Uśmiecham się więc nieco przez łzy i podnoszę rękę. Peugeot z odkrytym dachem zawraca na środku drogi i zatrzymuje się przy nas na przystanku. Za kierownicą siedzi dziewczyna, z samochodu wysiada chłopak, który bez słowa wyjmuje bagaże. Dziewczyna wciska jeden guzik i dzieją się rzeczy niczym z filmu "Transformers". Z uwagą ich obserwujemy. Część samochodu rozkłada się, po chwili otwiera się bagażnik, chłopak wkłada walizki. "Guzik" mówi do dziewczyny. Ona posłusznie go wciska, bagażnik się zamyka i wysuwa się dach samochodu. Spoglądam na moją koleżankę. Jest tak samo zdumiona jak ja. - Wskakujcie - słyszymy. W środku samochód nie robi już takiego wrażenia. Jest bardzo ciasno. Tylne siedzenia są wielkości krzesełek na dziecięcej karuzeli. Okazuje się, że dziewczyna ma 17 lat i prawo jazdy kategorii B1, stąd rozmiar samochodu. Para podwozi nas na dworzec PKP.

Przygoda 6: Tego się... nie spodziewałam

Jednak ani ja, ani Tosia nie mamy ochoty kończyć tej wyprawy. Postanawiamy wrócić do Poznania autostopem. Idąc na ulicę Poznańską, wypisujemy ostatni karton - POZNAŃ. Z Konina zabiera nas młody tata z 6-letnią córką Dominiką. Wsiadam do tyłu i zajmuję dziewczynkę rozmową. Opowiada mi o swoich kotach, kolegach i koleżankach. Podróż przebiega świetnie. Do czasu. W pewnym momencie 6-latka mówi wprost: "Nie pytajcie, dlaczego nie ma tu mojej mamy. Ona nie żyje". Zapada cisza. Tata dziewczynki zwraca się do niej tłumacząc, że nikt jej o to nie pytał. "To co, przecież ona i tak nie żyje" odpowiada mu Dominika. Jest mi przykro, chcę coś powiedzieć, ale nie jestem w stanie. Widzę w bocznym lusterku Tosię, która czuje się pewnie tak samo, jak ja. Kierowca wytrąca nas z tej nostalgii i pyta czy wysiadamy w Słupcy, czy we Wrześni, bo jedzie tam do sieciowej restauracji. Zgodnie odpowiadamy, że w Słupcy.
Przygoda 7: Być jak Sherlock!
Na stacji w Słupcy nawet nie rozmawiam z Tosią o tym, co stało się przed chwilą. Chcemy złapać następną okazję, ale by uniknąć podobnych tematów, ustalamy wersję, że jedziemy tylko do Wrześni. Po około 10 minutach czekania, jesteśmy w kolejnym samochodzie.

Wesoły pan przed 40-ką, opowiada nam o tym, jak sam kiedyś jeździł autostopem i, że teraz, jak tylko może, to chętnie zabiera innych. Żartujemy z nim całą drogę, wyprzedzamy inne samochody, które wcześniej omijały nas, gdy stałyśmy na drodze. Pan jedzie do Poznania, jednak my wciąż trzymamy się wersji, że jedziemy do Wrześni. Kierowcy to odpowiada, planuje zrobić sobie tam zakupy. Nasz postój we Wrześni trwa jednak 40 minut. Wszystko przez to, że znajdujemy się w miejscu, gdzie przebywają nasi poprzedni przewoźnicy - mężczyzna z dziewczynką są na obiedzie, a drugi robi obok zakupy. Stoimy więc ukryte między drzewami a budynkiem stacji benzynowej i czekamy aż wszyscy się rozjadą. Dreszczyk emocji chodzi nam po plecach. Sherlock musiał mieć jednak mocne nerwy.

Przygoda 8: W mercedesie
Mija 7 minut, gdy obok nas zatrzymuje się szary mercedes. Wysiada z niego bardzo elegancka kobieta, która z uśmiechem zaprasza nas do środka. Piękny samochód, przestrzenny, obity białą skórą. Kierowca ubrany w jasne spodnie i hawajską koszulę. Uśmiecha się przyjaźnie. Małżeństwo rozmawia z nami przez całą drogę. Opowiadają o swoich podróżach do Norwegii, Indii i Nowej Zelandii. Przy okazji, Tosia dostaje szybką lekcję, iż w Nowej Zelandii nie ma kangurów! Para mieszka w Antoninku, ale podrzucają nas na rondo Śródka.

Na stacji okazuje się, że, nie mam przy sobie telefonu. Przypomniałyśmy sobie z Tosią całą trasę i doszłyśmy do wniosku, iż ostatnim miejscem, w którym miałam komórkę przy sobie, była Września. Telefon mógł więc zostać w mercedesie albo wypaść, gdy stałyśmy na trasie. Nie tak przecież miało być. Jedziemy tramwajem do domu, zabieramy spod bloku samochód i… wracamy do Wrześni. Tosia przez cały czas dzwoni na mój numer z nadzieją, że ktoś w końcu odbierze. Ale telefon milczy.

Gdy dojechałyśmy na miejsce, zaczęłyśmy rozglądać się i pytać ludzi. Jest już wieczór, jesteśmy zmęczone. Twarze zlewają nam się przed oczyma w jedną masę. W uszach mam wciąż dźwięk przejeżdżających aut. Nikt niczego nie widział, niczego nie słyszał. Telefon przepadł -myślę. Nagle odzywa się telefon Tosi. W słuchawce słychać miły głos. To pani z mercedesa.

Podaje nam adres i tłumaczy drogę do swojego domu. Ok. 22 docieramy do bram wielkiej posesji. Furtka otwiera się sama. Wchodzimy na podwórko. Drzwi do domu są otwarte. "Dobry wieczór, my po telefon" krzyknęła w powietrze Tosia. Zza ściany ukazuje się znajoma kobieta, a zaraz za nią jej mąż. Rozmawiamy i śmiejemy się, opowiadając naszą historię i wysłuchując kilku historii małżeństwa. Okazało się, że nasz znajomy też kiedyś zgubił telefon. Na statku. Niestety, przepadł bez śladu.

Do domu docieram o północy. Zmęczona, ale zadowolona. Mam telefon, w nim zapisane dwa nowe kontakty, trzech nowych znajomych na FB i doświadczenie. Z Tosią postanowiłyśmy objechać Europę. Już się pakujemy! Na studia wracamy przecież dopiero w październiku, mamy czas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski