Podręcznik powinien być tylko inspiracją - mówi autorka darmowego elementarza [ROZMOWA]

Anna Jarmuż
Maria Lorek
Maria Lorek Paweł Miecznik
Rozmowa z Marią Lorek, główną autorką darmowego podręcznika dla pierwszoklasistów o polskiej edukacji i nowym elementarzu.

Czy w polskim modelu nauczania powinny nastąpić zmiany? Jeśli tak, to jakie?

Maria Lorek:
Ważne jest, aby dbały one o rozwój każdego dziecka z osobna. Realizacja napisanego przez kogoś programu nauczania - lekcja po lekcji - nie jest dobra. Szkoła powinna też pozwolić dzieciom na zaspokajanie ciekawości, którą w sobie mają. Na tym właśnie polega nauka i poznawanie świata. Dziecko zanim przyjdzie do szkoły, zadaje setki pytań. Polska szkoła w dużym stopniu niszczy tę naturalną ciekawość dziecka. Zbyt często to nauczyciel pyta, a uczeń lub uczennica odpowiadają. Oczywiście, nie można generalizować. W szkole powinno się też podkreślać kwestię różnorodności. Żyjemy w bardzo różnorodnym świecie, spotykamy się z różnymi osobami. Dlatego tak istotne jest, aby dziecko doświadczało w szkole różnych sytuacji.

Czy idziemy w dobrym kierunku? Zmiany chyba już się zaczęły.

Maria Lorek: To nie ulega wątpliwości. Ze zmianami mamy do czynienia nie od wczoraj. Od lat powstają programy autorskie, w ramach których pracuje się inaczej niż w tradycyjnej szkole. Mam nadzieję, że będzie o tym coraz głośniej. Danie nauczycielom większej szansy na autorską koncepcję nauczania, uwalnia ich od konieczności realizowania zajęć z określonym scenariuszem lekcji.

Darmowy podręcznik dla pierwszoklasistów to też zmiana ku lepszemu?

Maria Lorek: Poglądy są różne. Warto jednak podkreślić, że podręcznik powinien być tylko i wyłącznie inspiracją, punktem wyjścia. W dzisiejszych czasach nie możemy skupiać się na nauczaniu tylko na bazie podręcznika. Dziecko ma sięgać do różnych źródeł - na przykład literatury pięknej i popularnonaukowej. W każdej szkole jest biblioteka i pracownia komputerowa. A nawet jeśli jej nie ma, to w każdej klasie znajdą się jakieś materiały dydaktyczne lub książki, z których dziecko może korzystać. Warto też zdać sobie sprawę, że żyjemy w dobie internetu, a szkoła straciła monopol na nauczanie.

Czym kierowała się Pani podczas pracy nad elementarzem?

Maria Lorek: Przede wszystkim tym, aby pytania i polecenia, które są tam zawarte spowodowały wyjście poza podręcznik. Matematyki na etapie edukacji wczesnoszkolnej nie da się nauczyć z książki. W podręczniku trzeba było zawrzeć ćwiczenia, które pomogą zgłębiać matematykę na podwórku czy placu zabaw.

A zgadza się Pani z zarzutami, że nowy podręcznik promuje bogactwo i miastocentryzm?

Maria Lorek: Długo dyskutowaliśmy nad tym, jak przedstawić szkołę jako budynek czy klasę. Większość szkół, jakie prowadzi nasza fundacja, znajduje się na terenach wiejskich. To są malutkie, ubogie szkoły. Znam takie szkoły i ich problemy. Stwierdziliśmy jednak, że gdybyśmy pokazali w podręczniku szkołę z poprzedniej epoki, pojawiłyby się zarzuty, że nie myślimy do przodu.

Po konsultacjach społecznych w pierwszej części podręcznika zostały wprowadzone zmiany. Zrezygnowano m.in. z literki "ś"...

Maria Lorek: W e-mailach, które dotarły do mnie i ministerstwa było bardzo dużo sugestii. Ich treść mogłaby być materiałem na książkę. Czytałam wszystkie wiadomości bardzo uważnie. Zdecydowana większość uwag została uwzględniona w podręczniku. Z niektórymi zgadzałam się tylko w połowie, ale oddałam głos nauczycielom. Choć umiem przekonać, że wprowadzenie literki "ś" na początkowym etapie nauczania byłoby z pożytkiem dla dzieci.

A matematyka? Będzie więcej zadań i liczb? Wielu rodziców tego chciało.

Maria Lorek: Zwiększyliśmy naukę liczb do 4. Wynikło to też z decyzji o zwiększeniu liczby stron w podręczniku. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że podstawą matematyki są liczby. Odejmowania i dodawania dzieci uczą się w różnych sytuacjach życiowych.
Co znajdzie się w kolejnych częściach elementarza dla pierwszoklasistów?

Maria Lorek: Pisząc podręcznik, najważniejsze było dla nas ustalenie, w jakich sytuacjach pojawiają się litery. Potrzebne były słowa klucze: "w" jak woda, "t" jak tata. Podręcznik napisany jest w taki sposób, aby nauczyciel mógł pracować różnymi metodami i aranżować sobie zajęcia w obrębie bloku tematycznego lub projektu edukacyjnego. Każdy miesiąc przedstawiany w podręczniku ma takie spoiwo główne. Zaczynamy od dzieci i klasy. Kolejne miesiące wiążą się z tematem domu rodzinnego, przyrody, pogody. Tak samo będą konstruowane kolejne części. Znajdą się w nich motywy przewodnie dotyczące zmysłów, badań czy wędrówki.

Rozmawiała Anna Jarmuż

DARMOWY PODRĘCZNIK: PO CO I DLA KOGO?

Od września wszystkie dzieci w pierwszej klasie będą korzystać tylko z jednego podręcznika. W dodatku dostaną go od państwa zupełnie za darmo.
To pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej, które postanowiło odciążyć finansowo rodziców dzieci. Podczas konferencji prasowej na ten temat premier Donald Tusk zwrócił uwagę, że dziecko musi dźwigać ciężki plecak, a jego matka i ojciec za te ciężary płacą. Teraz jedynym wydatkiem rodzica ma być zeszyt i długopis. Podręczniki będą własnością szkoły. Dzieci przekazywać je będą sobie z roku na rok. Powstała już pierwsza część podręcznika "Jesień". Trwają prace nad kolejnymi częściami.

We wrześniu 2014 r. darmowe podręczniki trafią do pierwszoklasistów. W kolejnych latach projekt ma jednak zostać rozszerzony.
W 2015 r. do grona "szczęśliwców" mają dołączyć dzieci z drugich, a następnie z trzecich klas.

Początkowo pomysł wywołał falę protestów.

O jednej książce do wszystkiego negatywnie wypowiadali się wydawcy i część nauczycieli. Ci pierwsi zwracali uwagę, że monopol państwa na tworzenie i wydawanie podręczników wpłynie nie tylko na utratę miejsc pracy wielu ludzi, ale i na rozwój dziecka. Nauczyciele obawiali się, że zachwiana zostanie ich autonomia. Dotąd sami wybierali bowiem, z jakim podręcznikiem chcą z dziećmi pracować. Obawiano się również o jakość podręcznika. Na jego napisanie autorki otrzymały bardzo niewiele czasu.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

g
gość
"Czy MEN ma patent na nieomylność? Dlaczego MEN nie wymienia nazwisk recenzentów? Dlaczego nie publikuje treści recenzji swojego elementarza?"
K
Kaya
A wówczas młodzież w swoim życiu: zajdzie znacznie dalej, niż nią w nadwiślanym kraju jest... na codzień będzie szczęśliwszą... również materialnie bogatszą i bardziej na przyszłość zabezpieczoną, niż obecnie jej dane. A spisała; ukształtowana i krzewiona w polskim tradycyjnym domu. Ale nie w Polsce, nie wg. sowieckiej technologii i recept, nie wedle kodeksu edukacyjnego spisanego z partyjnego zalecenia i klucza...
K
Kaya
Co łącznie dzieje się już od 70 lat, bo akurat tyle jest po wojnie! No i cóż takiego właściwego w tej rzeczywistej praktyce wychodzi? Więc z tego permanentnego edukowania i tychże edukacyj... więc z tego permanentnego inspirowania i tychże inspiracyj.

Ot, efekty każda i każdy widzi, jeśli naturalnie sam chce je ujrzeć! A jeśli jednak z własnej woli nie chce, to wtedy niech dla nabycia jakiejś konfrontacji pobędzie taki pełen kwartał np. w Londynie, Chicago & NY, i to wspólnie z kimś takim wyedukowanym gdzie indziej. Albo, bo ma blisko, niech jako turysta zawita na takie trzy dni do parlamentu UE. W lożach audytorium spojrzy na poziom tych wszystkich, których sam wysłał z kraju na parlamentarzystów, z którymi się edukował.

No i wtedy cóż tam takiego ujrzy i doświadczy? Ano, natychmiast ujrzy, iż on przez całą swoją dotychczasową edukację był przez zależnych partyjnie pedagogów niewłaściwie inspirowany. Więc m.in. właśnie poprzez owe pozycje tematowe, które kiedykolwiek w życiu nie okażą się nigdy tymi potrzebnymi, a de facto sporządzonych wg. rządowych zamówień i wytycznych. Jak również doświadczy i tegoż, iż w tym parlamencie, iż po tej swojej wieloletniej edukacji zakończonej dyplomem, zmuszony jest poruszać się ze słuchawkami i musi zaufać papudze obeznanej w transkrypcji językowej. Co naturalnie i wówczas, jeśli zamierza w temacie i wobec innych być komunikatywny.

I właśnie m.in. stąd, szanowna pani Lorek, po cóż polski pedagog musi uzyskiwać wyższe wykształcenie i poparte dyplomem? No, czyni to w tymż celu, ażeby miał zielone pojęcie, jak ma wyedukować tych wszystkich, których mu do edukacji powierzono.

W takim razie, szanowna pani Lorek, po co światłym pedagogom, i często naprawdę wyśmienitym, jest potrzebny np. pani służbowy podręcznik? I akurat ten taki, sporządzony na zamówienie partyjnych funkcjonariuszy, jako wytyczny ideowy katechizm. Jak także w sytuacji, jeśli pedogodzy potrafią sami stworzyć narzędzie do swojej pracy... I co istotne, zdecydowanie za znacznie mniejszą kasę od tej, która spłynęła na konto z budżetu.

Ponadto, szanowna pani Lorek, w tym prawdziwym życiu... więc nie w tym literackim fikcyjnym i fantazyjnym... jest się intelektualistą, pedagogem, filozofem, mędrcem... Można być pilnym i niewiele myślącym pracusiem dla gromady polityków. A często i takich, którzy do niedawna byli amoralnymi komunistami... Ale można również być z krwi i powołania businessman czy businesswoman. Jednak w takim realu, nigdy nie jest tak, że jednocześnie się jest wytrawnym intelektualistą i mędrcem, dobrym przedsiębiorcą, handlowcem, przemysłowcem, bankowcem...

Dlatego, szanowna pani Lorek, o swoim podręczniku należy choćby poczytać te wyemitowane fachowe recenzje. Notabene, i takie czytałam! Po czym należy z nimi wejść w fachowy dyskurs. Jednak, moim skromnym zdaniem, łamy Times’a na pewno takim warsztatem do rzeczonego dyskursu nie są, bo nie Times cenzuruje i ocenia przydatność pani produktu. Ale sam Times jest już tym dobrym nośnikiem marketingowym produktu, de facto biznesu. I czego dokładnie potrzebuje udany interes.

Natomiast każde zamówienie na produkt, tj. wg. dyspozycji partyjnego funkcjonariusza i partii, nie ma stricto nic wspólnego z rzeczywistym rynkiem i rynkową wartością produktu. A zatem, raz jeszcze: albo się jest literatem, albo biznesmenem, albo partyjnym wykonawcą poleceń...

Résumé: zdrowemu i inteligentnemu polskiemu młodemu pokoleniu nie są potrzebne kodeksy edukacyjne. W istocie temu pokoleniu potrzebni są bezpartyjni myśliciele i pedagodzy. Jednocześnie, o szerokich horyzontach, o wysokiej wiedzy i wysoce odpowiedzialni. A przede wszystkim, którzy są zdrowi z ciała i duszy, którzy podległą im młodzież lubią i cenią.

I jeszcze inaczej: lepiej w tygodniu poświęcić 20 godzin na naukę języków i logikę, plus 15 godzin na matematykę, tudzież 5 godzin na historię i etykietę, aniżeli stracić jedną na kodeks partyjnej filozofii o niczym. A wówczas ta młodzież w swoim życiu: zajdzie znacznie dalej
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski
Dodaj ogłoszenie