Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech drogo płaci za swoje błędy

Maciej Lehmann
Po zaskakującej i wstydliwej porażce na Islandii Kolejorz znów się nie popisał. Najbardziej martwi fakt, że podstawowi piłkarze są bez formy

W poprzednim sezonie usprawiedliwieniem fatalnych wyników były kontuzje, choć przed pierwszym starciem trener Mariusz Rumak zapowiadał, że będzie tylko mniejsza rywalizacja o miejsce w składzie, bo plan treningowy został zrealizowany w 100 procentach i ta grupa, która przepracowała cały okres przygotowawczy, prezentuje się obiecująco. Okazało się, że tak nie jest. Lech przez całą jesień grał w kratkę, słabo też rozpoczął rundę wiosenną i dopiero kwietniowo- -majowy zryw spowodował, że szkoleniowiec odzyskał zaufanie kibiców.

Te rozgrywki miały być inne. Trener ogłosił zmianę systemu przygotowań, do zapowiadanej wyprzedaży nie doszło, bo zabrakło chętnych na kupno naszych ligowych "gwiazd", skład został wzmocniony trzema transferami, wydawało się więc, że Kolejorz wreszcie zacznie spisywać się na miarę oczekiwań kibiców.
Niestety, kolejny raz przychodzi nam przełykać gorzki smak wstydliwych porażek i oglądać kolejne kompromitujące klub występy piłkarzy.

Lech znów nie tworzy drużyny, czołowi zawodnicy są bez formy, Mariusz Rumak wymyśla coraz to inne konfiguracje składu, ale efekt jest cały czas taki sam - chaos, nieskuteczność, apatia i to co najbardziej boli - brak woli walki.
W grze Lecha nie widać myśli przewodniej, nie widać lidera, szefa z charakterem, który ogarnie towarzystwo i w trudnym momencie da drużynie trochę piłkarskiej jakości. Na razie bowiem nie widać żadnego postępu, w porównaniu z tym co było przed rokiem. Martwi też, że nic nie wnoszą transfery. Keita jest bezproduktywny, zalicza stratę na stratą, środkowi obrońcy Wilusz i Arajuuri to totalne pomyłki, tak jakby ściągano ich po obejrzeniu płyty DVD, a nie wnikliwych ponoć obserwacjach. Jevtić, który miał być motorem napędowym drużyny, z konieczności występuje na nowej dla siebie pozycji i zupełnie nie radzi sobie z odbiorem piłki rywalom. Lech w niedzielę był tak bezbronny jak podczas pamiętnej klęski w Szczecinie, tym razem miał jednak więcej szczęścia, bo w szeregach rywali nie było Marcina Robaka, tylko kulejący i cierpiący na bóle pleców Paweł Brożek, który na murawę stadionu przy Bułgarskiej wyszedł prosto z gabinetu fizjoterapeutów.

- To mój błąd, więcej eksperymentów w defensywie nie będzie, postawię na sprawdzoną czwórkę - mówi Mariusz Rumak, a kibice zastanawiają się, kto to ma być, bo wszyscy zaliczają kiksy, które nadają się do programu futbolowe jaja. Hubert Wołąkiewicz ma na sumieniu dwa gole z Wisłą i bramkę na Islandii, którą sprokurował wraz z Marcinem Kamińskim. W Tallinie i w niedzielę nie popisał się Maciej Wilusz, a Paukus Arajuuri traci orientację, gdy tylko widzi wokół siebie koszulki rywali; rekonwalescent Douglas potrzebuje jeszcze kilku spotkań, by wejść w rytm meczowy. Najmniejsze zastrzeżenia można mieć do Henriqueza i Kędziory, choć sumienie tego ostatniego trochę obciąża gol w Zabrzu.

W poprzednim sezonie trener Mariusz Rumak miał jeszcze w odwodzie Mateusza Możdżenia, który gwarantował stabilność na prawej stronie defensywy i mógł być alternatywą w pomocy dla Łukasza Trałki bądź Karola Linettego. Lech jednak nie potrafił go utrzymać. Wolał spełnić niemałe życzenia finansowe Wi-lusza i Arajuuriego i teraz ewidentnie brakuje mu piłkarza, który potrafi przeciąć akcję przeciwników i zainicjować kontratak. Jeśli Islandczycy wyciągną wnioski z ostatniego występu Lecha, to znowu przyjdzie nam w czwartek drżeć o wynik do ostatniego gwizdka sędziego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski