Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzę o tym, żeby się wyspać we własnym łóżku. Jak człowiek...

Elżbieta Bielewicz
Elżbieta Bielewicz
25 lat temu pan Zbyszek stracił mieszkanie. Nie pomógł nawet adwokat. Stał się bezdomnym. Dziś schorowany tuła się w poszukiwaniu ciepłego kąta. Czasem trafia na dobrych ludzi.

Pan Zbyszek od kilku tygodni "mieszka" na jednej ze stacji paliw w Kaliszu. Miał szczęście, że trafił tu na dobrych ludzi. Pomaga przy odśnieżaniu, sprzątaniu. A za to dostaje gorącą herbatę, kanapki i co ważne - może posiedzieć w cieple. Czasem, jak nie ma klientów, oprze głowę na stoliku, żeby się trochę przespać. Przyzwyczajony jest. Łóżko to komfort, na który może sobie pozwolić raz na parę tygodni.

Pracownicy stacji wystawiają mu jak najlepszą opinię. Mówią, że jest uprzejmy, spokojny, schludny. Dodają, że ich szefowie o wszystkim wiedzą i pozwolili mu przez jakiś czas tu się schronić. No, bo jak tu człowieka wyrzucić na mróz. Jak nie pomóc...
Spotykamy się przed południem, właśnie na stacji. Pan Zbyszek jest trochę zażenowany, że ktoś interesuje się jego życiem. Ale też ma nadzieję, że może dzięki temu coś uda się zmienić.

- Ja nigdy nie żebrałem - opowiada bezdomny. - Nie chodzę pod Tesco, czy inne markety, żeby od ludzi pieniądze wyciągać. Zawsze sobie jakoś radziłem. Pracowałem u rolników pod Kaliszem. Czasem tylko za nocleg, wyżywienie i papierosy. Ale co? Zdrowie zaczęło szwankować. Przeszedłem trzy zawały i udar, więc nie wolno mi dźwigać i brać się do ciężkiej roboty. Na dodatek teraz jestem po zabiegu na stopy. Od chodzenia zrobiły się takie wielkie odciski, że musieli usuwać i szwy założyć. No i lat coraz więcej - 65 skończę w czerwcu... Na szczęście od 2005 roku mam stały zasiłek. Dostaje 529 złotych. Z tego muszę kupić leki na serce za 180 złotych. Reszta musi mi wystarczyć, żeby żyć...

Pan Zbyszek od niemal dwudziestu pięciu lat nie ma własnego dachu nad głową. W tym czasie jego domem były klatki schodowe, strychy, stacje benzynowe, opuszczone budynki. Ale nie poddaje się. Jest bezdomny, ale nie chce, by się nad nim litować. Jakoś sobie radzi. Przed południem idzie na zupę do Caritasu, potem pochodzi po mieście. Jak są jakieś rozgrywki, to idzie na halę Arena. Lubi sport i ciepło tam jest, a czasem nawet go kawą poczęstują...

- Ja alkoholu nie piję - zarzeka się. - Nie znam smaku wódki, wina czy piwa! Jedynie co, to czasem zapalę. I o higienę dbam. Przynajmniej raz w tygodniu muszę się wykąpać. Są jeszcze dobrzy ludzie, to pomagają. Szczególnie starsi. Młodzież, to najczęściej tylko naubliża... Kiedyś jedna pani pozwoliła mi w bloku na strychu spać. Nawet mi materac dała. Ale wydało się i niektórzy lokatorzy zaczęli mieć pretensje, że złodzieja ukrywa! A jaki ze mnie złodziej? Nikomu nic złego nie robię. Tyle, że dachu nad głową nie mam.

Pan Zbyszek mało mówi o przeszłości. Jakby nie chciał o niej pamiętać. O tym, jakie było jego życie, można się dowiedzieć jedynie z fragmentów wspomnień, przewijających się podczas rozmowy. Wynika z nich, że nie miał dobrego dzieciństwa. Mówi o ojcu alkoholiku i o tym, jak z matką musiał uciekać z domu. Może to wtedy przyrzekł sobie, że on pić nie będzie? Z żalem opowiada także o rodzinnym mieszkaniu. To były trzy pokoje z kuchnią i łazienką. Mieszkał tam z bratem, ale ten poszedł - niestety - w ślady ojca.

- Pracowałem wtedy za miastem i odkładałem każdy grosz - opowiada pan Zbyszek. - Sam byłem, bez rodziny, dzieci, to wiedziałem, że muszę mieć jakąś sumę na starość. Nie było mnie kilka dni i kiedy wróciłem do domu po robocie, okazało się, że brat zapił i sprzedał nasze mieszkanie za 10 tysięcy złotych! Wziąłem wtedy te uciułane 3 tysiące złotych i poszukałem adwokata. Ale on nic nie wywalczył, chociaż grafolog przyznał, że na akcie notarialnym podrobiono mój podpis. Mówili, że lepiej bym zrobił, gdybym zajął mieszkanie i wezwał policję. Wtedy nowy właściciel musiałby albo się wycofać, albo dać mi inny lokal. Ale skąd miałem wiedzieć? I tak przepadły oszczędności i mieszkanie.

O tamtej chwili pan Zbyszek szuka swego miejsca. Mówi, że jego marzeniem jest mały pokoik z własnym łóżkiem.

- Ale nie stać mnie na to- dodaje. - Wynajęcie pokoju kosztuje z 300 złotych i jeszcze opłaty za gaz i światło. Może ktoś wynająłby mi jakąś komórkę, a za to mogę popilnować gospodarstwa. Może gdzieś u ogrodnika, czy na działce? Chciałoby się czasem wygodnie położyć. Do noclegowni nie pójdę, byłem już, to mi komórkę ukradli. Tam różni ludzie przychodzą, nie zawsze uczciwi...

Pewnie w ostateczności pan Zbyszek zapuka do drzwi jakiegoś schroniska. Ale broni się przed tym, bo dla niego to byłoby tak, jakby przyznał, że jest bezsilny. Kto mu poda rękę?

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski