Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnictwo: Dla kogo te grunty?

Monika Kaczyńska, Agnieszka Kledzik
Ministerstwo Rolnictwa chce, by 30 proc. dotychczas dzierżawionej ziemi zostało odebrane dzierżawcom i sprzedane mniejszym rolnikom. Dzierżawca zaś straciłby prawo pierwokupu. Takie rozwiązanie przewiduje nowelizacja ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami, nad którą pracuje Sejm.

Propozycja wzbudza kontrowersje. Samorząd rolniczy popiera proponowane zmiany, dzierżawcy, zwłaszcza dużej liczby agencyjnych hektarów, wręcz przeciwnie.

- Jest wielki głód ziemi - mówi Kornel Pabiszczak, z Wielkopolskiej Izby Rolniczej. - Stąd środowisko generalnie takie rozwiązania popiera. Trochę wygląda to na filozofię Janosika - bogatym zabrać, biednym dać, ale z naszego punktu widzenia to wyrównywanie szans. Inne kraje też mają takie mechanizmy. Na przykład we Francji jeśli do dzierżawy startuje dwóch rolników - jeden z gospodarstwem o powierzchni przekraczającej średnią i drugi z mniejszym od średniej, ziemię dostanie ten drugi. I dzięki temu nie mają problemu z dysproporcjami w wielkości gospodarstw - dodaje.

O Polsce nie da się tego powiedzieć. Średnia powierzchnia gospodarstwa w kraju to 10,23 ha. W Wielkopolsce przeciętne gospodarstwo rolne ma 13,43 ha. Ale oznacza to jedynie, że obok tych, którzy próbują się utrzymać z 3-4 hektarów, są tacy, którzy kontrolują po kilkanaście tysięcy. W większości zresztą dzierżawionych.

Choć teoretycznie do państwowej ziemi znajdującej się w zasobach ANR mogą startować jedynie rolnicy gospodarujący na powierzchni nie większej niż 300 ha i spółki zarządzające ziemią własną i dzierżawioną o powierzchni nie większej niż 500 ha, to jednak w praktyce nie jest to żadną barierą. - Część to dzierżawy jeszcze sprzed 2003 roku, od kiedy obowiązuje ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego, wprowadzająca takie ograniczenia, część rozwiązuje to jeszcze inaczej - mówi Pabiszczak.

Liczne spółki i nie mniej liczna rodzina sprawia, że Dudowie gospodarują w praktyce na kilkunastu tysiącach hektarów. Nawet 20 tysięcy hektarów może mieć do dyspozycji Henryk Stokłosa. Ile z tego własnej? Prawdopodobnie nie więcej niż 3 tysiące hektarów. Kolejni potentaci to brytyjska spółka Top Farms, która gospodaruje na 24 tysiącach hektarów (w Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku). Duński Polnador gospodarzy na 15 tys. ha, z czego większość dzierżawi. Umowy opiewające nawet na 30 lat podpisywał jeszcze w latach 90.

Oddział Terenowy Agencji Nieruchomości Rolnych w Poznaniu (obejmujący swoim zasięgiem część województwa) obecnie ma w dzierżawie 156, 5 tys. ha gruntów. Największymi dzierżawcami są spółki.

- Suma trzech największych dzierżaw to obecnie 16,8 tysiąca hektarów - informuje Sylwia Stawujak z ANR w Poznaniu. - Średni czynsz dzierżawny dla umów zawieranych w 2009 i 2010 roku to 9 do 10 kwintali pszenicy - dodaje.

Oznacza to, że przy obecnych cenach tego zboża dzierżawca musi zapłacić na rok około 800 zł. W tym przypadku obszarowa dopłata bezpośrednia wynosząca nieco powyżej 562 zł nie wystarczy na czynsz. Ale w przypadku starszych umów dzierżawnych bilans może być już zupełnie inny.

Jak podała ANR, średni czynsz dla wszystkich obowiązujących w końcu ubiegłego roku umów dzierżawy to 3 kwintale pszenicy. Przy takiej wysokości czynszu dopłata do hektara jest prawie dwa razy wyższa. Gdy ma się do czynienia z kilkoma lub kilkunastoma tysiącami hektarów, gra idzie o pieniądze liczone w milionach złotych.

O ile jednak najwięksi potentaci na razie milczą, zdecydowanie sprzeciwiają się temu członkowie Stowarzyszenia Dzierżawców i Właścicieli Rolnych RP. - To czyste politykierstwo, które nie przyniesie oczekiwanych efektów - twierdzi Franciszek Nowak. - Małe gospodarstwa i tak nie produkują na rynek i dodatkowe kilka hektarów niewiele tu zmieni. Dlatego uważam, że warto wspierać tych, którzy sobie radzą.

Stowarzyszenie skupia rolników gospodarujących na areałach od 500 do 1500 ha. Jak twierdzi Nowak, państwo nie powinno wprowadzać ograniczeń dotyczących wielkości gospodarstwa. - Każdy powinien mieć takie na ile mu rozumu starcza - twierdzi. - Znam dochodowe, świetnie zarządzane czterdziestohektarowe i marnie zarządzane dziesięciokrotnie większe. Każdy musi wiedzieć na co go stać.

Faktem jest jednak, że sprzedaż agencyjnej ziemi mogłaby znacząco zasilić budżet państwa. W Wielkopolsce za hektar gruntów ornych płaci się przeciętnie ponad 20 tys. złotych. W województwach, gdzie jest najtaniej, cena hektara przekracza 8 tysięcy złotych. Gdyby więc udało się sprzedać wspomniane wcześniej 30 proc. dotychczas dzierżawionych gruntów, zastrzyk do budżetu byłby znaczący.

Jednak nawet przedstawiciele Izb Rolniczych mają wątpliwości co do tego, czy faktycznie uda się nieco wyrównać szanse. - Sama cena zakupu jest barierą - mówi Pabiszczak. - Znów może się okazać, że mniejsi rolnicy nie mają na to pieniędzy ani zdolności kredytowej. I znajdziemy się w punkcie wyjścia. Wtedy ziemia znowu pójdzie w dzierżawę. Pytanie do kogo - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski