Amerykańscy żołnierze, wracający do bazy w Niemczech, jadą przez Polskę i Czechy. To element polityki "odstraszania" Rosji w związku z wojną na Ukrainie?
Rosja ocenia to na pewno ze swojej perspektywy. Może to odebrać jako demonstrację siły ze strony Zachodu. Dla nas, dla społeczeństwa i polityków, taki przejazd ma na pewno znaczenie symboliczne. To swoista demonstracja sojuszu z USA. Musimy też brać pod uwagę nasze uwarunkowania. Doświadczenie historyczne uczy, że sojusze sprawdzają się w praktyce. Każdy Polak o tym wie. Ale pamiętajmy także o tym, że tego typu ćwiczenia wojskowe odbywają się non stop i to po obu stronach.
Zobacz też: Dragoon Ride: Amerykańska armia jedzie przez Polskę [ZDJĘCIA, WIDEO]
Załóżmy, że "zielone ludziki" z Rosji, po Ukrainie, pojawią się również w republikach nadbałtyckich, czyli u państw członkowskich NATO. Sojusz zareaguje i pomoże Litwie, Łotwie czy Estonii?
Na sojuszników musimy patrzeć z perspektywy traktatów. Sojusznicy mają zobowiązania. Musimy więc liczyć, że w razie ataku na jednego z członków NATO, pozostali pomogą.
Ale sojusze, jak Pan wcześniej powiedział, sprawdzają się tylko w praktyce.
Nie ma sensu gdybanie, co zrobią USA lub inni członkowie NATO. Takie spekulacje oznaczałyby, że brakuje nam zaufania do sojuszników. Dobrą strategią "na dziś" jest planowana budowa w Polsce baz strategicznych, które w razie zagrożenia pozwolą na szybkie przerzucanie sprzętu wojskowego w miejsca objęte konfliktem.
W połowie lat 90. XX wieku Ukraina zrzekła się swojego potencjału nuklearnego, który był spuścizną po ZSRR. W zamian otrzymała gwarancje bezpieczeństwa m.in. od Wielkiej Brytanii i USA. Te gwarancje okazały się jednak nic niewarte, a pokazała to choćby aneksja Krymu przez Rosję.
Bardzo dobrze, że Ukraina wtedy zrezygnowała z tego potencjału. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby miała taki potencjał i doszłoby do konfliktu np. z Rosją. Poza tym tamte gwarancje miały innych charakter niż te, które obejmują członków NATO, to nie były zobowiązania o charakterze sojuszniczym. Oczywiście jednak społeczność międzynarodowa popełnia błędy. Tak było również w przypadku Kosowa. Polska i inne kraje uznały jego niepodległość, mimo kontrowersji z tym związanych. A można było się spodziewać, że inni, np. Rosja, będą potem wykorzystywać ten precedens. Bo skoro uznano prawo Kosowa do samostanowienia wbrew wcześniejszym mechani-zmom prawa międzynarodowego, to dlaczego potem nie powtórzyć takiego scenariusza na Krymie? Reasumując, społeczność międzynarodowa bywa mało przewidująca.
Jak rozwinie się sytuacja na Ukrainie?
Moim zdaniem znaczna część państw NATO i UE będzie domagała się wypełnienia ustaleń z Mińska. One nakładają konieczność zmiany konstytucji Ukrainy, przyznania szerokiej autonomii obecnym regionom separatystycznym. Zobaczymy jednak, czy ostatecznie ukraińskie elity polityczne zgodzą się na tak dużą samodzielność tych wschodnich regionów.