Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton Waligóry: Dzień dobry, chcielibyśmy wcisnąć panu trochę kitu

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
łukasz gdak
Zadzwonił telefon. Numer z Kielc, a kolega z Kielc ma zawsze coś ciekawego do powiedzenia. Okazało się, że to jednak koleżanka. Co prawda nie znam, ale pani nie przeszkadzało to w natychmiastowym przejściu ze mną na stopę koleżeńską. Z tym, że ja tylko słuchałem. Nie to, żebym był małomówny, ale długo, naprawdę długo, nie dopuszczała mnie do słowa. Kiedy w końcu zadała pytanie: Ale upewnię się, dodzwoniłam się do mieszkańca województwa wielkopolskiego - musiałem zaprzeczyć. Zawsze zaprzeczam. Gdy telemarketerzy pytają mnie, czy mieszkam w Poznaniu, odpowiadam, że w Sydney. Albo Pekinie. Albo w więzieniu. Czy mam samochód? Nie, tylko hulajnogę. Czy jestem po czterdziestce? Ależ skąd, ja tylko mam taki stary głos. Czy jestem mężczyzną? No coś pan, Jadwiga jestem!

Repertuar zagrań rośnie z każdym telefonem. Gdy kiedyś zapraszano mnie na pokazy garnków, prosiłem o więcej zaproszeń, to wpadniemy z kamerami. Pac, słuchawka odłożona. Podobna była reakcja, gdy sugerowałem, że zabiorę kolegów z komisariatu. Rzucono słuchawką również, gdy stwierdziłem, że z chęcią wezmę udział w zupełnie darmowym badaniu prostaty za pomocą lampy solarnej święcącej w oczy, tylko nie wiem, czy zdążę na samolot z Nowego Jorku (choć siedziałem przy Grunwaldzkiej).

Kiedy nie mam humoru, pytam zwyczajnie, skąd mają mój numer. Mówią, że z losowania... a ja, że na takie losowania, to polskie prawo nie pozwala. To się kłócą. Albo odkładają słuchawkę. Raz tylko podano mi prawdziwy numer bazy marketingowej, której rzeczywiście nierozważnie powierzyłem moje dane.

Mam jeszcze jedną metodę. Odkładam słuchawkę. Ale na dwa sposoby. Ten gorszy: odkładam na bok, telemarketerka produkuje się po próżnicy. Złośliwe, w końcu traci czas na sprzedawanie tego swojego kitu, ale ona też za coś musi żyć. Drugi - odkładam słuchawkę na dobre.

Wczoraj próbowałem powiedzieć mojej rozmówczyni, że nie mam czasu i dziękuję za rozmowę... ale nie dopuściła mnie do słowa. Miała gadane. O czym? O, jeśli dobrze zrozumiałem, voucherze na bon turystyczny. Chciała mi wcisnąć coś, co i tak dostaję za darmo. Niestety, nie miałem tyle czasu, żeby dowiedzieć się jaki przekręt za tym stoi.

Choć słowo „przekręt” jest o tyle nie na miejscu, że nawet Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który co rusz nakłada na takie firmy kary, nie mówi o przestępstwie, a o naruszaniu zasad uczciwej konkurencji. Kary są grube, po pare milionów. Ostatnio taką dostała podpoznańska firma, która zapraszała na pokazy magicznego sprzętu medycznego. Wiecie, takie pokazy, które są bardzo przekonujące, ludzie biorą kredyty, przynoszą do domu magiczny sprzęt, który leczy cellulit, podagrę, hemoroidy, bóle krzyża, zaćmę, impotencję, trądzik młodzieńczy i głód na świecie, jednocześnie będąc zwyczajną latarką. Albo zmieloną kredą. Tylko kosztuje tysiąc razy więcej.

Z tych kar nic nie wynika, bo coś rzadko są płacone. Firmy albo się odwołują, albo, zanim zapadnie decyzja o karze, one działają już gdzie indziej i pod inną nazwą. Namawiam więc państwa: róbcie sobie z nich jaja. Używajcie sobie. Nie denerwujcie się, bo nerwów szkoda, tylko nabijajcie. A potem jest taka magiczna funkcja w telefonach: zablokuj rozmówcę.

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski