Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Radowicz - człowiek, który ,,ocalił'' Republikę Ostrowską

Marek Weiss
Gdyby nie on, nawet mieszkańcy grodu nad Ołobokiem nie wiedzieliby co to takiego Republika Ostrowska. Pamięć o wydarzeniach z 1918 roku odeszłaby w zapomnienie razem z ich uczestnikami. Miasto nie miałoby swojego listopadowego święta, a chlubny epizod nie byłby znany nawet najbardziej dociekliwym regionalistom.

Kazimierz Radowicz urodził się w Ostrowie w 1931 roku. Tutaj w 1950 roku zdał maturę w gimnazjum i liceum męskim, a potem opuścił rodzinne miasto. Tytuł magistra filologii polskiej uzyskał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1956 roku mieszka i pracuje w Gdańsku.

Przez 35 lat był zatrudniony w tamtejszej rozgłośni Polskiego Radia, gdzie przeszedł drogę od redaktora w redakcji literackiej do szefa Działu Artystycznego. Przez wiele lat współpracował z Teatrem Polskiego Radia i Teatrem Telewizji jako autor wielu słuchowisk. Spod jego ręki wyszły scenariusze seriali telewizyjnych i filmów, a także szereg powieści. Większość z nich związana była tematycznie z wydarzeniami historycznymi. Wśród nich pojawił się i Ostrów z patriotycznym wątkiem z końca I wojny światowej.

- Opuszczając w 1956 roku Ostrów byłem przekonany, że wyjeżdżam z miasta, które nie ma ciekawej historii. A jednak okazało się, że ją ma, choć zupełnie zapomnianą. Taką, o której nam nikt nie mówił w domu i której nie uczono w szkole. Jakiś czas później, podczas obchodów 50-lecia gimnazjalnego klubu Venetia od najstarszych jego członków dowiedział się o zapomnianym epizodzie z tamtych pięknych, listopadowych dni 1918 roku. Sam uzyskawszy taką wiedzę, przypomniałem moim ziomkom dni chwały - wspomina Kazimierz Radowicz.

Jako pisarz przelał to na papier. Wydano książkę i nakręcono filmu o wydarzeniach, w czasie których proklamowano polskie terytorium na terenie zaboru pruskiego. W ten sposób współcześni ostrowianie dowiedzieli się, że ich przodkowie byli bohaterami. Ale nie wszyscy byli przekonani do pomysłu czy dacie proklamacji Republiki Ostrowskiej nadawać charakter Święta Miasta. Sceptyków nie brakowało nawet wśród ówczesnych notabli, którzy ważne funkcje pełnią w lokalnym środowisku do dziś.

- Apelowałem do ostrowian, aby nie dali sobie odebrać tej najpiękniejszej karty w historii miasta. Starałem się przeciwstawić tym, którzy mówili, że Republiki nie było. Za dużo było świadków i przekazów historycznych - dodaje Radowicz.

Ostatecznie niedowiarkowie zostali przegłosowani i dokładnie od 21 lat 10 listopada jest najważniejszą datą w miejskim kalendarzu. A w 1998 roku Kazimerz Radowicz otrzymał godność Honorowego Obywatela Miasta Ostrowa Wielkopolskiego. W ten sposób podziękowano mu za przywołanie z głębin zapomnienia Republiki Ostrowskiej.

- To taki mój wkład w życie mojej rodzinnego miasta. Wiadomo, że zawsze najbardziej kocha się je z oddali. Wtedy każdy powrót do niego jest wielkim świętem, nawet jeśli znajomych twarzy na ulicach jest coraz mniej. Oczywiście, chciałoby się, aby Ostrów był taki, jakim go zostawiłem. Tak samo jak rodzic chciałby, żeby jego dziecko zawsze było takie małe i słodkie. Ale tak się nie da - mówi.

O Ostrowie lub z ostrowskimi wątkami napisał jeszcze kilka innych książek. Jednak najbliższy jego sercu jest ,,Zapis'', bo traktuje o jego własnym pokoleniu. Ta pozycja adresowana jest nie tylko do jego szkolnych kolegów, ale także do wszystkich, którzy jeszcze pamiętają, jak w dni targowe wokół ratusza stały wozy konne. To bardzo sentymentalne wspomnienia dla starszej generacji, choć przypadły na mroczne czasy stalinizmu.

Choć w Gdańsku spędził większą część życia, czuje się bardziej ostrowianinem niż gdańszczaninem. Ostrów jest mu o wiele bliższy. Im bardziej lata biegną tym bardziej do tego gniazda lgnie.

- Gdybym mógł swój dom przenieść na rękach do Ostrowa, to uczyniłbym to jeszcze dzisiaj. I wcale nie zważałbym na to, że to miasto się zmieniło. Niektóre zmiany mi się bardzo podobają. Na przykład odnowiony Rynek jest zdecydowanie ładniejszy niż 30 - 40 lat temu. Podobają mi się bloki zbudowane w mojej dawnej dzielnicy, a także park. Są miejsca, w których tak się czuję, jakbym z nich nigdy nie wychodził - przyznaje Kazimierz Radowicz, który do dziś ma stały kontakt telefoniczny, listowny i internetowy ze swoimi szkolnymi kolegami. Co roku czwartego marca tradycyjnie odbiera od nich życzenia imieninowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski