Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Stawski: A ludzie chcą tylko tej "Białej mewy"

Błażej Dąbkowski
Lech Stawski: A ludzie chcą tylko tej "Białej mewy"
Lech Stawski: A ludzie chcą tylko tej "Białej mewy" archiwum
Lech Stawski nagrał 15 albumów, setki piosenek, a Polacy zapamiętali i wciąż słuchają jednej - "Białej mewy". Artysta skarży się - pół żartem pół serio - że chyba ktoś rzucił na niego klątwę.

Nabrzeże Warty, łąka, a na niej pierwsi łaknący promieni słonecznych plażowicze. W Poznaniu, choć to miejsce nadal słabo zagospodarowane jest popularne wśród mieszkańców. Tu opalają się, piknikują, grają w badmintona. Wśród nich, odzianych w kolorowe T-shirty, trampki i zwiewne sukienki w chabry wyróżnia się mężczyzna. Przypomina trochę postać z Dzikiego Zachodu. Czarny kapelusz z rondem przysłania częściowo jego siwe włosy, od szkieł w ciemnych okularach odbija się słońce, na nogach kowbojki z charakterystycznym "noskiem".

- Mają już ze dwadzieścia lat, przywiozłem je z Hiszpanii. Solidne, robione na zamówienie, nie takie jak u nas, w których noga się tylko poci - tłumaczy KIS Lech Stawski. Ten sam, który 20 lat temu wylansował wielki przebój muzyki disco polo "Biała mewa".

Szybko przechodzimy na "ty".

- Mam w nosie łatkę, którą wtedy próbowano mi przykleić - rzuca. - Nie ma czegoś takiego jak disco polo, taką muzykę gra się wszędzie na świecie. Popatrz, jakie są bzdurne teksty amerykańskich wykonawców, ale u nas się sprzedają… no bo są amerykańskie! - dodaje z przekąsem.

Uratowały nas rybitwy
Dwie dekady wstecz nad rzeką powstał teledysk do piosenki, która zawojowała popularny w latach dziewięćdziesiątych program Disco Relax. Piosenki, którą znała i śpiewała cała Polska, podobnie jak "Jesteś szalona" Boysów czy "Majteczki w kropeczki" Bayer Full. "Poprzez morza i przez oceany płynie statek wśród wspienionych fal, a na statku chłopak zakochany, zakochany w morzu tyle lat" - śpiewał KIS Lech Stawski w największym dotąd swoim przeboju "Biała mewa".

- Wiem, że Warta to nie Bałtyk, jednak z firmą, która filmowała, doszliśmy do wniosku, że przetestujemy nadwarciański krajobraz. Początkowo myśleliśmy, że to nie może się udać, ale nad rzeką na szczęście zamiast mew pojawiły się rybitwy. Byliśmy uratowani - śmieje się Lech Stawski.

Dziś klip do nostalgicznej piosenki opowiadającej historię marynarza ma ponad półtora miliona wyświetleń w serwisie YouTube. Zapada w pamięć już po pierwszym wyświetleniu, głównie ze względu na charakterystycznego muzyka i wokalistę. Jego manierę i image, którym pozostaje wierny do dziś.

- Nie, na co dzień nie zakładam czarnego płaszcza, kapelusza i kowbojek. To strój zarezerwowany na występy. Dziś mam na sobie rynsztunek, bo jakoś musiałeś mnie przecież rozpoznać - tłumaczy mi artysta. - Wiem, że niektórych może bawić moja słabość do kapeluszy, ale pierwszy zdobyłem nad morzem jeszcze w latach sześćdziesiątych, kiedy zarabiałem, grając przy plaży. Miałem tam kolegę z Warszawy, takiego cwaniaczka, pożyczyłem mu sporo pieniędzy, których nie chciał oddać. Aż w końcu przyszedł w kapeluszu z ogromnym rondem, przymierzyłem, dziewczyny były zachwycone, powtarzały: "Leszek, super wyglądasz !". Popatrzyłem na niego i powiedziałem dłużnikowi, że zabieram mu go - opowiada.
- Pamiętasz, co działo się po debiucie w Disco Relaksie? - pytam.

- W 1994 roku zagrałem tyle koncertów, że trudno było je wszystkie ogarnąć. Na początku czołówka zespołów, w tym Bayer Full jeździła na wspólne trasy po całej Polsce. Graliśmy po 2-3 koncerty dziennie. Były występy w amfiteatrach w Operze Leśnej w Sopocie albo w Kadzielni w Kielcach. Przez zaledwie miesiąc moja płyta "Jedna łza", na której pojawiła się "Biała mewa" sprzedała się w nakładzie miliona sztuk. To było szaleństwo - wspomina gwiazda disco polo.

Wokalista początkowo starał się spisywać i liczyć wszystkie koncerty, jednak szybko przestał, nie nadążał już z odpowiadaniem na zaproszenia, kręcił kolejne teledyski, tym razem już nie nad Wartą, a na Wyspach Kanaryjskich. Jako doświadczony muzyk, który w czasach PRL-u grywał wraz z kolegami w Związku Radzieckim i Finlandii, wiedział, że podobna szansa może się już nie powtórzyć. Otrzymał pierwsze zaproszenie do Stanów Zjednoczonych, Polonia w Chicago głośno domagała się "Białej mewy". Wracał tam kilka razy, koncertując także w Nowym Jorku. O jego popularności w USA świadczyć może ścieżka dźwiękowa do komedii Janusza Zaorskiego "Szczęśliwego Nowego Jorku", opowiadającej o losach Polonii. To do piosenki Lecha Stawskiego erotyczny taniec wykonywała Teresa, grana przez Katarzynę Figurę.

- Największą satysfakcję sprawił mi jednak występ na ogromnym, trzydniowym festiwalu Taste of Polonia w Chicago. Kilka lat temu zagrałem tam z ZZ Top. Wychodziliśmy na scenę na przemian, każdy na dwadzieścia minut - wspomina. - Po imprezie miałem okazję porozmawiać z Amerykanami. Powiedzieli, że też gram światowe hity i szanują to, że gram po swojemu i w swoich opracowaniach.

Lech Stawski zresztą od dziecka miał smykałkę do komponowania muzyki. Od momentu, gdy nauczył się chodzić, uderzał przeróżnymi przedmiotami w ściany i garnki. Szukał melodii, rytmu, które odnalazł jako nastolatek, rozpoczynając grę na perkusji, a następnie gitarze. Rodzice nie mieli pieniędzy, by wysłać syna do szkoły muzycznej, tę ostatecznie jednak ukończył zaocznie, w Łodzi, a następnie rozpoczął współpracę z Mieczysławem Foggiem czy popularną w latach siedemdziesiątych formacją Homo-Homini.

To właśnie w tamtym okresie powstała "Biała mewa", która w szufladzie przeleżała aż do początku lat dziewięćdziesiątych. Lech wrócił do niej w momencie, gdy zespół KIS, który współtworzył, przechodził do historii.
Los się odwróci?
Lech Stawski nie może pojąć, jak to się stało, że w świadomości fanów funkcjonuje jako wykonawca "jednej piosenki". Przecież na koncie ma 15 nagranych albumów, kilkaset piosenek, które też są potencjalnymi hitami. Różnią się oczywiście od siebie muzycznie, choć większość tekstów krąży wokół tematu miłości.

- Bo bez niej, to już nic nie istnieje, ona jest moim motorem. Z pierwszą żoną mi nie wyszło i mocno to przeżyłem. Od kilkunastu lat piszę dla mojej drugiej małżonki. To cudowna, piękna kobieta - mówi. Artysta wierzy, że jego kompozycje znów wrócą do łask i będą grane tak często jak "Biała mewa". Kilka miesięcy temu nagrał kolejny raz swój przebój, tym razem w nowoczesnej wersji dance'owej - podobno ma podbić dyskoteki.

- Dobrze by było, bo z koncertami w Wielkopolsce jest coraz gorzej. Czasem zaproszą mnie na dożynki czy dni miast, ale to zdarza się coraz rzadziej. Kiedyś astrolog postawił mi kosmogram, z którego wynikało, że do końca życia ciążyć będzie nade mną klątwa. Może jak niedługo wydam składankę ze swoimi najlepszymi utworami, to ona w końcu minie. Mam tyle piosenek, a ludzie chcą tylko tej "Białej mewy" - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski