Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Baranowski o Szkole pod Żaglami i wychowaniu na morzu

Leszek Waligóra
Z kapitanem Krzysztofem Baranowskim, twórcą Szkoły pod Żaglami, rozmawia Leszek Waligóra

Pamięta Pan swoją pierwszą Szkołę pod Żaglami?
Krzysztof Baranowski: To było wielkie przeżycie dla nas wszystkich - pierwsza Szkoła pod Żaglami wypływała niedługo po stanie wojennym przy sprzeciwie wielu instytucji i bez finansowego zabezpieczenia. Ratowała nas zaradność moich oficerów, pomysłowość w znajdowaniu środków i goście na różnych odcinkach trasy płacący za siebie. Największym dobroczyńcą okazał się jednak Jan Paweł II, który nie poprzestał na błogosławieństwie. Cały rok szkolny na morzu okazał się jednak niezwykle męczący, później dzieliliśmy go na dwa oddzielne semestry.

Szkoła pod Żaglami ma tyle wspólnego z nauką żeglowania, że wykorzystuje pokład żaglowca, który uczniowie muszą obsługiwać 24 h na dobę.

Na kogo wyrośli Pana uczniowie? Ma Pan z nimi kontakt?
Krzysztof Baranowski: Spotkaliśmy się prawie wszyscy na 20-lecie. Niektórzy porobili kariery za granicą. Krys Grubecki został pilotem odrzutowców, kończąc Szkołę Orląt w Dęblinie, ale później wyemigrował do Stanów - w Nowym Jorku restauruje stare kamienice, ma swój jacht, na którym wygrywa międzynarodowe regaty, mając w załodze swoich dawnych kolegów ze Szkoły, a okresowo bywa kapitanem na Pogorii, tej samej, na której był kiedyś uczniem. Co jakiś czas podsyła mi kolejnego mejla o swoich osiągnięciach.

Wielu byłych uczniów z sukcesami uprawia wolne zawody. Karol Krzystolik, narrator mojego filmu o Szkole, prowadzi w Szczecinie praktykę okulistyczną, a wpisy jego pacjentów na stronie internetowej świadczą, że ludzie go uwielbiają. Jeden z uczniów zameldował się jako prawnik z Kancelarii Prezydenta (poprzedniego zresztą). Inny ma sieć gabinetów stomatologicznych na Pomorzu. Wstydu nie przynoszą.

To szkoła żeglowania czy charakteru? Dla dzieci z dobrych domów, rozrabiaków, fascynatów żeglarstwa czy może dla tych, którzy planują swoją przyszłość?
Krzysztof Baranowski: Szkoła pod Żaglami ma tyle wspólnego z nauką żeglowania, że wykorzystuje pokład żaglowca, który uczniowie muszą obsługiwać 24 godziny na dobę. Do tego nie trzeba wielkiej wiedzy. Pokład to symboliczne mury szkolne, gdzie odbywa się edukacja z programem szkoły lądowej.

Natomiast pobyt na morzu to naturalna szkoła charakterów dla każdego, kto tam się znajdzie. A znajdzie się ten, kto przez rok będzie pomagał innym i osiągnie dobry wynik w kwalifikacjach sportowych. Spełnienia takich warunków wymaga moja Fundacja, później rejs jest za darmo i nie patrzymy czy zakwalifikowali się fascynaci, czy rozrabiaki. Morze wszystkich ustawi na właściwym poziomie.

Hasłem Szkoła pod Żaglami posługuje się dziś nie tylko Pan. Oczywiście, miejsc w szkole nie wystarczy dla wszystkich, więc niektórzy szukają innych szkół. Ale jak wybrać dobrze?
Krzysztof Baranowski: Jeśli ma się sto tysięcy dolarów na zapłacenie czesnego, to najlepiej wybrać szkołę kanadyjską. Tylko ta szkoła, prowadzona zresztą w pierwszym jej semestrze przeze mnie, dotrzymuje systemu semestralnego, a więc zapewniającego odpowiednio długi pobyt na morzu, co warunkuje stałe zmiany charakterologiczne.

Polskie szkoły, które używają (a raczej nadużywają) naszej nazwy, trwają od tygodnia do paru tygodni i nie spełniają wspomnianego kryterium. Ponadto kosztują i to dość słono.

Pańska Szkoła nie zarabia na uczniach. Jakim cudem łączycie koniec z końcem? Jak zdobywacie pomoc?
Krzysztof Baranowski: Z tym są zawsze kłopoty, były przed 20 laty i są dziś. Wsparła nas nieoczekiwanie firma prywatna z Poznania Wierzowiecki Group trzy lata temu czy Inco Veritas. Ostatnio wiernie nas podtrzymuje Fundacja Łukasiewicza PGNiG, a w tym roku dołączyła Fundacja Kronenberga Citi BAnku czy Fundacja BGŻ. Bardzo jesteśmy zadowoleni z kontaktu z Nową Erą, producentem podręczników, gdyż dzięki nim możemy się przerzucić na podręczniki cyfrowe. Ale ciągle nie dopinamy budżetu, by armatorom żaglowców zapłacić za pełny, czteromiesięczny semestr.

Szkołę skończyły już setki uczniów, ale trudno dziś mówić, że polskie żeglarstwo bardzo się rozwinęło. Zaszczepił Pan w uczniach tradycje żeglarskie, ale czy ma Pan jeszcze ambicję zmienić samo nasze żeglarstwo?
Moją ambicją jest pokazać młodym ludziom morze, Szkołę prowadzimy po to, by nie stracili roku odrywając się od macierzystej szkoły. Ma to niewiele wspólnego z rozwojem żeglarstwa. Samo żeglarstwo zmieniłem budując Pogorię, a potem Fryderyka Chopina, tworząc Szkołę pod Żaglami i pozwalając uczniom łazić po rejach. I to mi wystarczy. Nie chciałbym tylko, by taka wersja Szkoły nie upadła przez brak wsparcia finansowego, co w dzisiejszych czasach może się każdemu zdarzyć.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski