- Synek, ty tam nie bajdurz, bo za twoich czasów to śniegu było góra po pas, sople były na pół metra, a smarki zamarzały jak się je same na mrozie zostawiło - na opowieść dziadka zamemłał znad polewki pradziadek. - Ale za moich czasów! O, to były zimy! Śniegu po szyję, sople wysokie jak człowiek, a mróz taki, że konie w biegu zamarzały i na pych je trzeba było odpalać!
- No, to takie zimy były też za moich czasów. Tylko nie konie zamarzały, a maluchy. No i prąd nam co chwilę wyłączali...
- I nam! - zakrzyknął dziadek.
- I nam! - już chciał zakrzyknąć pradziadek, ale się szybko zreflektował - znaczy nam, tego no, nafta zamarzała w lampach.
- A z odśnieżaniem jak było?
- Hę? - mit zusammen do kupy zakrzyknęli dziadek z pradziadkiem.
- No pługi śnieżne na drogach, solenie i takie tam? - brnąłem.
Dziadek z pradziadkiem zamyślili się. Coś tam szeptali, policzyli, głęboko się zastanowili. Jeden siorbnął polewki, drugi pyknął z fajeczki. Zamienili się rolami, jeden siorbnął z fajeczki, drugi pyknął z polewki. Znów poszeptali. I wydali werdykt: Odśnieżanie... Tak, tak. No faktycznie, było. Na wiosnę.
I tu każdy zamyślił się nad głębokością śniegu za czasów jego młodości. Wyszło, że klimat jest bardzo cykliczny, bo każdy za młodu miał zaspy wyższe, sople dłuższe, mróz mroźniejszy, a prąd wyłączali mu częściej, albo nawet całkiem na amen (bo go jeszcze nie było). Co prawda, gdybyśmy pogłówkowali razem dłużej, musielibyśmy wysokość zasp śnieżnych skolerować z wysokością własną. A wtedy jak nic: zgadzałoby się. Za młodu miałem śnieg po szyję, a teraz mam najwyżej do kolan. Ale moja szyja za młodu była tam, gdzie dziś kolana... sople większe się wydawały, a mróz... no wiadomo: przy ziemi bardziej ciągnie. No i ten prąd. Kiedy o godzinie 19 wygląda się już tylko dobranocki, a tu ciemno - kary większej być nie może.
To o co taki lament? Bo się lakierki umorusały? Bo samochód nie odpalił? Bo brudno, mokro i do domu daleko? Bo?
Bo zima. A jak mawiał pewien kierownik kotłowni, odpalając jednego peta od drugiego: jak jest zima to musi być zimno.
Przynajmniej nudno nie jest.
Ale wściec się można. Kiedy wstajesz rano i drzwi od domu otworzyć nie możesz, do auta wykopać musisz kanion, potem stoczyć nierówną walkę z lodem na szybach, wykombinować, gdzie wyrzucić nadmiar śniegu, kiedy wszędzie jest już nadmiar... na pewno nie nucisz radośnie pod nosem: kiedy pada śnieg, śnieg, śnieg...
Pierwsze co się dzieje: zalewa cię krew. Plus: bo cieplej.
Później łamie się łopata do śniegu i krew zalewa cię znów.
Później, w sklepie z łopatami dowiadujesz się, że łopaty wykupili ci, którym złamały się wcześniej.
Ale wcześniej to ty do tego sklepu musisz dojechać. A tu - cóż za zaskoczenie! - zima znów zaskoczyła drogowców. Dobra: nas zaskoczyło, że drogowcy nie wypucowali dróg na czarno.
Daleki jestem od bronienia drogowców, którym dziur w jezdni darować nie umiem, ale gdy słyszę fochy dwóch kierowców na to, że Święty Marcin nieodśnieżony, zastanawiam się kto opuszczał lekcje matematyki. Bo gdyby tak liczyć na to, że w dniu śnieżycy drogowców nic nie zaskoczy to: pługów śnieżnych musiałoby być więcej niż taksówek i autobusów razem wziętych (pokażcie mi miasto, które kupi tyle sprzętu). No i kierowców tylu musiałoby być... Fajnie. Korków śnieżnych by nie było, ale za to korki z pługopiaskarek...
Ożeż!... czy mi przypadkiem nie wyszedł tekst polityczny? Bo jakby co, to ja tylko o zimie. Komisje śledcze mnie nie interesują. I wpływ polityków na zimę - takoż. Ja przecież wiem, że oni ledwo wpływają na to, czy na śniadanie będą mieli płatki owsiane. A co dopiero śnieżne.
Ups. To już było prawie polityczne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?