Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwiazda Betlejemska nie była kometą [ROZMOWA]

Karolina Koziolek
Luneta, przy której stoi prof. Edwin Wnuk, nie  jest już podstawowym narzędziem pracy astronoma. Kometę ISON obserwował  teleskop w Arizonie.
Luneta, przy której stoi prof. Edwin Wnuk, nie jest już podstawowym narzędziem pracy astronoma. Kometę ISON obserwował teleskop w Arizonie. GLW
- Gwiazda Betlejemska nie była kometą - przypomina astronom prof. Edwin Wnuk, dyrektor Obserwatorium Astronomicznego UAM w Poznaniu

W ostatnich miesiącach mówiło się sporo o komecie, która pojawiła się jakiś czas temu na niebie. Moment jej przejścia przez peryhelium, czyli sferę wokół Słońca wyliczono na tuż przed Bożym Narodzeniem. To zadziałało społeczeństwu na wyobraźnię. Wskazywano analogię do wydarzeń sprzed 2 tys. lat, kiedy Gwiazda Betlejemska - uznawana nieraz za kometę - zwiastowała narodzenie Jezusa w Betlejem. Nie sądzi Pan, że to ciekawy zbieg okoliczności?
prof. Edwin Wnuk: Owszem, zgadzam się. Jednak dla porządku trzeba przytoczyć pewne fakty: po pierwsze Gwiazda Betlejemska nie była kometą - powiem o tym później, po drugie kometa ISON, o której mówimy, niestety, zawiodła nasze nadzieje.

Dlaczego?
prof. Edwin Wnuk: Z pierwszych analiz modelowania, czyli próby przewidzenia zachowania komety wynikało, że może ona być niezwykle jasna. Dosyć szybko okrzyknięto ją wyjątkową. Przewidywano, że będzie widoczna nawet gołym okiem - co jest rzadkością - tuż przed Bożym Narodzeniem w ciągu dnia. Te przewidywania na rok przed jej maksymalnym zbliżeniem się do Słońca okazały się na wyrost. Gdy obserwowano ją w ciągu roku od odkrycia były różne okresy: momentami wydawało się, że teoria o jej wyjątkowości się potwierdza, a za chwilę jej światło słabło i pojawiały się pesymistyczne doniesienia, że nic z tego nie będzie, ale potem znowu jaśniała. Kometa ISON dostała nazwę nie tak, jak zwykle od nazwiska odkrywcy, ale od systemu teleskopów, dzięki którym została wypatrzona w połowie ubiegłego roku.

Z czego to wynikało?
prof. Edwin Wnuk: Jądro komety to na ogół kilkunastokilometrowa bryła , bywa że ma nawet kilkadziesiąt kilometrów średnicy. Jądro to nic innego jak zlepek lodu i pyłu, czasem mówi się o nim brudna kula śniegowa. To lód wodny i fragmenty materii, niektóre większe, niektóre małe, nawet mikronowe. Bryła materii cały czas zbliża się do słońca i następuje proces sublimacji, czyli zamiany lodu w gaz. Im bliżej bryła znajduje się Słońca, ten proces narasta. Poza tym jądro komety nie jest jednorodne. Są miejsca, gdzie działanie Słońca jest większe i miejsca, gdzie jest ono mniejsze. Dodatkowo bryła obraca się, w związku z czym raz się ochładza, raz ogrzewa. Tam, gdzie nie dociera światło Słońca temperatura jest bardzo niska. Proces sublimacji powoduje, że z bryły uwalnia się gaz, a równocześnie z nim uwalniają się bryłki materii. Wokół bryły tworzy się otoczka zwana komą, one tworzą głowę komety.

Kometa ma również warkocz, czym on konkretnie jest?
prof. Edwin Wnuk: Tworzy go z jednej strony wiatr słoneczny, a z drugiej przyciąganie grawitacyjne Słońca. Kometa ma więc w zasadzie dwa warkocze. Wiatr słoneczny, wiejący od Słońca tworzy warkocz gazowy komety. Z drugiej strony pyłowa otoczka komety jest przyciągana przez Słońce. Widzimy głównie ten, który jądro komety zostawia za sobą.

Jaka dokładnie jest historia komety ISON?
prof. Edwin Wnuk: Z wcześniejszych przewidywań wynikało, że ISON będzie przebiegała bardzo blisko Słońca, bliżej niż cokolwiek. Wiadomo było zatem, że jej powierzchnia zostanie niewiarygodnie rozgrzana. Dużo bardziej niż powierzchnia Merkurego, który jest dużo dalej, a rozgrzewa się do kilkuset stopni. Gdy była jeszcze stosunkowo daleko od Słońca, okrzyknięto ją kometą stulecia, najjaśniejszym obiektem nowożytnej astronomii. Było bardzo dużo szumu. Z kometą zaczęto wiązać różne nadzieje, nie tylko osoby na co dzień zainteresowane astronomią zaczęły się nią interesować. Tym bardziej że najbliższy punkt styku ze Słońcem, czyli tzw. perihelium, miała osiągnąć 28 listopada. Do tego czasu kometa była widoczna zawsze nad ranem, natomiast po przejściu przez perihelium powinna być widoczna na wieczornym niebie. Wyobraźmy sobie, że mamy drugą połowę grudnia, tuż przed Wigilią i wieczorem na niebie świeci niesamowita kometa. Można się pokusić o wizję, że kometa pojawia się jako pierwsza gwiazdka 24 grudnia, niesamowite.

Stało się jednak inaczej i kometa ISON nie będzie naszą pierwszą gwiazdką.
prof. Edwin Wnuk: Niestety, przechodząc przez perihelium kometa uległa całkowitemu zniszczeniu. Obserwowaliśmy to przez nasz teleskop w Arizonie, który jest automatycznie obsługiwany z obserwatorium z Poznania. Dzięki temu mamy piękne zdjęcia komety tuż przed przejściem przez peryhelium.
W czym kometa ISON była taka wyjątkowa, skoro jest wiele tzw. komet muskających Słońce?
prof. Edwin Wnuk: Ponieważ inne nie były od tak dawna widoczne i w związku z tym tak długo obserwowane.

Czy to, co zostało z komety ISON można jeszcze obserwować na niebie?
prof. Edwin Wnuk: Od razu po przejściu przez perihelium widoczna była rozmyta smuga, która po pewnym czasie pojaśniała, a potem rozmyła się zupełnie. To oznacza, że lód się stopił, a pozostał pył i kamyki. Ta smuga będzie się teraz poruszać po trasie, którą poruszała się kometa. Jeśli Ziemia ponownie trafi na trajektorię ruchu tych pozostałości, na Ziemię spadnie deszcz meteorów.

Ludzie bardzo emocjonalnie podeszli do pojawienia się komety. Wiele osób panikowało, i twierdziło, że zwiastuje ona koniec świata, albo przynajmniej jakieś poważne zmiany w przyrodzie lub układzie sił na Ziemi. Ludzie obawiali się tego zjawiska, mimo że wiadomo było od początku, iż kometa nawet nie muśnie Ziemi. Jak Pan myśli, dlaczego?
prof. Edwin Wnuk: Obawy biorą się jeszcze od dalekiej starożytności. Ludzie od zawsze wierzyli, że komety przynoszą nieszczęście. Już wtedy pojawienie się komety wiązano z klęskami, czy to naturalnymi, czy śmiercią cesarza lub chorobą króla. Na dworze cesarskim w Chinach na przełomie starej i nowej ery tak mocno w to uwierzono, że zatrudniono cały zespół najlepszych astronomów, którzy każdego wieczoru mieli dokonywać obserwacji nieba i robić ścisłe notatki. Co niesamowite, te chińskie zapiski zachowały się, co ma niebagatelne znaczenie w przypadku Gwiazdy Betlejemskiej. Są cenne tym bardziej, że na Bliskim Wschodzie nie było zwyczaju obserwacji nieba.

Choć astronomia mocno się rozwinęła, wiara, że komety przynoszą nieszczęście przetrwała do naszych czasów?
prof. Edwin Wnuk: Tak, podam przykład. W 1910 r. miała się pojawić kometa Haleya. Aparatura spektroskopowa była na tyle rozwinięta, że można było dokładnie powiedzieć, z czego składa się warkocz komety. Wkrótce wykryto tam truciznę. W Stanach zaczęła się panika, ludzie wylegli na ulice, bali się, że nastąpi koniec świata. Nikt wtedy, nie wiem czy nie chciał, czy nie potrafił wytłumaczyć tym ludziom, że gaz w warkoczu komety - nawet trujący - jest tak rozrzedzony, że każda cząstka spali się zanim dotrze do Ziemi i nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby się bać.

Dlaczego obserwowanie komet jest ważne, dlaczego astronomowie poświęcają im tyle uwagi?
prof. Edwin Wnuk: Komety to resztki materii, z których powstawał Układ Słoneczny. Ukształtowało się Słońce, planety i księżyce, a reszta pierwotnego obłoku została odepchnięta na zewnątrz. Przypuszcza się, że wokół całego Układu Słonecznego istnieje tzw. obłok Oorta, który zawiera miliardy takich jąder komet jak ISON. One od początku istnienia naszego układu nie zmieniły się. Krążą sobie na obrzeżach, a co jakiś czas jakaś nieznana siła stamtąd je wybija. Jeśli chcemy się dowiedzieć, z czego powstał nasz Układ Słoneczny, musimy tam sięgnąć - co jest na razie niemożliwe - albo badać uciekające stamtąd komety.
Właśnie, mówi Pan, że z obłoku Oorta wybije jakaś nieznana siła. W historii uznawało się pojawienie komety za znak. W XVI w. kaznodzieja Zygmunta III Wazy, jezuita Mateusz Bembus, mówił, że komety to pogróżki z nieba, upomnienie ludzi tu na Ziemi.
prof. Edwin Wnuk: Takich anegdot można przytoczyć więcej. W astronomii jednak nie patrzymy w ten sposób na komety, to oczywiste. Jeśli racjonalnie podchodzimy do tego, co widzimy, nie znajdziemy żadnych dowodów na to, by komety miały jakikolwiek związek przyczynowo-skutkowy z życiem ludzi na Ziemi.

Czy może Pan zatem z całą odpowiedzialnością przyznać, że pojawienie się komety ISON niczego nie zwiastuje?
prof. Edwin Wnuk: Nie. (śmiech). Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by wiązać komety z jakimikolwiek sprawami na Ziemi. Raczej spojrzałbym na nie inaczej: one są po prostu pięknym zjawiskiem. Astronom patrzy na piękno. W astronomii jest w ogóle dużo piękna i komety są jednymi z najpiękniejszych obiektów do obserwowania.

Gwiazda Betlejemska też była taką piękną kometą?
prof. Edwin Wnuk: Właściwie nie wiadomo, czy to zjawisko w ogóle zaistniało. Ale to już pytanie raczej teologiczne. Wiemy, że zapisy biblijne można interpretować różnie. O gwieździe jest mowa tylko w Ewangelii św. Mateusza, ale czy to było rzeczywiste zjawisko przyrodnicze, czy tylko zabieg retoryczny i symbol, tego nie wiemy. Nie jestem specjalistą od Biblii, więc na ten temat nie będę się wypowiadał. Mogę tylko powiedzieć, że Biblia nie jest podręcznikiem przyrody i nie tak ją należy traktować.

Czy istnieją jakiekolwiek przekazy, że na Bliskim Wschodzie 2 tysiące lat temu był widoczny jakikolwiek wyjątkowo jasny obiekt na niebie?
prof. Edwin Wnuk: Nie mamy pewności. Jeśli już, w grę wchodzą trzy rodzaje zjawisk. Po pierwsze kometa, po drugie gwiazda nowa lub supernowa, po trzecie koniunkcja, czyli zbliżenie się dwóch lub trzech planet. Rozumowanie jest następujące: ruch komet w tył możemy stosunkowo łatwo obliczyć, stąd da się stwierdzić, czy jakaś kometa była wówczas widoczna w Palestynie. Na to nakłada się jeszcze problem daty narodzin Chrystusa. Obecnie mówi się, że było to między 4. a 8. rokiem p.n.e. Jeśli przyjmiemy takie założenie kometa Haleya odpada, choć brano ją kiedyś pod uwagę. Po drugie, w chińskich pismach, o których wcześniej wspominałem, nie zanotowano żadnych bardzo jasnych komet. Nie zanotowano tam również żadnej gwiazdy nowej czy supernowej.

Pozostaje więc trzecia możliwość: koniunkcja planet. Coś o tym wiadomo?
prof. Edwin Wnuk: Tak, koniunkcje planet w tamtych czasach potrafimy odtworzyć bardzo precyzyjnie już od czasów Keplera. Stąd policzyliśmy, że w 7. r. p.n.e. aż trzykrotnie wyjątkowo zbliżyły się do siebie planety: Jowisz, Saturn i Mars. Proszę sobie tylko wyobrazić: warunki Bliskiego Wschodu, gdzie nie ma świateł, gdzie niebo jest dobrze widoczne, nagle pojawiają się bardzo jasne planety i to trzykrotnie w ciągu jednego roku! To mogło robić wrażenie.

Czy jako astronom zastanawia się Pan jednak nad drugim dnem, jakie mają te zjawiska? Czy jest Ktoś, kto tym wszystkim steruje, daje znaki?
prof. Edwin Wnuk: Oczywiście, zastanawiam się nad tym. Czytam bardzo dużo prac kosmologa, filozofa i fizyka ks. prof. Michała Hellera. W ostatnim czasie wydał kilka książek, które są próbą odpowiedzi na pytania, jakie pani stawia. Jest m.in. książka "Filozofia przypadku. Kosmiczna fuga z preludium i codą". W tym roku wyszła książka - wywiad rzeka "Bóg i nauka". Są pisane bardzo przystępnym językiem. Polecam, bo to niezwykła lektura.

***

Prof. Edwin Wnuk w latach 2007-2011 był prezesem polskiego Towarzystwa Astronomicznego.Jest członkiem Komitetu Astronomii w Polskiej Akademii Nauk oraz członkiem Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych Prezydium Polskiej Akademii Nauk. Jest dyrektorem Obserwatorium Astronomicznego UAM w Poznaniu.

Katastrofa tunguska to wydarzenie, które miało miejsce w 1908 r. na Syberii. Doszło wówczas do wybuchu, w wyniku którego drzewa zostały powalone w promieniu 40 km. Eksplozja była widziana w promieniu 650 km i słyszana w promieniu 1000 km. Istnieje wiele hipotez, co mogło spowodować tak wielką katastrofę. Jedna z nich mówi, że w Ziemię uderzył potężny meteoryt, który uległ zniszczeniu jeszcze przed zetknięciem z Ziemią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski