Po przeczytaniu stenogramów z podsłuchanych rozmów szefa Najwyżej Izby Kontroli i prominentnego polityka PSL o ustawianiu konkursu, ja też zaliczam się do grupy odartych ze złudzeń.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdyby tak podsłuchać pogawędki prowincjonalnych ,,kadrowych" przed konkursem na stanowisko pięćdziesiątego piątego halabardnika w gminie czy mieście, też byłby materiał dźwiękowy na całkiem interesujące słuchowisko. Zresztą nie trzeba angażować wyrafinowanej aparatury podsłuchowej, żeby rozeznać klimat. Wystarczy poczytać fora internetowe jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu ,,szacownego jury".
Po co zatem to mydlenie oczu? Szkoda czasu i ambarasu! O nie, nie szkoda. Idea konkursów jest nowatorskim, przemyślanym i znakomicie sprawdzającym się narzędziem legitymizowania...draństwa. Jakaż byłby awantura, gdy tak prezydent miasta, wójt w gminie albo burmistrz dał odpowiedzialne stanowisko fujarkowskiemu wedle własnego widzimisię? Byłaby straszna zadyma! Ale ten sam fujarkowski po wieloetapowym współzawodnictwie nabiera spirytusu, mocniejszego niżby skończył amerykański Harvard z wyróżnieniem. A ruszyć takiego w przyszłości z ,,konkursowego" stołka? Chyba tylko czołgiem! Jest na to jakaś rada? Jest! Trzeba najpierw wygrać konkurs na przyjaciela królika. Tak jak wygrał go kandydat na dyrektora departamentu NIK.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?