Tymczasem w ciągu trzech lat niezbyt wielkiej ekipie organizatorów udało się wykreować imprezę przyciągającą tłumy nie tylko kaliszan, a przecież większość atrakcji Niecałej w sezonie wakacyjnym dostępna jest na co dzień. Pokazy rzemiosł, stare samochody, dawne stroje itd to nieodłączne elementy różnych miejskich festynów, a nawet wiejskich dożynek. Okazało się jednak, że dzięki ciekawej historii tego zakątka miasta, na którą składają się życiorysy licznych, wybitnych kaliszan można zrobić, jeśli nie coś odkrywczego, to na pewno pociągającego i tajemniczego.
Dla mnie w tym niezwykłym przedsięwzięciu najbardziej niezwykłe jest to, że Święto ulicy Niecałej to prywatna inicjatywa, robiona w dużej mierze własnymi siłami i za własne pieniądze. Ba, pamiętam, że na początku mowa była nie tyle o wsparciu miasta, o ile o kłodach rzucanych pod nogi, bo taka prywatna inicjatywa jest podejrzana, bo właściwie - kto na tym zarobi i ile?
Dziwię się, że można zrobić coś fajnego, bez mieszania w sprawę ratuszowych urzędników, ale przecież to powinna być norma, bo na pewno lepiej wiemy, czego chcemy i co nam się podoba. Mam więc nadzieję, że więcej kaliskich środowisk pójdzie w ślady Niecałej i w niedalekiej przyszłości nie będziemy czekać 12 miesięcy na kolejne święto...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?