Polski Związek Lekkiej Atletyki nie ma tylu kibiców, co piłkarze, ma za to miliony biegaczy amatorów. We władzach Królowej Sportu uznali więc, że taki potencjał nie może się marnować i postanowili wprowadzić Kartę Biegacza. Ma być ona bezpłatna, o ile biegacz wykupi ubezpieczenie oraz podda się okresowym badaniom lekarskim. W ten sposób bezpłatna karta staje się płatna, ale związkowi działacze przekonują, że nie ma się czego bać, bo przecież inicjatywa ma być wprowadzona dla ich dobra, a nie po to, by drenować ich portfele. Organizatorzy imprez biegowych przekonują, że oni i tak ubezpieczają zawodników. Ci ostatni z kolei nie kryją oburzenia, bo nikt nie lubi jak się go do czegoś zmusza i przekonują, że badania i tak robi większość z nich.
W Wielkopolsce za Kartą opowiedział się były prezes WZLA i znany menedżer lekkoatletów, Janusz Szydłowski, a ostro skrytykowali ją obecny prezes, Artur Kujawiński, który jest jednocześnie inicjatorem Maniackiej Dziesiątki i organizatorzy City Trail nad Rusałką. Kto w tym sporze ma rację?
Na pewno zawiodła komunikacja, bo działacze związkowi zapomnieli, że jest coś takiego jak konsultacje środowiskowe. Udawanie, że dokument jest bezpłatny, choć zawiera ukryte opłaty też nie jest najlepszym sposobem na przekonanie biegaczy do jego posiadania. No i przede wszystkim chęć żerowania na ludzkiej naiwności. Rozumiem, że zainteresowanie biegami radykalnie wzrosło i coraz więcej można na nich zarobić, ale żeby dojść do wniosku, ze można też zarobić nie ruszając się zza biurka, to już lekka przesada...
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?