Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw jest ból, a potem człowiek biegnie i czuje się wolny jak ptak

Radosław Patroniak
Najpierw jest ból, a potem człowiek biegnie i czuje się wolny jak ptak
Najpierw jest ból, a potem człowiek biegnie i czuje się wolny jak ptak archiwum
Wielkopolska stała się mekką biegów ulicznych i rajem dla biegaczy. Nasz region wyprzedza tylko Mazowsze, a Poznań tylko Warszawa. Skąd wzięła się moda na bieganie i gdzie jest granica rozwoju imprez masowych?

Najłatwiej na to pytanie odpowiedzieć jedną ze złotych myśli motywujących biegaczy. "Ból jest stanem przejściowym. Duma pozostaje na zawsze". Oczywiście duma z ukończenia biegu. - Bieganie wbrew pozorom na początku jest bardzo trudne, zniechęcające, a czasami wręcz odstraszające. Kiedy jednak przebrnie się przez pierwszy miesiąc bólu i wyrzeczeń, to potem człowiek czuje się wolny jak ptak - tłumaczy Michał Bartoszak, maratończyk z igrzysk w Atenach, były mistrz Polski w biegach na 5000 i 3000 m.

Były zawodnik Olimpii Poznań uważa, że kluczowe dla przyszłych uczestników wielkich biegów ulicznych jest rozpoczynanie przygody z nimi od treningów w grupie.

- Wtedy jedni drugich motywują. Wtedy też łatwiej wyjść z domu niż spędzić wieczór przy piwie i przed telewizorem. Zresztą takie zjawisko można zaobserwować na naszych osiedlach i to nie tylko w Poznaniu, ale również w mniejszych miastach i miejscowościach, takich choćby jak Szamotuły czy Rokietnica - przekonuje 45-letni biegacz, który dwa lata temu wygrał Festiwal Biegowy w Krynicy.

Bartoszak najbardziej z wielkopolskich biegów lubi Maniacką Dziesiątkę. - Pewnie dlatego, że dwukrotnie w niej triumfowałem, więc mam do niej sentyment. Lubię być też częścią poznańskiego maratonu, bo lubię patrzeć na entuzjazm ludzi na mecie, ich determinację, pokonywanie własnych słabości. Sam nie mogę ostatnio znaleźć motywacji do właściwego przygotowania do startu i to moje bieganie jest takie z cyklu "sobie a muzom", a jak ktoś kiedyś biegał na wysokim poziomie, to nie zadowala się już samym ukończeniem zawodów - przyznaje mieszkaniec Kiekrza.

W bieganiu jest jednak miejsce też dla kompletnych amatorów, czego dowodem historia poznaniaka Marcina Kęsego. Dwa lata temu był on kandydatem do tytułu "Sportowca Amatora" w naszym redakcyjnym konkursie, a pięć lat temu walczył z nadwagą i nie miał nic wspólnego z bieganiem. W tym roku jako 30-latek zajął dziesiąte miejsce w Maniackiej Dziesiątce, a kilkanaście dni temu wywalczył 26. lokatę w półmaratonie w Lizbonie, jedną z najwyższych wśród białych biegaczy.
- To nie jest tak, że talent do biegania odkryłem w sobie jako 25-latek, bo wcześniej grałem w piłkę i zawsze byłem typem wytrzymałościowca. Od dwóch lat jednak biegam regularnie i nie czytam podręczników biegowych, które są zgubne, zwłaszcza dla początkujących zawodników. Mnie niewiedza uratowała życie, bo w literaturze zbyt często autorzy posługują się ogólnikami i teoriami, a za rzadko biorą pod uwagę specyfikę jednostki i różne reakcje organizmu na taki sam dystans - zauważa Kęsy.
Cieszy się z rozwoju sportu biegowego w Polsce, ale nie podoba mu się to, że bieganie zrobiło się biznesem.

- Wpisowe pomnożone przez uczestników równa się duże pieniądze. To jest dla mnie takie zło konieczne, ale zdaję sobie sprawę, że tak to funkcjonuje na całym świecie i nie da się tego uniknąć. Podobnie jak korków i blokowania ulic, z czym niektórzy ludzie w Poznaniu wciąż się nie mogą oswoić, ale to pewnie kwestia tego, że nasz maraton przy berlińskim czy londyńskim to wciąż "młodzieniaszek" - dodaje zawodnik KB Maniac Poznań.

Z jego opinią nie zgadza się Bartoszak, który uważa, że organizatorzy biegów mogą ze swego zajęcia uczynić sposób na życie.
- Nie widzę problemu w tym, że ktoś na tym zarabia. Rynek przecież zweryfikuje tych, którzy za bardzo będą dbać o własną kieszeń, a za słabo o biegaczy. Trzeba też pamiętać, że przygotowanie takiego biegu to ogromny wysiłek logistyczny i fizyczny. Na największych maratonach na świecie w biurze organizacyjnym zawodów na stałe jest zatrudnionych około 15 osób. My pod każdym względem wciąż jesteśmy daleko za Europą i USA. Myślę więc, że przez najbliższych dziesięć lat nadal będziemy obserwowali tendencję wzrostową, jeśli chodzi o poziom uczestnictwa w dużych biegach - twierdzi były zawodnik poznańskiej Olimpii.
Poznański półmaraton ma ambitne plany, by stać się największym biegiem w kraju. 12 kwietnia wystartuje w nim 8,5 tys. zawodników, ale mogłoby nawet 13 tys., gdyby nie ograniczenia związane z trasą biegu.

- Organizowany od 2000 r. poznański maraton oraz od 2008 r. półmaraton to marki, które są uznane wśród zawodników. Obie imprezy należą do Międzynarodowego Stowarzyszenia Maratonów i biegów długodystansowych. Limit 8,5 tys. zawodników został wyczerpany w ciągu zaledwie trzech tygodni, co jest rekordem Polski wśród półmaratonów i maratonów. Obecnie stoimy przed decyzją, czy kolejna edycja poznańskiego półmaratonu ma nadal odbywać się nad Maltą, czy zostanie przeniesiona na tereny MTP. Wówczas w naszej ocenie w półmaratonie może wziąć udział minimum 15 tys. osób, co klasyfikowałoby nasz bieg w pierwszej piątce europejskich półmaratonów pod względem frekwencji - przyznaje Łukasz Miadziołko, dyrektor poznańskiego półmaratonu.

Według niego na popularność wiosennego biegu w stolicy Wielkopolski składa się kilka elementów. - Odbywa się on w dużym mieście, po szerokich ulicach, a to pozwala na powiększenie limitu uczestników. Poza tym trasa jest atestowana, a na uczestników czeka wiele atrakcji, w tym losowanie samochodu. Wielu zawodników chce też, aby półmaraton był "przetarciem" przed startami w wiosennych maratonach w Polsce i poza granicami kraju. Nam jako organizatorom pomaga również moda na zdrowy styl życia, sprzyjająca w znaczącym stopniu podniesieniu frekwencji. Wreszcie nie bez znaczenia dla popularności imprezy jest także aprobata mieszkańców Poznania dla organizacji dużych masowych imprez biegowych. Najlepiej o tym świadczy fakt, że nie otrzymujemy po biegu negatywnych uwag czy komentarzy związanych z utrudnieniami komunikacyjnymi - dodaje Miadziołko, który przebiegł już w swoim życiu dziesięć maratonów i piętnaście półmaratonów.
Rekordy frekwencji i wyczerpywanie limitów zgłoszeniowych w ciągu kilku dni nie byłoby jednak możliwe bez społecznego zjawiska pod tytułem "cała Polska biega".

- To jest taki polski fenomen, który zapoczątkowali kilka lat temu ludzie ze świecznika i celebryci. Oni zainspirowali pozostałą część społeczeństwa do biegania. Teraz ich rola jest marginalna, bo bieganie stało się tak popularne, że każdy ma wśród znajomych kilku biegaczy. Jeśli sam jeszcze nie biega, to na pewno zadaje sobie pytanie, dlaczego dla innych jest to tak pociągające - podkreśla Bartoszak.
Uważa on, że Poznań i Wielkopolska pod tym względem też wyróżniają się na mapie kraju.

- Po pierwsze poznański maraton przyczynił się do rozwoju innych biegów w Wielkopolsce. Po drugie - mamy w żyłach domieszkę niemieckiej krwi i dbamy nie tylko o zdrowotność, ale również o wysoki poziom organizacyjny biegów, a po trzecie - mamy lepsze statystyki. Niedawno przyjechał do mnie znajomy z Wrocławia i był zszokowany, że Poznań i okolice są zdominowane przez biegaczy wieczorami oraz nocą. Jego zdaniem w stolicy Dolnego Śląska po zapadnięciu zmroku miasto jest dużo bardziej uśpione - opowiada aktualny rekordzista w biegu na 2000 m.

- Wspaniale, że jest taka moda na bieganie - uważa Czesław Cybulski, największy lekkoatletyczny autorytet w Wielkopolsce, czyli trener najlepszych polskich młociarzy. - Kiedyś nad Wartą na osiedlu Piastowskim biegały trzy osoby, a teraz biega ich co najmniej piętnaście. Do tego starsi chodzą z kijkami. Widać, że Polacy pokochali bieganie i absolutnie należy to chwalić i popierać, a nie próbować ograniczać. Dlatego osobiście jestem za zwiększaniem limitów uczestników, oczywiście w granicach rozsądku - mówi 80-letni szkoleniowiec AZS Poznań, który dba o kondycję podczas licznych zgrupowań i wyjazdów ze swoimi zawodnikami.

Jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w Polsce zwrócił uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt biegowego szaleństwa, który nie jest bezpośrednio związany ze sportem.

- Przyjemność z biegania to jedno, a drugie to korzyści zdrowotne dla całego społeczeństwa. Im więcej przecież biegaczy, tym mniej pacjentów w szpitalach i przed gabinetami lekarskimi - zauważa Cybulski.

Czołówkę polskich i wielkopolskich biegów stanowią poznański maraton, półmaraton Philipsa w Pile, półmaraton Samsunga w Szamotułach, Bieg Lwa w Tarnowie Podgórnym, Bieg Europejski w Gnieźnie, Maniacka Dziesiątka, 10 km Szpot Swarzędz i poznański półmaraton.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski