Przyjechał tu z Agnieszką Pleti - oboje działają w Fundacji "Poza Horyzonty", by spotkać się przede wszystkim z szesnastoletnim Mateuszem Wojciechowskim. Chłopak w październiku, jadąc skuterem, wpadł pod samochód ciężarowy. Stracił nogę. Przeszedł kilka poważnych operacji, kilkanaście zabiegów naprawczych.
Mama Mateusza, Ewa Wojciechowska, apeluje za naszym pośrednictwem do rodziców, by nie ulegali prośbom dzieci. - Nie kupujcie skuterów i motorynek, bo to może skończyć się takim samym dramatem, jak nasz - mówi. Mateuszowi trudno pogodzić się z utratą nogi. W szpitalu odwiedzili go piłkarze Lecha, jego ukochanej drużyny. Ale radość ze spotkania szybko minęła. Mateusz wcześniej uprawiał akrobatykę sportową. Teraz już wie, że będzie musiał zmienić zainteresowania i przywyknąć do protezy.
Spotkanie Mateusza z Jankiem Melą, który jako trzynastolatek stracił rękę i nogę, ale jako piętnastolatek dotarł z wyprawą Marka Kamińskiego na biegun, miało podnieść chłopca na duchu. Pokazać, że to nie życie się kończy, że to tylko zmiana, z którą można jeszcze wielu fajnych rzeczy dokonać. Janek Mela rozmawiał z Mateuszem. Potem spotkały się także mamy obu chłopców.
Z pozostałymi pacjentami szpitala, tymi, którzy mogą wstawać z łóżek, Janek rozmawiał w auli. - Po porażeniu prądem, kiedy leżałem w szpitalu przez trzy miesiące, widziałem wielu ludzi, którzy nie mieli nawet tyle szczęścia, co ja. Dla nich każdy kolejny dzień życia był cudem - opowiadał Janek Mela.
Tłumaczył, że pierwszą rzeczą, z którą musiał się zmagać, była nauka funkcjonowania - chodzenia z protezą, jedzenia jedna ręką. - Miałem trzynaście lat. Jak wielu z was byłem zbuntowanym nastolatkiem, ubranym na czarno, w czapce z daszkiem z tyłu głowy, niewracającym czasem na noc do domu. A potem w szpitalu nie wyobrażałem sobie nawet jednego dnia bez mamy - przyznał.
Ułomnymi są ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować takich jak my
Wiele w jego życiu zmieniło spotkanie z podróżnikiem Markiem Kamińskim, o którego wyprawach czytał książkę. Potem wspólna wędrówka na bieguny. - Niektórzy mówili "jesteś niepełnosprawny, siedź w domu, nie dość cię życie pokarało?". A ja wiem, że nie ma sensu robić w życiu rzeczy głupich, tylko po to, by podnieść adrenalinę, ale po prostu trzeba żyć. Najważniejsza jest nie nasza ułomność, ale to, co mamy w głowie.
Dzieciom w szpitalu Janek i Agnieszka przywieźli świąteczne, piernikowe, lukrowane choinki. Odwiedzili także leżących w salach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?