Legia Warszawa - Warta Poznań 2:2. Niespodzianka w stolicy! Zieloni popsuli święto "Żylecie"

Legia Warszawa była zadecydowanym faworytem tego meczu. Cztery ostatnie spotkania legionistów to trzy zwycięstwa i jeden remis. Poza tym gospodarze mieli szczególną motywację, by sprawić swoim kibicom dużo radości, bo swoje 50. urodziny obchodziła "Żyleta", czyli trybuna najbardziej zagorzałych fanów warszawskiego zespołu.

Zobacz też: Lech Poznań straci szkoleniowca? Ma propozycję z ekstraklasowego klubu

Do bramki Warty Poznań powrócił Adrian Lis, który w sierpniu odniósł kontuzję, ale potem przegrał rywalizację z Jędrzejem Grobelnym. Golkiper Zielonych w poprzednich meczach z Legią spisywał się bardzo dobrze. Trener Dawid Szulczek, był przekonany, że Lis "nie pęknie" mając za plecami fanatyczny doping i rzeczywiście, w pierwszej połowie spisywał się dobrze. Co prawda w 5. minucie miał spore kłopoty z dośrodkowaniem Patryka Kuna, ale "centro-strzał" trafił tylko w poprzeczkę.

Kilkadziesiąt sekund później Warta rozegrała składny kontratak. Maciej Żurawski wypatrzył Tomasa Prikryla, który ten najpierw trafił w Kacpra Tobiaszem, ale po niepewnej obronie bramkarza Legii miał okazję do dobitki, która okazała się już bezbłędna.

Ten gol przerwał trwającą od czterech spotkań serię Legii bez straty gola.

Mimo niekorzystnego wyniku, na trybunach trwało święto.

Legia natomiast po utracie gola, nie mogła znaleźć odpowiedniego rytmu. Jedyną receptą na kompaktowo ustawioną defensywę Warty był wrzutki do Pekharta i Muciego. Dobrze ustawieni goście, radzili sobie z nimi bez większych problemów.

W 40 min. było już 2:0 dla Warty. W starciu w polu karnym po stałym fragmencie, Radovan Pankov, trafił łokciem w głowę Bogdana Tiru i arbiter po konsultacji z VAR podyktował jedenastkę dla gości. Pewnym egzekutorem okazał się Marton Eppel

Sporo było przerw, związanych z pirotechniką, więc sędzia Damian Kos, zdecydował się przedłużyć pierwszą część aż o 10 minut. Legia nadal była częściej w posiadaniu piłki, ale zaskoczyć Zielonych długo nie potrafiła. Pomógł jej trochę arbiter z Wejherowa, który w tej sytuacji dopatrzył się faulu Dawida Szymonowicza na Mucim

Drugą w pierwszej części "11" na gola zamienił Josue i do przerwy było 1:2.

Przez 18 minut po zmianie stron Warta nadal dzielnie się broniła. Goście oddali inicjatywę Legii, lecz przed swoją bramką spokojnie interweniowali. Różnice zrobił wprowadzony chwilę wcześniej Bartosz Kapustka, wypatrzył w polu karnym Ernesta Muciego, który precyzyjnym strzałem doprowadził do wyrównania.

Potem tempo trochę spadło. Legia nie atakowała już z takim animuszem jak w pierwszym kwadransie po przerwie. I mogła nawet przegrać, bo w doliczonym czasie gry "piłkę meczową" miał Kajetan Szmyt.

Warta przywiozła więc cenny remis, pokazując, że przy Łazienkowskiej, można grać odważnie i skutecznie.