Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Horror, a nie wieczorynka

Mariusz Kurzajczyk
Andrzej Kurzyński
Pani Bogusława z Kalisza jest oburzona przyjęciem na przyszpitalnej wieczorynce. Tymczasem zdania na temat pracy kaliskiego szpitala są podzielone i nie brakuje bardzo pozytywnych opinii.

Kaliski szpital świadczy wieczorową i świąteczną pomoc doraźną dla mieszkańców Kalisza i powiatu kaliskiego od 1 kwietnia ubr. Jak dotąd nie było wielu poważnych skarg na działanie wieczorynki, ale kiedyś musiała być pierwsza.

Syn pani Bogusławy źle się poczuł. Gdy zaczął się słaniać na nogach, wsadziła go w auto i pojechała do szpitala. Sprawa nie wyglądała na tyle poważnie, żeby go zawieźć na izbę przyjęć, więc skorzystała z pomocy wieczorowej.

- Mimo że do pediatry nie było nikogo innego, czekaliśmy pół godziny. Gdy lekarz nas przyjął, syn zwymiotował i wtedy doszło do awantury - opowiada kaliszanka.

Jej zdaniem lekarz skrzyczał chłopca i poinformował, że wymiotować to można, ale w ubikacji. Wystraszone dziecko miało płakać i przepraszać doktora, który ostatecznie skierował 10-latka do szpitala.

- Tam była pani pediatra, a przede wszystkim zupełnie inny człowiek, ludzka osoba - komplementuje pani Bogusława.
Ostatecznie okazało się, że chłopiec cierpi na zatrucie żołądkowe i wszystko skończyło się dobrze, ale jego matka uważa, że lekarz zasługuje co najmniej na potępienie. Szpital w tej sprawie nie ma nic do powiedzenia, bo pacjentka nie złożyła oficjalnej skargi, a powinna.

Zapytaliśmy innych pacjentów o zdanie na temat wieczorynki i szerzej kaliskiego szpitala i - jak zwykle - opinie były diametralnie różne.

- Mój syn miał kleszcza. Lekarka przyjęła nas sympatycznie i profesjonalnie, przy okazji udzieliła kilku dobrych rad - relacjonuje pani Beata.

Przed kilkoma miesiącami głośno było o nieludzkim traktowaniu pacjentów w szpitalnej izbie przyjęć. Informacja w internecie okraszona była podobnymi historiami innych pacjentów. Z drugiej strony zdarzają się jakże odmienne historie.

- Mój znajomy Holender skręcił kostkę, trafił do szpitala. Bo myślał, że to złamanie, a potem twierdził, że o takiej obsłudze w Holandii to może sobie pomarzyć - mówi pan Roman.

Inny z naszych rozmówców uważa, że wszystko zależy od ludzi i dnia.

- Trafiałem na lekarzy bardzo miłych, pomocnych i uśmiechniętych. Bywało, że mieli gorszy dzień, bo byli niemili i lekceważący problem - opowiada pan Damian.

Stały bywalec kaliskiego szpitala pan Paweł uważa, że zawsze przyjmowany był dobrze. No, co najmniej poprawnie. Tym niemniej jako wzór podaje szpital w Pleszewie, gdzie także kilka razy trafił.

- Do poradni zostałem zapisany na konkretną godzinę, a potem czekałem najwyżej dwie minuty. Gdy trafiłem na oddział, dostałem własną opiekunkę, a wszyscy dookoła robili wrażenie zainteresowanych moimi problemami - opowiada.

Ta akurat, jak wynika z rankingów, najlepsza w Polsce niepubliczna placówka, ma wielu fanów wśród kaliszan. Pani Paulina chwaliła sobie wizytę u ortopedy. Po wypadku w pracy musiała zgłosić się na kontrolę.

- Obdzwoniłam dosłownie cały Kalisz i proponowano mi wizyty za kilka tygodni lub miesięcy. W Pleszewie termin się znalazł, bo to był wypadek, a na skierowaniu było napisane "Pilne SOR" - komplementuje pacjentka i trudno się dziwić.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski