O "Pokłosiu" będzie głośno. I sam fakt, że za kamerą stanął milczący od ponad dekady Władysław Pasikowski niewiele ma do rzeczy. Magia nazwiska autora "Psów" zaniknie wobec kontrowersyjnej wymowy filmu; jest bowiem "Pokłosie" kolejnym kamyczkiem do bolesnej kwestii współudziału Polaków w zbiorowej zagładzie Żydów podczas II Wojny Światowej. Już "Sąsiedzi" Jana Tomasza Grossa pokazali, jak żywa i dyskusyjna to tematyka w współczesnym dyskursie polsko - polskim. A przecież film Pasikowskiego jest pociskiem o sile rażenia na znacznie szerszą skalę!
Zaczyna się jednak spokojnie; do opuszczonej wioski przylatuje Franciszek Kalina (świetny Ireneusz Czop). Przez wiele lat zarabiał na życie w Stanach, gdzie imał się najcięższych prac z zrywaniem azbestu włącznie. Teraz wraca w rodzinne sioło zaalarmowany dziwnym zachowaniem swojego młodszego brata, Józka (równie dobry, choć nie do końca przystający swoją intelektualnym wizerunkiem do roli chłopa Maciej Stuhr). Józek nagle przestał dbać o gospodarkę, odwrócił się od rodziny. Interesuje go tylko jedno - żydowskie macewy, które zbiera i umieszcza na swoim polu. Franciszek czuje silną wrogość z strony reszty wiejskiej społeczności, stara się zatem dociec, co takiego kieruje zarówno bratem, jak i jego sąsiadami. Prawda, która wychodzi na jaw okazuje się przerażająca.
Comeback Pasikowskiego do pełnometrażowej fabuły jest bardzo przemyślany, bowiem "Pokłosiem" reżyser spycha nurt kina narodowego na nieco inne tory. Zrywa z uprawianym przez polskich twórców romantycznym heroizmem, ubierając swój film w szaty czarnego thrillera. I wychodzi mu to znakomicie. "Pokłosie" spełnia wszystkie założenia gatunku, przez dłuższy czas projekcji bombarduje niedopowiedzeniami, tajemnicami, trzyma w napięciu aż do ostatniej minuty. Atmosferę ponurej tajemnicy podsyca scenografia; w otaczających wieś lasach czai się coś złego, bohaterowie non stop przeczuwają, że za chwilę coś może im się stać. To thriller jednocześnie elegancki i brudny, "męski", na wzór dawnych, najlepszych obrazów Pasikowskiego z "Psami" i "Krollem" na czele.
Ale przecież tu chodzi o coś więcej, niż straszenie. Gdy Franciszek z pogardą wyraża się o "Żydkach", którzy rzekomo okradali go z pieniędzy na saksach, Józek i jego działalność zmuszają go do przewartościowania swoich poglądów. Bo przez wiejski mur przebić się już mu nie da: tamtejsze społeczeństwo swojej nienawiści do narodu żydowskiego nie ukrywa, jest gotowe spalić na stosie każdego, kto tylko stanie w obronie tych "wstrętnych parchów".
To film znakomity i bardzo przykry, bo odsłaniający w całej krasie polski antysemityzm. Podsycały go nawet doniesienia z planu - media informowały, że wiejscy statyści chętnie godzili się na udział w filmie pod warunkiem, że nie będą musieli wcielać się w postacie Żydów. Jest coś przerażającego, że w czasach, w których człowiek skacze z kosmosu a naukowcy szykują się do wypuszczenia na rynek interaktywnych okularów, ksenofobiczne stereotypy wciąż mają się tak dobrze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?