Dziewczyny nie lubią gadżetów?

Z ciebie jest gadżeciarz! - orzekła niegdyś pewna dama. Jej zdanie podzieliła inna, później kolejna. I uznawszy, że, zgodnie z zasadą: jeśli trzy osoby mówią ci, że jesteś osłem - czas sprawdzić, czy mam ogon - muszę zmienić nazwisko. Gadżeciarza jednak w urzędzie stanu cywilnego nie przyjęli. Dzięki Bogu - rozpacz postanowiłem utulić w męskim towarzystwie nad pianką. I się zaczęło...
Rychu, który artystą jest i z gadżetów uznaje tylko szczoteczkę do zębów, ze zdziwieniem stwierdził: Lechu, tośmy bracia? Moja ślubna też mnie tak nazywa...

Ale szybko doszliśmy, że przy tym stole to co najmniej trojaczki siedzą, bo Paweł, co gadżety ma trzy, w tym pompę insulinową, stwierdził, że też gadżeciarzem jest zwany.
Niestety, w poniedziałek miarka się przebrała. Bo Wojtek, z którym jak człowiek z człowiekiem od lat pracuję, podchwycił wartko historię o gadżeciarzach. Wyobraźcie sobie: też jest nim nazywany. A Małgosia, która słów na wiatr nie rzuca, potwierdziła: jesteście gadżeciarze.
Przykłady?
Bo wy - znaczy my (płeć męska, nie zawsze zwycięska - przyp. red.) - to nic tylko byście gadżety kolekcjonowali.
Co to jest gadżet?

Według definicji to niewielki przedmiot, czasem niepełniący funkcji użytkowej.
Wobec kobiecej definicji to ewidentnie przedmiot niepełniący żadnej zrozumiałej dla niej funkcji lub pełniący funkcję zrozumiałą, ale znajdujący się w posiadaniu mężczyzny.
Jest więc gadżetem telefon komórkowy - bo przecież mężczyźnie w towarzystwie kobiety telefon potrzebny nie jest. Po co? Przecież ona jest obok. Jak nie jest obok - telefon przestaje być zbędnym gadżetem, jest natomiast przedmiotem obowiązkowym. Jak smycz.
Gadżetem jest laptop. No chyba, że na tapecie jest ustawione jej zdjęcie, wygaszacz ekranu - to jej zdjęcia (ewentualnie wzięcie pod uwagę dzieci - mile widziane). Gadżetem jest brelok do kluczy. Do kluczy męskich. Palmtop? Noś go gadżeciarzu, ale po co ci mniejszy laptop? Zwłaszcza że na pulpicie zdjęcia nie można odpowiednio wyeksponować. Gadżetem jest samochód inny niż ten w wymarzonym kolorze. Aparat fotograficzny? Chłopie, jeśli go masz, to tylko wycelowanego w nią, ale to i tak gadżet.

O rzeczach typu: kolejka mechaniczna, zdalnie sterowany model samolotu, kolekcja monet, podgrzewacz do kawy na USB, wiatraczek do komputera, nowa fluorescencyjna mysz do komputera, elektrycznie podgrzewane skarpety, gwizdek do auta odstraszający dzikie zwierzęta, własna kolekcja markerów do paintballa, pokrowiec na flaszkę, szwajcarski scyzoryk z 58 funkcjami, w tym piłką do przecinania krat, samurajski miecz nad kominek, gps do wycieczek autem, pieszo i na wielbłądzie - i tak dalej i tym podobne - możesz zapomnieć.
One, dla kobiet, już z definicji są gadżetami.
Żadnej kobiecie nie wytłumaczysz, że już w XIX wieku gadżet był bardzo ważnym określeniem marynarskim. Oznaczało mechanizm statku, o zamontowaniu którego jakoś się komuś zapomniało. Na przykład kompas.
Jeśli natomiast użyjesz tego określenia wobec zawartości kobiecej torebki - natychmiast sobie mniej popularną definicję przypomni.

Tak, niezbędny jest telefon albo nawet dwa - kiedy skończy się miejsce w książce telefonicznej. Laptop? Och, te różowe są świetne. Brelok do kluczy? Koniecznie. Najlepiej w formie skarpety. Albo żeby był wielkości torebki. Tak, koniecznie. Jedna torebka to za mało. Na co kobiecie 50 torebek? No przecież musi mieć torebkę do każdej pary butów... No, powiedzmy: do co drugiej... I błyszczyki, pomadki, tusze, korektory i inne badziewia.
No i wyszło. Tak, z tego się nabijamy. Ale kwiatki na ten dzień co dopiero nadejdzie - i tak kupimy. Bo jednak bardziej wolimy takie gadżeciary, od tych, które próbują nam udowodnić, że lepiej noszą spodnie... Facetom przecież się kwiatków na dzień kobiet nie daje, prawda?