Szybko, szybko, bo pakować się trzeba. Bo dzieci płaczą. Bo śnieg stopnieje. Bo w drodze śnieg spadnie. Słowem: ferie, ruch jak w ulu, ale od poniedziałku nastąpi efekt wymarłego miasta. Rodzice zapakują dzieciaki w kufer razem z nartami i wyjadą. Błoga cisza.
Wcześniej trzeba się nasłuchać tych, którzy wyjeżdżają. Słucham i dochodzę do wniosku, że służby odśnieżające mogłyby rozwiązać problem jednym zabiegiem: mówiąc, że te białe drogi to ukłon w stronę narciarzy. Bo narciarz narzeka na śnieg tylko w drodze do śniegu. Jak już narty założy, to narzeka na brak śniegu. Paradoks, jak polska zima. Zaskakuje, że jest. Jak jej nie ma, też zaskakuje.
Polakowi nijak nie dogodzisz. Jesień: że nie złota polska, a zimna i deszczowa. Jak złota i polska – to światło razi. I liście trzeba sprzątać. Jak pada – że mokro. Jak nie pada – że sucho. Grzyby nie rosną. Jak rosną – że wyzbierali. Przyjdzie zima: za zimno. Nie przyjdzie, to co to za zima? Śnieg spadł – wiadomo, służby zaspały. Jakby drogowców było 10 razy więcej, a śnieg nie padał – to się obiją. Minister (czy ministra?) powie, że taki klimat – to głupia. Pewnie klimat nie taki.
Przyjdzie wiosna? Pyłki latają. I meszki. I nie wiadomo jak się ubrać (to kobiety). Nie wiadomo, w którą stronę patrzeć (to mężczyźni). Lato? Za gorące. Jak nie gorące – to za zimne. Jak w sam raz, to źle, bo w sam raz. Jak pada – że pada. Jak nie pada – że susza. Aż przyjdzie jesień...
Koleżanka odnalazła zdjęcia Amerykanina, co pół świata przejechał i po Poznaniu z zachwytem w obiektywie zaczął się uganiać. A tu ludzie narzekają, że zdjęcia słabe. Że amerykańskie. Może nawet ładne, ale dlaczego ten Amerykanin brzydkie kamienice fotografuje, jak są ładniejsze. A dlaczego Amerykanin, jak Polak też by mógł. A Polak by zdjęcia zrobił, ale jakby Poznań był ładniejszy. A dlaczego ten Amerykanin fotografuje to, a nie tamto. A jak tamto, to dlaczego nie to? A jak to, to dlaczego tak, a nie inaczej?
Z tego marudzenia, marudzi nawet moje auto. Na -20 ruszało jak radziecki czołg. A -5 i francuski piesek. Nie ruszę, droga taka mokra, nie ruszę, tak będę stać. W drugim aucie: zamarzły spryskiwacze. Jedziesz i bożego świata nie widzisz. Doktor Google radzi: nalej denaturatu. W sklepie patrzą jak na mordercę. Ktoś szepce: na wódkę już nie stać? Doktor House mówi, że wódka polska to tylko do picia, a rosyjska do czyszczenia piekarników. Może do spryskiwaczy też?
To dużo tłumaczy. Wódka polska, która po kiepskich docinkach rosyjskiego konesera stała się wreszcie dobrem narodowym, jest już z nami genetycznie złączona. I Polak musi marudzić. A Rosjanin zadowolony ze wszystkiego, nawet z tego, że smutny. Jaka wódka, taki naród?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?