Po trudach porodu, jeszcze bardzo osłabiona, leżąc w szpitalnej sali zaczyna do mnie dochodzić, że ten mały człowiek umieszczony w plastikowym przezroczystym łóżeczku tuż obok, jest całkowicie zależny ode mnie. Od mojej opieki, od mojego ciała (karmienia piersią), od moich uczuć... Tyle się mówi o matczynej miłości - że jest bezwarunkowa, że po to jest dziewięć miesięcy ciąży aby nauczyć się kochać, że zew macierzyństwa jest czymś oczywistym - a ja mimo wszystko mam co do tego poważne wątpliwości. Przez parę dni w szpitalu przyzwyczajam się do myśli, że to JA mam się opiekować tym malutkim dzieckiem - i chociaż w wielu czynnościach wyręczają mnie położne (przychodzą wykąpać maluszka, od razu zmieniają pieluszkę i przebierają w kaftanik), pozwalając mamie dojść do siebie, to zaczyna do mnie docierać, że to moja córka. Hormony szaleją, ale dzięki temu po kilkudziesięciu godzinach już nie mam żadnych wątpliwości - kocham. I chociaż nie wiem, kiedy usłyszę to słowo od mojej córeczki (a taka myśl pojawia się codziennie), to jestem przynajmniej pewna tego, co do niej czuję. Internetowe fora pełne są pytań i wątpliwości przyszłych mam - czy pokocham swoje dziecko po porodzie?, czy będę je winić za ból jaki mi sprawiło? A może będzie u mnie tak jak u wielu innych mam i pokocham maleństwo od razu wtedy, kiedy mi je położą na brzuszku? Często w ciąży towarzyszy nam poczucie winy, że nie kochamy i obawa czy to uczucie pojawi się po porodzie - to bardzo indywidualne i naturalne zjawisko - psycholodzy tłumaczą je strachem przed nową sytuacją. U mnie się pojawiło - i choć nie zawsze miłość przychodzi sama, to wiem, że można się jej nauczyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?