Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porażka! Japończycy zamęczyli Bartka Kurka

Robert Małolepszy
Sny o potędze musimy chyba jednak odsunąć do powrotu do kadry wszystkich najlepszych siatkarzy. Japończycy boleśnie pokazali nam wczoraj wszystkie nasze braki, nad którymi kadra Daniela Castellaniego musi pracować, a których wiedzieliśmy już podczas tak udanych dla biało-czerwonych mistrzostw Europy.

Mowa o przyjęciu zagrywki i własnym, agresywnym serwisie, który odrzuca rywali od siatki. W Izmirze te braki nadrabialiśmy, bo mieliśmy w składzie Pawła Zagumnego, który nawet przy słabszym odbiorze potrafił rozegrać piłkę zaskakująco dla rywali, a jeśli nawet to mu się nie udawało, to zawsze miał w zanadrzu wysoką wystawę do Piotra Gruszki.

Obu w Japonii nie ma. Byłoby jednak ogromnym uproszczeniem, gdybyśmy wczorajszą porażkę 2:3 z Japonią, w naszym debiucie w Pucharze Wielkich Mistrzów mieli uzasadniać wyłącznie ich brakiem.

Gdy Polacy odlatywali do Japonii najbardziej doświadczony w naszej ekipie obok Krzysztofa Ignaczaka, Daniel Pliński ostrzegał siebie, kolegów i kibiców przed meczem z gospodarzami. - To będzie nasz trzeci dzień pobytu w Azji. Najgorszy pod względem aklimatyzacji. Może być naprawdę trudno - mówił na Okęciu "Plina" i jak się okazało miał rację.

Zanim jednak zabierzemy się za Polaków, trzeba oddać poddanym cesarza, co cesarskie. Japończycy zagrali w tym meczu naprawdę bardzo dobrze. Momentami wręcz świetnie.

Pokazali wszystko z czego ich siatkówka jest znana. Świetną obronę, technikę i niesamowitą szybkość przy siatce. Naprawdę trudno zliczyć ataki rywali z tym meczu, do których nasz blok po prostu nie zdążył. Na środku siatki udało nam się zablokować zbicie rywali chyba raz w całym meczu - Możdżonek w drugim secie, przy stanie 6:11 dla Japonii. Piłkę później gospodarze "poprawili" nam jednak z krótkiej tak, że nie było czego zbierać. Możdżonek nawet nie drgnął.
Rozgrywający gospodarzy byli w tym meczu o wiele lepsi od naszych. Obaj, bo gdy w połowie trzeciej partii zadyszkę złapał Dalsuke Usami, świetną zmianę dał mu Yuta Abe. Zwłaszcza ten drugi miał wiele takich rozegrań, przy których jego skrzydłowi atakowali bez bloku.

Zresztą nawet jeśli nasz blok był, to też sobie radzili. Zwłaszcza Fukuzawa i Shimizu byli nie do zatrzymania. Ten pierwszy atakował z ponad 60-procentową skutecznością. Zdobył w sumie 23 pkt. Drugi był jeszcze lepszy. Wprawdzie atakował trochę rzadziej, ale za to jego serwis czynił po naszej stronie prawdziwe spustoszenie. Pięć asów serwisowych plus kilkanaście zagrywek, po których albo oddawaliśmy piłkę na drugą stronę, albo nasz atak był zachwiany i rywale nie mieli problemów z obroną, było kluczem do sukcesu Japończyków. A to co zrobił Shimizu w połowie czwartej partii to był już nokaut. Ze stanu 12:11, dzięki jego serwisom, zrobiło się 17:12 dla Japonii. Gospodarze tak się nakręcili, że nie dało się ich już zatrzymać.

Co nie znaczy, że tego meczu nie można było wygrać. Można było. Pod jednym warunkiem. Gdyby Bartek Kurek częściej dostawał wsparcie od kolegów. W tym meczu za długo wyglądało to tak, jakby on sam walczył z Japończykami. W końcu padł. W czwartej i piątej partii rywale nie dość, że zaczęli podbijać jego ataki, to potrafili go blokować. Upolowali go też zagrywką.
Dziś o godz. 7.30 czasu polskiego biało-czerwoni grają z Kubańczykami, którzy wczoraj stoczyli przegraną, ale pięciosetową batalię z Brazylijczykami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski