Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Synoracki: Nie liczę medali

TS
Z Henrykiem Synorackim, najbardziej utytułowanym motorowodniakiem w Polsce, piątym zawodnikiem Plebiscytu na Najlepszych Sportowców Wielkopolski

To prawda, że nie liczy Pan swoich medali?
Prawda. Pod tym względem jestem kompletnie zagubiony. Do wszelkiego rodzaju statystyk nie przywiązuję większej wagi.

Ale chyba Pan wie, że zdobywając w minionym roku dwa medale mistrzostw świata i Europy stał się Pan, obok Waldemara Marszałka, najbardziej utytułowanym polskim motorowodniakiem?

Słyszałem o tym. Podobno jako jedyny wywalczyłem też cztery medale mistrzostw Europy i trzy krążki mistrzostw świata w różnych klasach. Przyznam się jednak, że średnio się tym interesuję i ekscytuję. Ja po prostu skupiam się na tym, co najbardziej lubię, a lubię się ścigać. Od razu też powiem, że mimo 66 lat na karku nie zamierzam rezygnować z rywalizacji na wodzie. Medale są tylko tego konsekwencją.

Z którym pokoleniem zawodników już Pan wygrywa?

Jednym z moich obecnym rywali jest syn i wnuk moich poprzednich przeciwników. Zaliczam więc trzecie pokolenie. To jednak jedyny taki przypadek.

Sport motorowodny sprzyja długowieczności?
Myślę, że jest wiele dyscyplin sportu, które można uprawiać przez wiele lat. Niewielu jest jednak takich, którym się chce to robić. Wiadomo, że na 100 m nie miałbym większych szans, ale w takim baloniarstwie czy sportach lotniczych już tak. W szachy czy brydża, jak głowa dobrze pracuje, też można grać do setki.

Pan uprawia jednak sport motorowodny, a to dyscyplina ekstremalna?
Najbardziej ekstremalny to jest ożenek, a nie żaden sport. Guza można sobie nabić praktycznie w każdej sytuacji.

Ten sport zmienił się na przestrzeni lat?
Różnice łatwiej byłoby chyba dostrzec komuś będącemu z zewnątrz. Wiadomo jednak, że nic nie stoi w miejscu i wszystko się rozwija. U nas jest podobnie. Obecnie łódki są szybsze i sprawniejsze. Co roku wprowadzane są jakieś nowinki techniczne. A czy poprawiło się bezpieczeństwo? Pewnie tak, bo pojawiły się różnego rodzaju obostrzenia dotyczące tras. To jednak tak naprawdę niczego nie załatwia. Jak ktoś się uprze, to i tak połamie kości. Świetnie przygotowane trasy niektórych mogą nawet prowokować do niezby przemyślanej jazdy. Pod tym względem nic się nie zmieniło i dlatego wypadki były są i będą. Żadne przepisy nic tutaj nie pomogą. Załatwić to może tylko zdrowy rozsądek.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski