Pretekstem do przypomnienia tej niezwykłej postaci jest stulecie ukazania się albumu "Dwory Polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem" - jedynej fotograficznej dokumentacji przedwojennych siedzib wielkopolskich ziemian. Z tej okazji wydaną ją ponownie w wersji na iPada.
- Pochodził z gminu: Ojciec był szewcem, mama robiła koronki, ale Leonard już w wieku 19 lat otworzył swój zakład fotograficzny w rodzinnym Czempiniu. Miał niesłychaną smykałkę do interesu i żyłkę awanturnika - mówi wrześnianin Przemysław Nowaczyk, który zafascynowany życiem urodzonego w 1876 roku Durczykiewicza, postawił sobie za cel upowszechnić jego dokonania.
"Dwory Polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem" nadają się do tego celu idealnie. Durczykiewicz objechał swym automobilem całą Wielkopolskę, fotografując i opisując 222 siedziby ziemiańskie w rękach Polaków. Jak się okazało, był to ostatni moment, by je uwiecznić przed nadchodzącą światową zawieruchą. Jej ofiarą padł zresztą sam Durczykiewicz, którego wojna zastała w 1914 r w czasie misji fotograficznej na Kresach Wschodnich. Posiadanie aparatu automatycznie naraziło go na zarzut szpiegostwa. Został uwięziony przez Rosjan, ale przetrwał zesłanie i w 1921 roku powrócił do Czempinia. Zarówno tutaj, jak i w Gdyni, do której przeprowadził się po kilku latach, stał się znany jako twórca świetnych fotografii (także reklamowych) i pocztówek.
Jego album w kręgach bibliofilów był przez lata białym krukiem - nieliczne egzemplarze kupowano na aukcjach za kilka tysięcy złotych. Stał się też inspiracją dla wrzesińskiego fotografa Waldemara Śliwczyńskiego, który sto lat po Durczykiewiczu wybrał się w fotograficzną podróż śladami dawnych dworów. Co ciekawe - z drewnianym aparatem miechowym z początku XX wieku, robiącym czarno-białe zdjęcia formatu 5 x 7 cali. Niemal dokładnie takim, jakiego używał Leonard Durczykiewicz.
- Chciałem mentalnie zbliżyć się do tamtych czasów, wniknąć w świat, który umarł. Nie chodzi mi o wołanie o ratunek dla ruin, raczej o hołd dla ziemiaństwa, które historia skazała na wyginięcie - mówi Waldemar Śliwczyński, którego album "Topografia Ciszy" ukaże się w listopadzie. Według Śliwczyńskiego z ujętych w literaturze ponad 900 dworów szlacheckich z początku XX wieku około połowa przetrwała do dziś w dobrym stanie.
- Nieraz przeskakiwałem przez płot, by móc zrobić zdjęcia. Wielu prywatnych właścicieli nie życzyło sobie takiej dokumentacji. Mnie jednak bardziej interesowały ruiny, dlatego fotografowałem głównie późną jesienią i zimą, gdy liście nie osłaniały murów - mówi Waldemar Śliwczyński.
- Początkowo chciałem tylko doprowadzić do wykonania reprintu albumu Durczykiewicza, ale w miarę poznawania jego życiorysu, postanowiłem zrobić coś więcej, by usłyszeli o nim potomni - mówi Nowaczyk, który dwa miesiące temu wydał album w wersji cyfrowej dla użytkowników tabletów (ściągnęło go za darmo ponad 500 osób), ale też założył poświęcony swemu bohaterowi profil na Facebooku (kliknij). To jednak dopiero początek "misji Ledur", w której Nowaczyka wspiera Stowarzyszenie Przyjaciół i Sympatyków Ziemi Czempińskiej.
- Marzy nam się uczynienie z Durczykiewicza symbolu wielkopolskiej turystyki - był jednym z pierwszych turystów "automobilowych", aż się prosi, by obiekty z jego albumu połączyć w szlak turystyczny - mówi Maciej Pałczyński, który od początku aktywnie wspiera Nowaczyka. Sądząc po sukcesie, jaki odniósł podobny mu pasjonat Łukasz Wierzbicki z postacią podróżnika Kazimierza Nowaka, misja "Ledur" nie jest niemożliwa…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?