Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bramkarz Lecha Poznań notuje doskonały sezon. Czy najlepszy w karierze? Bednarek: "Przez całą karierę muszę walczyć z przeciwnościami losu"

OPRAC.:
Bartosz Kijeski
Bartosz Kijeski
Wideo
od 16 lat
Filip Bednarek, bramkarz Lecha Poznań zmierzył się z dziennikarskimi pytaniami podczas Media Day zorganizowanego przez Kolejorza w środę, 9 listopada. Golkiper niebiesko-białych otwarcie odpowiadał na pytania związane z krytyką jego osoby, ostatnich miesiącach w Lechu, rywalizacji z Arturem Rudko oraz o to, w jaki sposób radzi sobie z frustracją oraz złością.

W tym sezonie dokonałeś pewnego przełomu. Doszliśmy do miejsca, że Lech Poznań bramkarza numer jeden już ma.

- Uważam, że w klubie, jakim jest Lech Poznań, musi być konkurencja na każdej pozycji. Oczywiście, ja po prostu swoją grą chcę udowodnić, że na to miejsce zasługuje. Jednak kiedy dojdzie do sytuacji, gdy będę w gorszej dyspozycji i będę zawodził, to osoba, która na mnie napiera, ma prawo dostać swoją szansę. Bramkarz numer jeden nie może czuć się zbyt pewnie. Nic nie dostajesz za darmo i musisz to udowodnić. W Lechu nie gramy, żeby zagrać dobry mecz, tylko żeby wygrywać. Jeśli dam argument trenerowi, aby mnie zmienić, to ma do tego prawo. Myślę jednak, że tych argumentów nie daje. Zawsze czułem się dobrym bramkarzem i to nie jest tak, że nagle nauczyłem się bronić.

Mikael Ishak podczas Media Day:

od 16 lat

Obserwowałeś w zeszłym sezonie Bartosza Mrozka, a teraz Krzysztofa Bąkowskiego. Uważasz, że są to bramkarze, którzy mogą aspirować do tego, aby być Twoim konkurentem, by powalczyć z Tobą o miejsce w składzie?

- Myślę, że jest to zbyt dalekie wyskakiwanie w przyszłość. Krzysiu nie grał wyżej niż na poziomie I ligi. Bartek w zeszłym sezonie zagrał kilka meczów w Pucharze Polski, a teraz gra w Stali Mielec. Nie zapominajmy o tym, że specyfika gry w klubie jak Stal, a Lech jest zupełnie inna. W Kolejorzu są mecze, gdzie dostaniesz jeden, może dwa strzały w spotkaniu na bramkę. W Stali natomiast przeciwnicy Cię bardziej rozgrzewają. Masz wówczas więcej okazji wówczas na wykazanie się. Lecz jest to też zupełnie inny ciężar mentalny. Myślę, że Bartek nabierze doświadczenia i rytm, a po powrocie do Lecha nawiążę ze mną rywalizację. Ma dobre warunki, jest dobry w grze na linii, ma dużo atrybutów, które pasują do specyfiki Lecha.

Zobacz również: To już oficjalne! Maciej Skorża, były trener Lecha Poznań znalazł nowy klub. Poprowadzi klub z Japonii

Często piłkarze mówią, że trybuny ich poniosły. Jak to wygląda z perspektywy bramkarza, gdy masz za sobą ścianę pełną kibiców. Czy Ty czujesz ten tumult?

- U bramkarza jest podobnie jak u graczy z pola. Im pełniejszy stadion oraz ranga meczu jest większa, jesteś w stanie wejść w ten stan "flow". Zupełnie inaczej gra się, gdy na trybunach jest 5 tysięcy osób, a inaczej niż 40 tysięcy widzów. Myślę, że to jest specyfika gry w tak dużym klubie. Nie zapominajmy, że boisko i reguły gry są takie same. Nieważne gdzie grasz, my musimy się dostosować do gry bez względu na to, ilu kibiców zasiada na trybunach.

Jesteście punkt od podium. Potrafiliście połączyć puchary z ligą. Ty natomiast pamiętasz, gdy tego nie udało się zrobić. W jednym z wywiadów powiedziałeś wówczas, że morale spadły na tyle, że już nie było czego zbierać. Czym się różni tamten sezon od obecnego?

- Nie zapominajmy o szerokości kadry oraz doświadczeniu w porównaniu do tego, co było. To jest bardzo duża różnica. Ta ekipa ma bardzo duże doświadczenie. Zawodnicy z niejednego pieca chleba jedli. A jeśli chodzi o morale, to jeśli pozostaje Ci trzon z sezonu mistrzowskiego, to na pewno to daje dużo. Wiesz, że zawsze jest szkielet, na którym możesz oprzeć drużynę.

Wszystko, co dobre w tym sezonie zaczęło się od meczu z Piastem Gliwice, czyli od czasu, gdy wrócili nominalni środkowi obrońcy. Czy po powrocie Antonio Milicia i Lubo Satki, a Filip Dagerstal wpasował się w zespół, poczułeś różnicę?

- Na pewno jest duża różnica, gdy grasz z dwoma nominalnymi środkowymi obrońcami. W Lubinie graliśmy z Alanem Czerwińskim, który jest prawym obrońcą. Zagrał również Maks Pingot, który zbiera doświadczenie. Świetnie wówczas wywiązywali się ze swoich zadań. Jeśli cały zespół jest jednak zbudowany z zawodników doświadczonych, zupełnie łatwiej gra się drużynie. Z tyłu głowy jest coś takiego, że jak zawalisz jakąś rzecz, to masz obok siebie graczy, którzy mogą to naprawić. Nie ujmując oczywiście chłopakom, którzy zastępowali Milicia czy Satkę, ale moralnie stoisz w zupełnie innym miejscu.

Koniec rundy to czas podsumowań. Mógłbyś porównać cechy trenera Macieja Skorży oraz Johna van den Broma?

- Trudno mi się wypowiadać na temat pierwszego szkoleniowca, bo ja cały czas mam tego samego trenera bramkarzy (Maciej Palczewski - przyp. red.). Skupiam się na swojej robocie, a nie koncentruję się na tym, czy zawodnicy z pola mają więcej zajęć z gier na utrzymanie się przy piłce, czy taktyki. Nie w tym tkwi ten detal, kto jest lepszy w tym, kto, jakie robi treningi. Trener Skorża zna polskie realia i robi to w polskim stylu, skupiając się na szczegółach w taktyce. Trener John van den Brom dąży do tego, aby mieć mentalność zwycięzcy, by za wszelką cenę wygrać mecz. Pan trener Skorża budował dla nas podstawę merytoryczną, a tutaj się skupiamy bardziej na sobie. Wychodzimy teraz na mecz z własnych sił i nie zwracamy za bardzo uwagi na przeciwnika.

Słaby początek sezonu mógł wynikać z tego szoku, jakim było odejście trenera Skorży?

- Myślę, że to była zmiana metodyki treningu. Zawodnicy potrzebowali więcej czas na adaptacje. Trener van den Brom miał tego czasu zaledwie dwa tygodnie i to było trudne, aby w pełni przygotować drużynę. Na pewno pierwszy mecz z Karabachem napawał optymizmem, a później przytrafił się mecz na wyjeździe (przegrany 1:5 - przyp. red). Ten pojedynek wprowadził duże zwątpienie. Podejrzewam, że gdyby ten mecz inaczej się potoczył, to byśmy nie mówili o trudnym początku.

Powiedziałeś, że zawsze uważałeś, że byłeś takim bramkarzem, jakim teraz jesteś. Czy to jednak jest najlepszy rok dla Filipa Bednarka?

- To był rok, gdzie zaczynałem z drugiego miejsca. To było trudne. Nie spodziewałem się tego, że po dwóch tygodniach przyjdzie nowy bramkarz i zostanę posadzony na ławce. Było tak, jak było. Wielkiej rozmowy z nikim nie przeprowadziłem. Wiedziałem, że muszę zrobić krok w tył, ciężko pracować i wykorzystać szanse. Cała moja kariera polega na tym, że muszę walczyć z przeciwnościami losu. Tym razem to było po 5 meczach, a w innych klubach po 10 lub 20 spotkaniach. To cechuje mnie i mój charakter, że czerpię satysfakcję z ciężkiej pracy. Gdyby nie to, to myślę, że ta frustracja by narastała i byłoby mi dużo ciężej. Teraz myślę, że nastąpiło to bardzo szybko i nie miałem czasu, by to wszystko analizować.

A czy to, że przybył Artur Rudko i wygryzł Cię pierwszego miejsca w bramce, nie spowodowało u Ciebie większej frustracji? I w drugą stronę: kiedy wygrałeś pierwsze miejsce z Arturem, nie dostałeś kopa motywacyjnego?

- Tak długo, jak jesteś na kontrakcie w klubie, to nie możesz tak wcześnie wyrażać swojej ogromnej frustracji, bo nic tym nie zdziałasz. Tę frustrację przekładam na energię, by udowodnić trenerowi, że wybór mojego konkurenta, to zła decyzja. I tak było teraz. Nigdy nie byłem zawodnikiem, który puka do drzwi szkoleniowca i zadaje pytanie: dlaczego nie gram? Po prostu ciężko trenuję. Każdy z nas jest profesjonalistą. Oczywiście, frustracja i złość mogą przyjść, ale nie mogą przejść pewnej granicy. Nie musimy zgadzać się czasami z wyborem trenerów, dyrektorów, ale musimy respektować ich stanowisko.

Ważne jest to, jak zmieniło się do Ciebie podejście trybun? Kilka miesięcy temu nikt by nie założył, że trybuny w kluczowych momentach będą krzyczeć "Filip Bednarek", a teraz jest to w pewnym sensie czymś normalnym.

- Okej, jest to w pewnym sensie moim personalnym zwycięstwem. Jednak to nie jest mój priorytet. Jestem swoim pierwszym krytykiem i to ja sprowadzam siebie jako pierwszy na ziemię. To nie chodzi o to, by cokolwiek komuś udowadniać. Każdy z nas zasługuje jednak na kredyt zaufania. Na początku, gdy przychodziłem do Lecha, traciliśmy wiele bramek ze stałych fragmentów. Ktoś nagle przykleił mi "łatkę", że nie umiem grać na przedpolu. To są takie aspekty, że ludzie zawsze zmieszają Cię z błotem. Jednak mnie to nie zniechęca. Ludzie, którzy są prawdziwymi kibicami i oceniają Cię obiektywnie, to wyrażają swoje zdanie. Uważam, że piłkarze żyją w ciężkich czasach. Każdy może wyrazić swoje zdanie, mogą napisać, że do niczego się nie nadajesz i nie patrzą, że jesteśmy tylko ludźmi. Nas też to dotyka.

Lech Poznań nie wygrał na stadionie w Białymstoku od 2013 roku. Przypominamy najważniejsze starcia Jagiellonii z Lechem na Podlasiu.Przejdź dalej ---->

Tajemnica Białegostoku. Lech Poznań rozdawał tam rogale, pre...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski