Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton Dariusza Lipińskiego: Sąd koleżeński Unii Europejskiej

Dariusz Lipiński, były wiceprzewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy
Dariusz Lipiński
Dariusz Lipiński Pawel Miecznik
TSUE nie jest żadną wyższą instancją w stosunku do sądów krajowych, z wyjątkiem spraw wyraźnie zapisanych w traktatach. Bardziej przypomina sąd koleżeński, jaki posiada każda szanująca się organizacja.

Unia Europejska jest wyjątkową organizacją międzynarodową, pod wieloma względami niepowtarzalną, w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ale jest tylko organizacją międzynarodową, a nie żadną wspólną ojczyzną Europejczyków. Co to bowiem byłaby za ojczyzna Europejczyków, w której byliby Austriacy bez Szwajcarów, Szwedzi bez Norwegów czy Bułgarzy bez Serbów? Tymczasem Austria, Szwecja i Bułgaria są członkami Unii, a ich sąsiedzi, przy tym historyczno-kulturowo-językowi bliscy krewniacy ze Szwajcarii, Norwegii i Serbii nie są, przy czym często wręcz bronili się przed tym członkostwem rękami i nogami, jak Norwegowie dwukrotnie w referendach.

Tymczasem w Polsce jest grupa ludzi, którzy w mediach społecznościowych i gdzie indziej przedstawiają się jako „Europejczycy”, czasem z dopiskiem „przede wszystkim”. Ich prawo. Wprawdzie odsetek kosmopolitów wydaje się być w Polsce wyższy niż gdzie indziej, ale chyba nie zmienia się w czasie i wystarczy poczytać sobie choćby Prusa, by wiedzieć, że zawsze byli. Żaden news. To, co ciekawe jednak to fakt, że owi dzisiejsi „Europejczycy” za historyczne, kulturowe i tożsamościowe odniesienie wybierają nie Europę, tylko właśnie takie organizacyjne zawężenie. Odwołują się, kochają i uznają za rodzaj „większej ojczyzny” wcale nie Europę. To jeszcze miałoby sens, choć szczegółowe określenie, czym ona cywilizacyjnie i kulturowo jest zawsze stwarzało problemy nawet najtęższym głowom i choć nie istnieje nic takiego jak „europejska świadomość narodowa” (a w konsekwencji – na co zwracał uwagę Norman Davies – nie istnieje na przykład nic takiego jak „europejski bohater narodowy”). Oni odwołują się, kochają i uznają za rodzaj „większej ojczyzny” Unię Europejską, organizację międzynarodową, w porównaniu z innymi niezwykłą, ale organizację międzynarodową. Można by nazwać ich nie Europejczykami, tylko – gdyby istniało takie słowo – „unijczykami”.

Traktowanie organizacji o nazwie Unia Europejska jako czegoś w rodzaju ojczyzny skutkuje nadawaniem jej statutowym organom, czyli powołanym traktatami instytucjom

domyślnych uprawnień, których one nie posiadają. Stąd bierze się traktowanie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej tak, jakby był wyższą instancją – niczym sąd okręgowy w stosunku do rejonowego – od Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego, a Komisji Europejskiej, jakby była jakimś superrządem dzierżącym zwierzchnią władzę nad rządami państw członkowskich. W takim stawianiu sprawy jest sporo cynicznego wyrachowania niektórych polityków, niektórych prawników i niektórych propagandystów, lecz trafia ono na podatny grunt wśród szerszej publiczności, zapewne często pełnej dobrej woli, choć również politycznej jednostronności i niewiedzy.

Tymczasem TSUE nie jest żadną wyższą instancją w stosunku do sądów krajowych, z wyjątkiem spraw wyraźnie zapisanych w traktatach. „Zapewnia on poszanowanie prawa w wykładni i stosowaniu Traktatów” – czytamy o TSUE w artykule 19 Traktatu o Unii Europejskiej. A te jednoznacznie mówią, co należy do kompetencji Unii, a co nie. „Granice kompetencji Unii wyznacza zasada przyznania” – stwierdza artykuł 5 ustęp 1 tego samego dokumentu. A ustęp 2 dodaje: „Zgodnie z zasadą przyznania Unia działa wyłącznie w granicach kompetencji przyznanych jej przez Państwa Członkowskie w Traktatach do osiągnięcia określonych w nich celów. Wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w Traktatach należą do Państw Członkowskich” (wytłuszczenie moje – DL). Jakie to są kompetencje, wyłączne bądź dzielone z państwami członkowskimi, określa drugi z traktatów, ten o funkcjonowaniu Unii Europejskiej w artykułach 3 i 4. Nie chcąc zanudzać Państwa szczegółami (kto ciekaw, z łatwością sobie wygugla) podam tylko dla przykładu, że Unia posiada kompetencje związane z unią celną, wspólną polityką handlową, rynkiem wewnętrznym, rolnictwem i rybołówstwem oraz kilkunastu innymi dziedzinami polityki. Nie posiada żadnych, ale to żadnych kompetencji w sprawach dotyczących – na przykład – prawa karnego, prawa rodzinnego czy podatków. Inteligentny Czytelnik domyśla się już, że w odniesieniu do ustroju sądów powszechnych Unia (a więc i TSUE) też nie ma nic do gadania. Jednym ludziom w Polsce ustawy te mogą się podobać, innym nie, ale próby wpływania na ich kształt przez Unię są poza traktatowe, czyli bezprawne.

TSUE nie jest więc żadną wyższą instancją dla sądów krajowych. Już bardziej przypomina sąd koleżeński, jaki posiada każda szanująca się organizacja i który rozstrzyga spory statutowe (ale tylko statutowe). Tyle, że jak każde gremium przejawia skłonność do poszerzania swych kompetencji poza zapisane w statucie. Cała reszta to polityka. Zresztą sami Państwo pomyślcie: czy można rozsądnie wyobrażać sobie, że luksemburski Trybunał składa się wyłącznie z obiektywnych i wybitnych znawców akurat polskiego prawa i polskiej Konstytucji?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski